Alan RickmanI

Alan Sidney Patrick Rickman

8,9
89 267 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Alan Rickman

Ta dyskusja będzie poświęcona omawianiu najlepszych ról Pana Alana Rickmana, a nie konkursem waszych gustów. Mówiąc dyplomatycznie, wszystkie jego role były wybitne, więc nie ma o co kruszyć kopii, tylko raczej omówić te najważniejsze, które widzowie najlepiej pamiętają.

joanna_kordus

Ja pierwszy raz widziałem naszego Mistrza w roli Szeryfa z Nottingham i nie wiedziałem wtedy jeszcze, że go polubię i będę zachwycony jego kreacją największego antagonisty Robin Hooda. Potem widziałem go jako Hansa Grubera. Później zaś ja Severusa Snape'a. Potem poznałem kilka innych jego ról, które jednak doceniłem dopiero po latach, czyli niedawno. Widocznie musiałem do tego, aby je docenić, odpowiednio dojrzeć emocjonalnie.

kronikarz56

A ja słyszałam o i o "Robinie Hoodzie: Księciu złodziei", i o "Szklanej pułapkę", jednak tak naprawdę po raz pierwszy zwróciłam na nazwisko naszego Maestro , gdy pokazywali późnym wieczorem taki telewizyjny film "Dwa w jednym". Jednak naprawdę mnie zainteresował, tak na poważnie, gdy wystąpił w filmie "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". No i gdy zagrał w "To właśnie miłość", też jego nazwisko przykuło moją uwagę, ale wtedy myślałam sobie: "Zaraz, to jest ren sam aktor co gra w 'Harrym Potterze'?" Ale już wtedy uznałam, że role komediowe też znakomicie do niego pasują. W każdym razie, wybitnych aktorów docenia się naprawdę dopiero wtedy, gdy nie ma ich wśród żywych. Taka prawda.

joanna_kordus

Pamiętam, jak ja sam byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem Alana Rickamana bez typowej dla Severusa Snape'a charakteryzacji. Byłem nieźle zaskoczony, że to jest ten sam aktor, a później nieco lepiej poznałem jego kreacje w innych filmach i okazało się, że doskonale znam jego najsłynniejsze role - Hansa Grubera i Szeryfa z Nottingham, ale cóż... Nie miałem wtedy, gdy poznałem te jego role, że tak bardzo polubię tego pana. Ale czasami tak właśnie jest, że dopiero z czasem polubimy jakiegoś aktora bądź aktorkę :)

kronikarz56

No właśnie. Tak bywa. :) Ale są role, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, bo nigdy nie mieliśmy okazji się z nimi zapoznać. Mam na myśli nie tak szeroko znane role w filmach "Rasputin", "Mesmer" i "W rękach Boga". :)

joanna_kordus

Dokładnie tak. Faktem, że film "RASPUTIN" z Alanem Rickmanem jest mniej znany jest choćby to, że ten film nie ma polskiego lektora, a jeśli już, to tak badziewnego i sztucznego, że lepiej zgrać sobie wersję z napisami. Tak czy siak Rasputin to dzisiaj mało znana rola naszego Maestro, a szkoda, bo zagrał tę postać rewelacyjnie.

kronikarz56

Pomińmy lektora i napisy, a zostańmy przy aktorze. Naprawdę nie sądziłam, że można w ogóle nakręcić film o tej barwnej postaci z historii carskiej Rosji. A jednak... I to jeszcze z jakimi aktorami... Normalnie nic, tylko tureckie pokłony bić przed taką obsadą, a szczególnie przed naszym Maestro. Może przesadzam, ale taka jest prawda. :)

joanna_kordus

Nie, bynajmniej nie przesadzasz, bo ja sam miałby ochotę bić pokłony przed Alanem Rickmanem po tym, jak zagrał on Rasputina. Wersja z Gerardem Depardieu, choć nieco wierniejsza historii, to jednak nie umywa się do wersji z naszym Maestro.

kronikarz56

O, tak. :)

joanna_kordus

Nasz Maestro to był wielki aktor. Co by nie mówić, jego kreacje nigdy nie zostaną zapomniane. Bo czy ktoś, kto raz pozna Severusa Snape'a czy Hansa Grubera czy Szeryfa George'a z Nottingham może ich potem zapomnieć? :)

kronikarz56

Dokładnie. No, nie ma takiej opcji, by zapomnieć tych bohaterów filmowych. :)

joanna_kordus

Zgadzam się z tobą. Postaci zagranych przez naszego Maestro nie można zapomnieć. Zwłaszcza młode pokolenie najlepiej zapamiętało Severusa Snape'a. Ale jeśli zainteresowało się Alanem Rickmanem, to z pewnością poznali jego inne genialne role i z pewnością je polubili.

