Nie wiem czemu coraz częściej reżyserzy podchodzą do odbiorcy jako do tępego pozbawionego wyobraźni półgłówka. Oryginał dawał do myślenia, pozostawił trochę niedopowiedzeń i skłaniał do prawdziwej refleksji. Za to ta wersja (zrobiona jak widać dla nielubiących zbyt intensywnie pomyśleć) zabija dokładnie wszystko co watrościowe wnosił kultowy pierwowzór. Całe przesłanie trafił szlag. 4/10
I to jest właśnie ten błąd niektórych obecnych twórców, nie robić powtórek z przeszłości. Oryginalny "Vanishing Point" Richarda Sarafiana jest z 1971, a w porównaniu z nim, wersja z 1997 to prawie nówka. Film Sarafiana był symboliczny, świetnie ukazywał styl i jednocześnie problemy amerykańskiego społeczeństwa tamtych lat, wg. mnie nie można do końca odbierać go dosłownie - ot, wsiadł facet po prochach do samochodu, założył się z kimś, po czym rusza i zwiewa przed policją przez 3 stany - tu w ogóle nie o to chodzi (z resztą kto oglądał, to zapewne rozumie i wie o co mi chodzi). Natomiast z tego co słyszałem z wypowiedzi innych (pomysł z żoną w ciąży i wyskakiwanie z samochodu) świadczy o tym, że nowa wersja nastawiona jest na prosty film akcji, bez w/w symboliki, a nie oszukujmy się, pierwowzór był zdecydowanie dramatem. To samo mieli zamiar zrobić z "Easy Riderem", równie kultowym filmem (ostatnio o tym przycichło). Szczerze mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, w przeciwnym razie kolejny wspaniały film z innej epoki ucierpi...
Facet traci żone i dziecko do których jechał przez cały film, potem z żalu popełnia samobója - i to w/g Ciebie nie jest dramat?
W momencie gdy ciało w tajemniczy sposób 'zniknęło' z auta, Kowalskiego zabrał anioł lub w ostatniej chwili zdołał niezauważony przez nikogo wyskoczyć z auta przy prędkości stu parudziesięciu km/h... aby po chwili znaleźć się z żoną 'po drugiej stronie' to robi się trochę niepoważnie, i mało realnie. A dramaty bywają raczej poważne i raczej realne.
A przy okazji, czy tylko mi się wydaje czy kiedy auto staje w płomieniach, wygląda jak po kraksie z prędkością najwyżej 60 km/h?
Po co oglądasz takie filmy, skoro nie rozumiesz. Tu przecież nie chodzi o to co się wydarzyło naprawdę. To "zniknięcie" z auta, rzekomi świadkowie widzący go wyskakującego to przecież opis naszej rzeczywistości. Cokolwiek się stanie, zawsze "istnieją" swiadkowie, że stało się zupełnie odwrotnie. A media podsycają to, bo na tym żerują. Są przecież "świadkowie", którzy przysięgają, że żaden samolot nie uderzył w wieże WTC 11 września 2001. Są "świadkowie" tego, że rząd USA trzyma w zamknięciu zielonych ludzików z rozbitego statku kosmicznego. W USA istnieje organizacja zrzesząjąca tysiące ludzi, która dowodzi że Ziemia jest płaska, a ci ktorzy wierzą w kulistość Ziemi to ofiary spisku rządów wszystkich państw na Świecie. To w tym filmie to nawet nie jest kpina z tego, to takie łagodne stwierdzenie faktów. Wszyscy podświadomie chcemy, żeby rzeczywistość nie była taka bezwzględna i brutalna. Żeby gdzieś było miejsce na "ucieczkę" Kowalskiego w inny wymiar. W wymiar, w którym nie ma niesprawiedliwości, chorób i śmierci. Kowalski tam "gdzieś" dojechał i spełnił to nasze dziecinne marzenie. Film mi się podoba.
Wyzywasz innych od półgłówków jednocześnie sobie przypisując prawo do jedynie słusznej interpretacji nt tego co reżyser miał na myśli. Jeżeli interpretujesz tę scenę odwołując się do 11 września i zielonych ludzików to nie mam pytań. Mogę zrozumieć, że film Ci sie spodobał natomiast poszukiwanie na siłę jakiejś wybitnej treści "ukrytej" w przekazie filmu uważam za daremne. Dla mnie to nic innego jak ckliwy, nudny, mało pomysłowy i odrealniony niby-melodramat, próbujący nieudolnie udawać, że jest "ciekawszy" lub w jakimkolwiek znaczeniu lepszy od wybitnego poprzednika.
Plus dla Ciebie za zgrabny styl, minus za wyzwiska i doszukiwanie się klasy i jakości tam gdzie ich nie ma. Pozdrawiam.
Wyjątkowo ckliwy i tandetny dramat, ale ludziom mogą się takie filmy podobać i ja im nie zamierzam tego zabraniać.
Ale trafia mnie coś, gdy coś takiego ma posiadać taki sam tytuł jak (kultowy) pierwowzór i jeszcze uważać się remake.
Jasne, przy twoich ulubionych "Psach", to dno :). Oglądaj sobie te Psy, staraj się pojąć ich ponadczasowe przesłanie, a z tym się nie męcz, bo ci jeszcze jakaś żyłka w głowie pęknie z wysiłku. PS.Mam nadzieję, że cię to "coś" już trafiło :)
Nie wiesz? Po prostu myślą, że wszyscy są tacy jak ty (tzn. tępe pozbawione wyobrażni półgłówki). Ale tu byli za ostrożni i spłodzili cóś, czego twój biedny, "skłonny do prawdziwej refleksji" móżdżek nie pojął. Kiś się we własnym sosie i myśl, że jesteś najmądrzejszy na świecie, a reszta to idioci.
Droga roxano33 czyżbyś nie rozumiała o co mi chodziło? Mój zarzut w temacie owego filmu polega na tym, że reżyser w tej wersji siłą narzucił interpretację - waląc pięścią o stół i krzycząć "Jest tak a nie inaczej". Ale nawet jeżeli owa interpretacja jest ładna bądź ckliwa kolej rzeczy jest taka, że po oglądnięciu filmu przygoda się kończy, a my ze spokojem odkładamy ową pozycję na którąś ze szufladek w swojej głowie i pozwalamy aby obrastała kurzem.
Tymczasem to co podobało mi się w pierwowzorze to było to, że nie było nic narzucone siłą. Dzięki temu pozostawało pole do formowania swych prywatnych interpretacji i snucia domysłów poprzez wielokrotne powracanie myślą do tego filmu. Nawet jeżeli w ten sposób przytrafi się nam zjawisko nadinterpretacji pytam cię - co w tym złego. Przecież to właśnie dzięki nadinterpretacji mamy możliwość dojścia do wniosków wykraczających poza zakres filmu, ale niejednokrotnie bardzo wartościowych.
Oryginał pozostawiał otwarte drzwi - remake je zamknął.
Święte słowa, a dodatkowo nie odważono się odpowiedzieć na tak trafną odpowiedź.
JESTES DEBILEM bo film naprawde ejst fajny i nie lubie ludzi ktorzy krytykoja dobre kino. Jak sie nie znasz to nie pisz pajacu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! KUP se psa i przestan pisac bzdury