Liczyłem na wysoko-koktajlową Komedię, a dostałem zwykłą i niezbyt śmieszną bajeczkę (jakich wiele)
w której mocnym punktem i jedynym okazała się scena nawiązująca do "The Godfathera". No cóż,
nie zawsze jest niedziela.
Rozczarowanie: 3/10.
Eh. Byłem ciekaw czy to już koniec czy ten temat powróci.
Ale ok, skoro oponent nie składa broni to ja też nie zamierzam.
Już ktoś pewnie to pisał, ale powtórzę: To nie jest ''bajeczka jakich wiele'' ponieważ właśnie, nie jest zwykłą komedią, lecz filmem animowanym łączącym wiele gatunków
"To nie jest ''bajeczka jakich wiele'' [...] lecz filmem animowanym łączącym wiele gatunków" - takim samym Crossoverem (połączeniem) stylistyczno-gatunkowym są "Pingwiny z Madagaskaru" (Komedia, Akcja, Kryminał, SF), "Shrek" (Komedia, Fantasy) czy "Kung Fu Panda" (Akcja, Komedia, Fantasy), więc "Zootopia" absolutnie NIE wyróżnia się na tle innych produkcji tego typu. Co innego ze "Star Wars" które są jedyne i niepowtarzalne - nie ma drugiej takiej serii
na świecie ani w galaktyce, więc to "Star Wars" jest UNIKATOWE a nie powyższa "Zootopia".
Czyli mówisz że Pingwiny z Madagaskaru to kryminał, a ''Zwierzogród'' zawiera nędzną zagadkę?
Obejrzałem kilka razy ''Pingwiny z Madagaskaru'' i byłem całkiem pozytywnie zaskoczony, humor i akcja była według mnie całkiem ciekawa.
Natomiast ''Zootopia'' spodobała mi się jeszcze bardziej ponieważ te rzeczy zdały mi się bardziej interesujące, a tradycyjna w filmach animowanych ''walka dobra ze złem'' wyglądała zdecydowanie ciekawiej (przynajmniej według mnie).
"Zootopia" to banał nad banałami i od początku wiedziałem, kto jest popaprańcem a kto nie. "Pingwiny z Madagaskaru" to w ogólnym rozrachunku Komedia Szpiegowska, ale przede wszystkim jest to KOMEDIA, a dopiero później jest cała reszta. "Pingwiny" miały śmieszyć i spełniły swoją rolę mistrzowsko, podczas gdy "Zootopia" jest takim nie wiadomo czym - ani to śmieszne, ani to wstrząsające czy zaskakujące (ewentualnie dla tych, którzy mało w życiu widzieli). Jak zechcę nacieszyć oczy wraz z mózgiem ponurą intrygą to odpalę se chociażby "Teorię Spisku", a jak będę miał ochotę na spektakularne akcje to mam od tego klasyki Stevena Seagala ("Mroczna Dzielnica", "Nieuchwytny", "Bestia") czy doskonałego w każdym calu "The Punisher: War Zone", nie mówiąc już o oldschoolowym "Ninja Assassin".
"Zootopia" to taka stylistyczna papka, która nie ma czego zaoferować, bo jakość animacji
nie wyróżnia się na tle innych filmów tego typu, a fabuła to po prostu banał pod masową publikę.
Jak chcesz ambitną produkcję to obejrzyj "9".
"Pingwiny z Madagaskaru" to był banał nad banałami. Nic ciekawego w tym filmie nie było. Powielane schematy i humor na siłę. Obejrzeć i zapomnieć
Nie twierdzę, że "Pingwiny z Madagaskaru" mają zaskakującą fabułę bo nie mają,
ale są Komedią z prawdziwego zdarzenia i w tym trzymają fason bez dwóch zdań.
Dokładnie, a już sam finał z jakimiś mutantami jest dla mnie mało atrakcyjny. W "Zootopii" takich pierdół nie ma.
Już pominę fakt, że Pingwiny takie są, mocno absurdalne jednak w filmie ten absurd był zbyt duży.
