Cóż, przykre, że tym razem Nicolas Cage nie zdołał uratować świata. Zdarza się każdemu! Może byłoby lepiej, gdyby film typu "mistery" nie przerodził się w ufologiczny, potem katastroficzny, a na koniec w tchnący optymizmem obraz Edenu z majestatycznym drzewem. Widzowie nawet nie muszą zgadywać, że chodzi o Drzewo Wiadomości Złego i Dobrego, bo usłużny amerykański scenarzysta niezawodnie to podpowiada. I to chyba wszystko, co można powiedzieć o tym filmie, bo jest on, jaki jest - chwilami ciekawy, chwilami bezbarwny i przewidywalny, a generalnie nijaki. Badacze tajemnicy prezydenckiej katastrofy mogą obejrzeć całkiem niezłe jej zilustrowanie, a badacze Kabały mają szansę przetworzyć numerki w daty i dane lokalizacyjne. Cała reszta widzów po zakończeniu seansu pewnie zacznie się zastanawiać, czy przypadkiem nie było alternatywnego i o niebo lepszego sposobu na spędzenie czasu, ale odpowiedzi na to pytanie nie należy upubliczniać, aby nie uniemożliwiać innym podjęcia autonomicznej decyzji.
Na plus należy odnotować, że Cage nie od tego filmu zaczął drogę ku totalnemu upadkowi, a asortyment jego min był zadziwiająco wstrzemięźliwy.