Poważny obraz. W dużej mierze skupiony na oddaniu surowości dnia codziennego i bogactwa pustki mongolskiego stepu. Bezkres traw, rozległe wzgórza, wichry targających przyrodą. Samotne sioło położone gdzieś pośrodku niczego i mała, skromna rodzina hodująca owce i konie. Współczesna niewspółczesność.
Ale wbrew pozorom te ujęcia nie zachwycają. Raczej dokumentalizują rzeczywistość a jednocześnie nie kreują odpowiednio atrakcyjnej fabuły filmu. Nie ma tu tego poziomu sztuki, którą można spotkać w niemej, rosyjskiej "Próbie” (Ispytaniye) Aleksandra Kotta z 2014r. Kontemplacyjnym dziele o kazachskim stepie. Chociaż końcówka filmu jest dobra bo tam reżyserka daje dobrze wybrzmieć ciszy.
Nie ma tu też tej wyrazistości symbiozy człowieka i zwierząt jaka jest np. w armeńskim "Mlecznym bracie" Vahrama Mkhitaryana.
Film jednak nie nuży ale i nie wciąga. W dużej mierze film sprawia wrażenie naturszczykowego.
Ciekawy aspekt to natomiast wątek ekonomiczny. Cenny wskazówka do dzisiejszego świata. Ukazanie, że nawet w najodleglejszych zakątkach globu ludzie posiadają kredyty i zobowiązania finansowe. Przeznaczają je i wydają na co innego ale problemy rodzące się z tego są uniwersalne. Może z tego filmu i morał jest taki przed zasadami dzisiejszej cywilizacji konsumpcyjnej nigdzie już się nie da uciec. Że i w Bieszczadach i w mongolskim stepie trzeba za coś żyć i mieć co sprzedawać. A tugriki pomimo swojej egzotyki to jednak po prostu waluta.
Ode mnie: 5,5/10.
............................................................ ............................................................ .......
Film obejrzałem podczas 10. Festiwalu Filmowego Dwa Brzegi (Kazimierz Dolny, VIII.2016)
Moją podróż przez ekrany kinowe i kina Polski można oglądać na Facebooku pod nazwą "Wszystkie Kina Studyjne Polski".