myśle, że ten film... ma duży problem z tożsamością... i sam do końca nie wie co przedstawia... niby jest to film katastroficzny... w którym nagle nie wiadomo skąd pojawia się wątek humorystyczny (mam na myśli dwie babki siedzące z maskami gazowymi - come on... that was a little funny), który jest kompletnie nie na miejscu... podobnie nijako wpasowują się w cały klimat te gierki z pół zazdrością... między głównymi bohaterami... oglądając to miałem odczucie jakbym oglądał dwa równoległe do siebie filmy... jeden... to film katastroficzny... a drugi jakaś komedia romantyczna... która nie jest śmieszna...
... ok jest tam jedna rzecz... która mnie ostatecznie przekonała, żeby to obejrzeć... a może nie tyle rzecz, co osoba... a może i jednak rzecz... bo mówię tutaj o oczach i uśmiechu pięknej (przynajmniej w moim odczuciu) Zooey Deschanel... ehh...
... no nic... w skrócie mówiąc film chyba miał nam przekazać... "nie wku**iajcie drzew... bo skopią wam kiedyś tyłki..." i ok, niech będzie... skoro drzewa nie potrafią mówić za siebie... niech zrobi to ktoś inny...
... mimo, że przy pomocy tego komentarza próbuję sobie jakoś uporządkować moje myśli związane z tym filmem... to nadal nie jestem pewien... czym on na prawdę jest...
Jezu, pierwszy raz widzę kogoś, kto robi tak dziwne zabiegi z pisownią - jestem w szoku.