To nagła diametralna zmiana Franka z dupka chcącego się zabić w rodzinną dziadzię oraz zniknięcie wątku samobójstwa. Rezygnacja z tego nie jest tak prosta jak "nie pójdę na spacer bo pada". Gdzie odnalazł sens życia? W rodzinie której nie znosił?
Czego uczą takie cudowne happy endy?
Nic dziwnego że ludzie (prawdziwi) się zabijają gdy lukrowy świat ich marzeń, wspierany przez naiwne filmy, zderza się z rzeczywistością.