kronikarz56

O, z pewnością.

joanna_kordus

I na pewno niejednego zdziwi np. to, że spiskowcy dowodzeni przez Szeryfa, gdy zabijają ojca Robin Hooda, to noszą stroje niezwykle podobne do strój śmierciożerców, tyle tylko, że śmierciożercy nosili się na czarno, a spiskowcy na biało.

kronikarz56

Nie tak - to śmierciożercy noszą stroje niezwykle podobne do spiskowców dowodzonych przez Szeryfa z Nottingham. Ale reszta się zgadza. :)

joanna_kordus

Wiem o tym, ale słuchaj... Ja mówię z perspektywy współczesnego widza, który najpierw pozna filmy o Harrym Potterze, a dopiero potem film "ROBIN HOOD: KSIĄŻĘ ZŁODZIEI". I dla takiego współczesnego widza to właśnie spiskowcy Szeryfa noszą podobne stroje do strojów śmierciożerców. Rozumiesz? :)

kronikarz56

OK, rozumiem. :) Tak czy siak, wszystko się zgadza oprócz kasy. ;) A wracając do Rasputina tak na chwileczkę, to mógłby zaśpiewać o sobie: "Mam w sobie moc niezwykłą. Gdy zechcę, mogę użyć jej." :)

joanna_kordus

Właśnie, wszystko się zgadza oprócz kasy. Nawiasem mówiąc ciekawi mnie jedna rzecz - jakby brzmiał Alan Rickman jako król Haggard w filmie animowanym "OSTATNI JEDNOROŻEC". Obejrzałem sobie specjalnie ten film po angielsku z polskim lektorem. Wersja kiepska, bo lektor głupio tłumaczy imiona bohaterów, ale Christopher Lee jako Haggard był fenomenalny. No i nagle mnie naszło, że Alan Rickman i John Hurt jako jedyni mogliby zastąpić pana Lee. W końcu cała trójka już dowiodła swego talentu w roli łotrów pierwszej klasy. He he he... Mała poprawka. Ta piosenka szła tak "Mam w sobie moc niezwykłą. Mogę użyć jej, gdy chcę", ale pomysł twój mi się podoba :)

kronikarz56

To prawda. :) OK, zapomniałam, jak to dokładnie leciało. Ale sam przyznasz, że piosenka pasuje do Rasputina. :)

joanna_kordus

Owszem, doskonale by tu pasowała, podobnie jak przeróbka piosenki "CIAO, SICILIANO", którą Razuś też mógłby zaśpiewać. Przeróbka leciała tak:

"Chodź, chodź, chodź
Tu na siano.
Chodź, chodź, chodź,
A do domu znowu wrócisz rano.
Chodź, chodź, chodź
Tu na siano.
W stodole będę sam
I wino z sobą mam"
xD

Choć on mógłby raczej śpiewać o wódce, bo to do Rosji bardziej pasuje :) Ale tak czy siak naprawdę Alan Rickman doskonale go zagrał. Widać było, że wkłada w swoje działania całe swoje serce. On po prostu kochał kino.

kronikarz56

Niezła. ;) Dokładnie. :) Się wie. Kochał nie tylko kino, ale i teatr. :)

joanna_kordus

Pewnie, że niezła piosenka, nie ma co gadać. Naprawdę bardzo mi się podoba i bawi mnie do łez :) No i tak, to sama prawda, do Rasputina w tej piosence zamiast wina pasuje bardziej "wódka". Alan Rickman gra doskonale. Ostatnio obejrzałem w telewizji na STOPKLATCE film "QUIGLEY NA TROPIE" i to głównie dla Alana Rickmana. Nie ukrywam, że byłem nim zachwycony. Świetny western pełen przygód i ciekawych bohaterów, a poza tym genialny główny bohater i jeszcze super czarny charakter. Szczególnie spodobała mi się reakcja Quigleya na to, jak jego pracodawca mu wyznaje, co naprawdę ma dla niego robić (czyli polować na Aborygenów).

kronikarz56

Aha. :) No, absolutnie tak. :) A ja tylko fragmenty. I tylko mi godzina emisji nie pasowała, bo włączyłam 35 minut po rozpoczęciu filmu, to już Quigley i Cora błąkali się po pustyni, a przecież pamiętam z poprzedniego oglądania, że aż półtorej godziny musiałam czekać, aż pokażą pierwszy raz pana Alana witającego Quigleya i tę kobietę, Corę. A mnie zaskoczyło, że pan Tom Selleck był na tyle silny, by swego filmowego przeciwnika wyrzucić na podwórko. Powiem szczerze, że widział mi się nieco szczuplejszy od naszego Maestro.

