Otóż Bóg istnieje. Mieszka w Belgii razem z żoną i niesforną nastoletnią córką. Miał jeszcze syna, JC, ale ten dawno temu uciekł z domu i naopowiadał ludziom różnych głupot, na przykład, że Bóg jest miłością. Dobre sobie, Bóg jest złośliwym, agresywnym i małostkowym dziadygą, któremu przyjemność sprawia wymyślanie kolejnych absurdalnych praw stanowiących utrapienie dla ludzi (pomysł dnia: kanapka z dżemem zawsze upada lepką stroną na ziemię) oraz obserwowanie ich cierpienia. Córka postanawia napsuć mu trochę krwi, więc włamuje się do komputera, którym zarządza światem, ujawnia – drogą smsową – datę śmierci każdego człowieka, a następnie ucieka z domu i postanawia odnaleźć 6 nowych apostołów, bohaterów Zupełnie Nowego Testamentu.
No nie jest to komedia dla osób nietolerujących robienie sobie żartów z religii. Reżyser w błyskotliwy i lekki sposób drwi sobie z dogmatów katolickiej wiary. Tak przez jakieś kilkanaście minut. Później już jakby zabrakło mu pomysłów na to, co z tym dalej zrobić, więc leci już raczej siłą początkowego rozpędu. Czasem trafia z żartem w dziesiątkę, czasem ledwie muśnie tarczę, robi to jednak z takim wdziękiem, że wybaczamy mu nieco toporne poczucie humoru i marnowanie ogromnego potencjału zgromadzonego w pierwszych minutach filmu.
http://kinofilizm.blogspot.co.uk
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://facebook.com/profile.php?id=548513951865584