Chodziło mi o to, że serial o Pingwinach charakteryzuje się po prostu absurdem. Wiele rzeczy jest wyolbrzymione i nierealne. Oczywiście nie mówię, że to źle, wręcz przeciwnie. Natomiast film był kompletnie bez pomysłu. Czasem można się było pośmiać, ale sama fabuła i scenariusz były chyba pisane na szybko.
Ja odnoszę przeciwne wrażenie: w serialu Pingwiny były
tępe w hooy, podczas gdy we filmie miały więcej rozumu.
Jeśli chodzi o same akcje to nie narzekam.
Już sam fakt, że w filmie kinowym zrobiono z nich braci, było dla mnie kiepskim pomysłem.
Każdy z nich jest zupełnie inny, są zbudowani na zasadzie kontrastu i nie ma tu żadnego rodzinnego podobieństwa.
LIS:
I o to właśnie chodzi, żeby każdy się wyróżniał indywidualną
osobowością i charakterem, aniżeli wszyscy byli jedną wielką
bezkształtną masą.
Niestety, są zbyt różni jak na rodzeństwo, przez co ten zabieg jest wymyślony na siłę.
Generalnie mieszanie w takich sprawach w filmach animowanych nie jest dobrym pomysłem
Daj spokój. Dzieciaki z podstawówki na 3 kliknięcia mają
milion razy ostrzejsze rzeczy do oblukania, niżeli to co
my tutaj TYLKO omawiamy. Nie jestem po*ebem, żeby
tu wrzucać gorące materiały - o to nie musisz się martwić.
Teoretycznie pozytywnie. Fajnie się oglądało, mimo że trochę przydługi wstęp i generalnie nic nowego Tarantino nie pokazał.
"Fajnie się oglądało, mimo że trochę przydługi wstęp" -
jak dla mnie ten wstęp mógłby jeszcze z pół godziny
dłużej potrwać, no ale nie można mieć wszystkiego.
Suma summarum jest pod ogromnym wrażeniem,
bo Mistrz znowu pokazał, że nie ma Mu równych.
"The Hateful Eight" to Jego najlepszy film bez
dwóch zdań!
"generalnie nic nowego Tarantino nie pokazał" -
ku*wa, a co ty chcesz nowego w 2016 roku?!?! Wszystko co miało zostać wymyślone zostało już dawno temu wymyślone - nawet przez Mistrza Tarantino (!).
Nie da się wynaleźć koła na nowo, więc ja naprawdę nie mam zasranego pojęcia, skąd u ludzi takie debilne przeświadczenie, że trzeba wymyślić coś nowego (mowa o Sztuce) - tu już od dawna NIE ma nowości, tylko są krzyżówki znanych motywów dawno temu napisanych.
Skoro tak uważasz to niech tak będzie. Dla mnie Django to najlepszy film Tarantino, ale to tylko moja opinia
Bez bicia przyznam się, że nie miałem jeszcze okazji obejrzeć "Wściekłych Psów"
"Pulp Fiction" jest dobre, ale nie porwało mnie aż tak bardzo jak Django czy Bękarty.
Widziałem wszystkie filmy Tarantina i "Pulp Fiction"
na pewno NIE jest Jego najlepszym dziełem, bo takie
"Wściekłe Psy" czy właśnie "Bękarty Wojny" przebijają
ten film bez gadania. Z drugiej strony jak się uważniej
przyjrzeć to Mistrz NIE nakręcił ani jednej padaki -
wszystkie filmy to Arcydzieła (!). Ja nie wiem jak On to robi...
"Bękarty" w ogóle mnie nie porwały, ot, jedna dobra scena. "Diango" i "Pulp Fiction" znacznie lepsze.
"Bękarty" w ogóle mnie nie porwały," - to samo mówiłem
w dniu premiery, a po latach zmieniłem śpiewkę, gdy
dostrzegłem w filmie to, czego nie widziałem wcześniej.
Ten film to cholerne Arcydzieło z całą masą genialnych scen!
Co ty mówisz. Bękarty to świetna czarna komedia i mocno absurdalne podejście do nazizmu i okupacji niemieckiej w czasach wojny. Świetny film :>
No nie wiem, Tylko raz to widziałem, a "Pulp Fiction" już wiele razy, a po raz pierwszy w 1994 r. więc znam ten film znacznie dłużej i może stąd większy sentyment. "Bękarty" nie są złe, ale wybitne też nie.
