Dla samej muzyki warto obejrzeć, magiczna.
To jeden z tych rzadkich filmów, które pauzuje się przed wyjściem do kibla.
Dokładnie. Zwłaszcza "Chi Mai", który to utwór przewija się prawie przez cały czas trwania filmu. Sam film mnie nie zachwycił, ale ze względu na Morricone obejrzałem go do końca.
Słynny utwór 'Chi Mai' prędzej w filmie Jerzego Kawalerowicza, "Magdalena" [1971].