"Joker" Todda Phillipsa rozbił bank w box-offisie i zdobył Złotego Lwa w Wenecji, ale film nie podoba się wszystkim. Okazuje się, że fanem filmu nie był też
Jared Leto - i to jeszcze, zanim na planie padł pierwszy klaps.
Co więcej,
Leto próbował nawet podobno zablokować produkcję filmu. Nie tylko zwrócił się z tym do swoich agentów, ale też poprosił swojego muzycznego menadżera, Irvinga Azoffa, by ten odezwał się w tej sprawie do szefów koncernu WarnerMedia. Wszystko dlatego, że czuł się oszukany: do roli Jokera przyciągnęła go perspektywa dużej roli. Tymczasem w
"Legionie Samobójców" był w zasadzie postacią drugoplanową i wygląda na to, że nie ma szans na kolejny film z jego udziałem.
Źródło powiązane z aktorem zaprzeczyło plotce, jakoby
Leto prosił Azoffa o wstawienie się za nim. Sam Azoff z kolei odmówił komentarza w sprawie. Ale nawet jeśli gwiazdor nie wykonywał jakichś zakulisowych ruchów, trudno wyobrazić sobie, by nie był sfrustrowany perspektywą filmu o Jokerze, w którym to nie on jest gwiazdą.
Tymczasem - zgodnie z przewidywaniami - powoli staje się pewne, że
Leto nie pojawi się w dwóch nadchodzących produkcjach DC:
"The Suicide Squad" Jamesa Gunna oraz
"Ptakach Nocy" Cathy Yan.
Gunn nawet wytłumaczył, że brak Jokera w jego filmie nie powinien nikogo dziwić, ponieważ nie jest on częścią komiksowego Legionu Samobójców.
Czy jest to zatem definitywny koniec
Jareda Leto w kinowym uniwersum DC? Czas pokaże. Na razie możemy spodziewać się aktora w roli postaci z kart komiksów Marvela: w przyszłym roku do kin trafi przygotowywany przez studio Sony
"Morbius" z jego udziałem.