Poczatek rewelacyjny i swietna zapowiedz na film. Wszystko sie zmienilo wraz z apostolami... Motyw konfrontacji ojca z corka. Przygody w swiecie smiertelnikow- to wszystko wyparowalo i zamienilo sie w dokument. Nuzacy dokument o zyciu popieprzonych ludzi (pierwsi dwaj i czwarty byli calkiem ok ale nudni - natomiast cala reszta to dziwacy nie wnoszacy nic poza swoim popieprzonym charakterem). Nie rozumiem jak mozna ich nazwac apostolami - nie wniesli nic do fabuly oprocz swojego zycia.
Film ratowal tylko kevin (szkoda ze nie zostal kaleka na wozku z wyrokiem 42 lat zycia- to byloby fajne) oraz bog ktorego bylo za malo....
Zadnego epickiego zakonczenia z bogiem w roli glownej... Smierc ich wszystkich to byloby cos ale oczywiscie musi byc cholerny happy end pozbawiony sensu. ..
Gdyby zamiast zajmowac sie zyciem losowych ludzi przez wiekszosc filmu i przeznaczyc ja na przygody boga corki i apostolow to film bylby rewelacyjny.
Spodziewalem sie ze gromadzenie apostolow to jak gromadzenie druzyny ktora odegra role na samym koncu. Wtedy to wszystko mialoby jakis sens