Nie wypowiem się bo wszystkich nie oglądałem, ale to fakt. Nie słyszałem o tym, żeby jakikolwiek film Tarantino nazwano słabym. Tylko H8F8 trochę surowo potraktowano
"Tylko H8F8 trochę surowo potraktowano" - bo ludzie nie dość, że gówno się znają to jeszcze mają wymogi z dupy.
Ludzie oczekiwali po "The Hateful Eight" kolejnego "Django Unchained", a jak tego nie dostali to zaczęło się wylewanie gnoju, zaś jeszcze inni mieli w ogółe hooy wie jakie oczekiwania i wymagania względem tego tytułu.
Tarantino to Najlepszy Filmowiec bez dwóch zdań!
Cóż mi się po prostu nie podobał jak inne filmy Tarantino, ale nie mówię, że to zły film. Też liczyłem że dostanę drugie Django i hejtowałem, ale teraz uważam, że aż tak surowym być nie można.
Ja nie miałem szczerze sprecyzowanych oczekiwań względem "The Hateful Eight" - ja tylko chciałem kolejnego tarantinowskiego Arcydzieła, które rzecz jasna dostałem a nawet więcej, bo spełniło się moje ciche marzenie żeby Kurt Russell ponownie zagrał u Mistrza.
Ja od Tarantino lubie tylko "Kill Bill" obie części.
A na tytuł mistrza zasługuje w moim przekonaniu tylko dwóch ludzi. Alfred Hitchcock i Fritz Lang. A Tarantino daleko do nich.
Hitchcock i jego filmy to klasyka dobrego kina grozy. Są to filmy inteligentne do których trzeba dojrzeć..
A Lang to geniusz kina międzywojennego. Prekursor SF i twórca świetnych kryminałów.
Jak dla mnie tak. Każdy film to fabuła na pół godziny zawarta w dwóch godzinach. Realistycznie pokazuje tamte czasy ale to filmy wulgarne i pełne krwi. I będąc szczerym są to filmy praktycznie o tym samym w innym opakowaniu.
I mogę tak mówić skoro ty możesz uważasz Hitchcocka za przereklamowanego.
I Mistrzem może być dla ciebie dla mnie Mistrzami są ci dwaj panowie.
Hitchcock tak, tego drugiego też nie znam ;0 ale moim faworytem jest Steven Spielberg, choć nie każdy musi lubić ten styl i granie na emocjach, ale dla mnie to wielki wizjoner kina, podobnie jak Disney (Lucas już nie, to tylko niezły pomysłodawca, ale fatalny scenarzysta i reżyser). Może jeszcze Allen, Cameron (nie miał jeszcze złego filmu, ale też niewiele ich nakręcił).
Żeby poznać twórczość Langa trzeba sięgnąć do biało czarnych i niemych filmów lat 20.
Są świetne w mojej opinii.
Spielberg ma dobre filmy które bardzo lubię, ale lubię też klasykę kina.
POLINEKS:
"ale to filmy wulgarne" - bo takie mają być, to nie Disney.
"i pełne krwi" - chyba cię posrało człowieku?! We filmach
Tarantino nie ma więcej przemocy niżeli w innych filmach,
a gadasz tak jakby kręcił On jakieś gore'owe produkcje.
Bo jak widzę jego filmy to się zastanawiam po co te cyrki. Te filmy są takie sobie. Jedynie "Kill Bill" jest fajny a reszta to nie umywa się do filmów Spielberga, Hitchcocka i Langa.
LIS:
Spielberg ma parę udanych Hitów i nie zaprzeczam tego,
ale za dużo nijakości w jego dorobku, dlatego wrzucanie
go do Czołówki Reżyserów jest trochę śmieszne, no ale...
Natomiast Lucas to szmaciarz, a Cameron to największe (!)
ścierwo jakie chyba chodziło po tej ziemi.
Wolę wszystkie filmy Camerona od Twojego "Kosmicznego Meczu" i "arcydzieł" Bolla. ;)