..film przybladł po latach. Powaga problemów amerykańskich z lat 70 -wydaje się z perspektywy czasu raczej przyziemna, a hippisi to takie zawracanie głowy ".. z nudów"..Kowalski - dobry chłop, ale nie zachwycił. To był film, który kiedyś ogladało się z uwagą.., ale czas zrobił swoje...
dla mnie był-rewelacja, gdybym teraz zobaczył pierwszy raz nie przypadł by tak do gustu
A ja obejrzałem w dzieciństwie i teraz po latach i stwierdzam, że o ile kiedyś dałbym 6/10 to teraz daję 10/10 bez wahania.
Dlaczego?
1) pięęęękne krajobrazy i niesamowite poczucie wolności,
2) głównego bohatera, który ma swoje ciemne i jasne strony, ale jednak tych jasnych jest więcej, jak wjechał w blokadę to aż mnie coś zabolało... chyba najbardziej podobało mi się, kiedy uratował dziewczynę przed policjantem, a później kiedy nie skorzystał z propozycji seksualnej. Był w tym sobą, był naturalny, było w tym coś po prostu... mega!
3) scena z jego ukochaną... no coś pięknego... "ja wiem, że nienawidzisz tej blizny ale ja ją kocham, przez to jeszcze bardziej", taka niesamowita bliskość między nimi, chciałbym, żeby moja kobieta powiedziała mi coś podobnego, jak zginęła aż mnie coś zabolało...
4) czarny prezenter... niesamowita postać... on zrozumiał kowalskiego, sam był po części wyrzutkiem, niewidomy i czarny... gość bez przyszłości, po przejściach, jak kowalski... obaj po prostu wystąpili przeciwko regułom i zasadom, bezmyślnemu pościgowi dla samej idei złapania kowalskiego, który przecież tak naprawdę nie zrobił nikomu krzywdy... wręcz przeciwnie, był mężczyzną, którego było stać na to, żeby uratować bezbronną kobietę, który po prostu zachował w tym wszystkim ludzką twarz, był sobą. Do końca.
Kowalski i czarny prezenter są dla mnie prawdziwymi zwycięzcami, ludźmi którzy po prostu odważyli się być sobą. I to jest w tym filmie piękne.