joanna_kordus

A ja obejrzałem cały film głównie dla Alana i wcale tego nie żałuję, bo film jest tego wart. Jeśli chodzi o mnie, to naprawdę świetna historia. He he he. Akurat pan Selleck wywalił Rickmana na podwórko. Magia kina pozwala nam w to wierzyć, podczas gdy Alan sam wyleciał. Ale to było boskie, jak Alan wściekły wraca do domu i za chwilę wylatuje z niego z powrotem. Nie wiem czemu, ale grany przez niego drań mi osobiście przypomina jego wersje Szeryfa z Nottingham :)

kronikarz56

Ja też nie żałuję. :) Może to tylko mnie wyobraźnia to podpowiada, ale jakoś musiał być efekt wyrzucania tego pana z jego własnego domu. Jeszcze ten tekst: "Nikt mnie nie będzie wyrzucał z mojego własnego domu!" A za chwilę pojawia się pan Selleck, chwiejący się ździebko na nogach. Normalnie +10 do rewelacji za tę scenę i za ten tekst. :) Nie tak znowu podobny do końca, ostatecznie miał powody do zemsty na Aborygenach. Widać, pamiętliwy gość był z pana Marstona. Ale Szeryf z Nottingham? Zupełnie inna bajka. ;)

kronikarz56

Po lekturze "Rozważnej i romantycznej" mam tylko jedno pytanie, ale dość ciekawe. W książce ani razu nie pada imię pułkownika Brandona, a na potrzeby filmu nadali mu imię Christopher. To mnie właśnie zastanawia. Skąd oni wytrzasnęli to imię? Nie mam nic przeciwko temu imieniu, jakby co, ale mnie tylko zastanawia, skąd wzięli imię "Christopher" dla pułkownika Brandona? Swoją drogą, Jane Austen zrobiła z niego wręcz archanioła, choć z niewesołą przeszłością, ale chwała jej za to. Tylko możemy sobie życzyć, by na świecie było więcej takich jak on i jak sam Alan Rickman, a wtedy ten świat będzie dużo lepszy i dużo piękniejszy. :)

joanna_kordus

Naprawdę ja początkowo sądziłem, że Marston będzie kumplem Quingleya, jednak okazało się iż ponownie nasz Maestro zagrał drania. Nic dziwnego, skoro filmowcy widzieli go w rolach takich drani jak Gruber czy Szeryf. Tak czy siak Marston mnie rozwalił, jak został wykopany z własnego domu, wściekły chce iść i sprać Quingleya, ale za chwilę znowu z tego domu wylatuje :) Podoba mi się też scena śmierci Martsona. Był równie mocno zdziwiony swoim zgonem, jak Szeryf, gdy dostał nożem od Robin Hooda. No, ale na szczęście nie zrobił szopki ze swej śmierci :)

Właśnie... Bardzo dobre pytanie. To naprawdę interesujące zagadnienie. Chętnie bym się tego sam dowiedział. Tak czy siak podzielam twoje zdanie w sprawie Alana Rickman czy pułkownik Brandon.

kronikarz56

No, to się można było rozczarować, że przewidywania co do sztamy między panem Marstonem a tytułowym bohaterem się nie sprawdziły. Tak, nawet mnie to rozbawiło, ale też zaskoczyło. :) A jak zginął? :)

Chwilowo uznam je za retoryczne. :) Dzięki. Mam nadzieję, że takich jak ja jest więcej. :)

joanna_kordus

Właśnie, ja byłem nieco zaskoczony tym, że Marston będzie wrogiem Quingleya, ale nie ma sprawy. Jako wróg spisał się znakomicie. Jak zginął? Genialnie po prostu. Po długiej walce jego prawie wszyscy ludzie zginęli poza dwoma, którzy złapali głównego bohatera i przyprowadzili go do Marstona. Ten postanowił dać mu szansę i oddał mu broń, a sam stał ze swoimi ludźmi stał z bronią gotową do strzału. Specjalnie dał Quingleyowi colta, którego ten nie lubił, więc pewnie nie umiał z niego strzelać. Wydawało się, że Quingley zginie, a tu bach! Sekunda i trzy strzały padają i Marston raz ze swymi dwoma pomagierami pada na ziemię. Wszyscy mają krwawe plamy w okolicach serca. Quingley zaś mówi do nich "Mówiłem, że nie lubię colta. Nie mówiłem, że nie umiem z niego strzelać". Marston zrobił załamaną minę i skonał.

