- kiedy nic nie było dopowiedziane, np. gdy nawiedziła farmę matka Małej albo kiedy film zmierzał ku surrealizmowi - rozbrzmiewała wówczas znana piosenka Palace Orchester i widzieliśmy dziwne miejskie sylwetki na tle pegeerowskiego krajobrazu. Kiedy reżyser koniecznie chciał "domknąc drzwi", i Zamachowski dzielił się z dziewczyną filozofią zmrużonych oczu - odczuwałem sztuczność sytuacji.
Zdjęcia, montaż, igranie z czasem poprzez ów montaż i "pokazywanie" bezruchu - to wielkie mistrzostwo. Miałem wrażenie jakiegoś spełnienia filmowego, widząc, jak to osiągnęli reżyser i operator, bo wiele razy znajdowałem się w sytuacji takiego zawieszenia wśród pól, na tle pegeerowskich pejzaży i pamiętam jak odczuwałem intensywność czasu, raczej intensywność istnienia czasu poprzez jego jakby zatrzymanie, niby rozpędzonych kół. Latem przemierzałem setki i tysiące kilometrów na rowerze, rozbijałem namiot czasem na dziko i właśnie widziałem te krajobrazy, takie malowanie się słońca na pniach i budynkach, takie "wiszenie" czasu ukazywane tą niby banalną scenerią i sytuacją jakichś zbiorników rolniczych, szop, hal, domków, młodego zboża zmieszanych z moim zatrzymaniem się w pędzie turysty rowerowego. To mniej więcej pokazali twórcy filmu.