Wczoraj po raz kolejny obejrzałam ten film, po raz kolejny z przyjemnością. Tak się składa że też jestem w sumie taką niedojdą zyciową bez ukształtowanych właściwości, wchodzącą z jednago łajna w drugie. Tylko że póki coś jest na ekranie to się jeszcze można pośmiać. Normalnie to chyba nie ma w tym nic do śmiechu że się komuś ciągle powija noga. Ale w sumie zaczynam dochodzic do wniosku że śmiejąc się z niepowodzeń wyrządzę sobie o wiele większą przysługę niż biadoląc do znudzenia. Dla mojego towarzystwa to też na pewno lepiej...a więc od tej chwili się za siebie biorę:)
heh, niestety gdy obejrzałem ten film też nie było mi do śmiechu bo zobaczyłem tam wiele z tego co dzieje się w moim życiu. Nawet podobnie jak główny bohater studiowałem prawo- co oczywiście nie było najlepszym wyborem, a gdzieś w międzyczasie musiałem zarzucić pomysł ze szkołą oficerską. Całe życie od dzieciństwa w którym nigdy nie byłem najgorszy ani nigdy najlepszy, a zawsze gdy już coś się udało to musiało być zabite jakąś porażką. Czasami się z tego śmieję , innym razem wściekam i zastanawiam czy da się jakoś wyrwać z tego obłędu.A na razie z przyjemnością oglądam perypetie Piszczyka i cieszę się że chociaż mam komputer i troche czasu na takie rzeczy, a że cała reszta się nie udaje-trudno ;). Pozdrawiam i powodzenia w walce z zezowatym szczęściem ;)