Tak czy siak nawet dobrze, że w filmie dali pułkownikowi imię. Dzięki temu lepiej brzmi jego nazwisko :) Ja też mam taką nadzieję :)

kronikarz56

No tak. Zresztą należało się tego po nim spodziewać. :) Ho, ho, faktycznie ciekawa scena. Aż żałuję, że nigdy nie udało mi się obejrzeć tego filmu w całości, tylko fragmentami. :)

Też tak myślę. Dzięki temu okazuje się, że i Krzyśki to fajne chłopaki. :) Byłoby fajnie, gdyby ktoś jeszcze się dołączył do moich życzeń. Bo na pewno są tacy, co życzą sobie tego samego co ja, tylko dotąd nie odważyli się tego życzenia wypowiedzieć na głos. :)

joanna_kordus

Oczywiście pan Marston miał własne pojęcie "uczciwej walki", bo przecież zrobił wszystko, aby Quingley nie miał najmniejszych szans pokonać. A tu zonk! Okazuje się, że Quingley jednak umie strzelać z colta. Wyraz twarzy Marstona w chwili śmierci był po prostu genialny :)

Wiesz, powinnaś obejrzeć kilka filmów, w których okazuje się, że Huberciki to też są fajne chłopaki :)

kronikarz56

Typowe dla obwiesiów, których przyszło Panu Rickmanowi zagrać. :) W "Robinie Hoodzie" też wyglądało, że Robin przegra, bo miał złamany miecz, a tu - jaka niespodzianka. Skorzystał z nieuwagi Szeryfa i wpakował mu sztylet prosto w serce. I też Szeryf zrobił minę godną Oscara, gdy poznał broń. :)

Może kiedyś obejrzę. :)

joanna_kordus

Właśnie, ale pan Marston ma tę jedną przewagę nad Szeryfem Jurkiem, że przynajmniej nie zrobił szopki ze sceny swojej śmierci, a grzecznie położył się na ziemi i skonał. No, a nasz drogi Szeryf... Zobacz, jak powoli umierał. Albo Hans Gruber... Jak spada w dół z wieżowca, to oczywiście musi to robić powoli, aby widzowie i Bruce Willis dobrze sobie zapamiętali jego przerażoną twarz xD

Polecam serdecznie. Filmowe Huberty to równe chłopaki :)

kronikarz56

Też racja. :) Phi, ale nie chciałbyś być na miejscu Pana Rickmana. Jego przestrach był autentyczny, bo naprawdę bał się o swoje życie. Ale to niezbyt miłe doświadczenie mu się przydało, gdy kręcili scenę śmierci Dumbledore'a i to jak spadał z wieży. Chyba wtedy Pan Rickman udzielał wskazówek Panu Gambonowi, jak ma się ustawić do tego upadku albo coś takiego. :)

Nie reklamuj mi tu siebie, bo gadamy tylko i wyłącznie o Panu Alanie Rickmanie. Siebie możesz reklamować w prywatnych wiadomościach. :)

joanna_kordus

Pewnie, że nie chciałbym być na jego miejscu, bo to zdecydowanie jest ostatnie doświadczenie, którego chciałbym doświadczyć. Ale nawiasem mówiąc, to żeby taki numer Alanowi wyciąć, aby się naprawdę przestraszył i był bardziej realistyczny :) He he he. Dobre! Bardzo dobre! W sumie to masz rację i mogło mu się to przydać podczas kręcenia sceny upadku Dumbledore'a z Wieży Astronomicznej :)

Dobra, niech ci będzie. Ale nawiasem mówiąc ciekawi mnie, czy Alan zagrał kiedyś jakiegoś Huberta :)

kronikarz56

Taki numer wyciął naszemu Maestro kaskader, który mu towarzyszył podczas wykonywania tej sceny. Mieli aktora zepchnąć na "trzy", a zepchnęli na "dwa". :) Właśnie. :)

O ile dobrze pamiętam, to ani razu. :)

joanna_kordus

Ach, a więc to tak! Nieźle! Z tego kaskadera to był, jak widzę, niezły dowcipniś :) Ale panu Rickmanowi z pewnością nie było do śmiechu. Po wszystkim z pewnością chciał udusić tego kaskadera. Ja bym na pewno tego chciał xD Ale tak czy siak wiedza o tym, jak wygląda taki upadek z dużej wysokości wygląda, bardzo mu się później przydało :)

Wielka szkoda. No cóż... Nie ma doskonałości, jak powiedział Lis do Małego Księcia :)

kronikarz56

Co to za dowcipniś, przez którego umierasz ze strachu? Ja bym temu kaskaderowi nagadała, że hej, a mam to po mamusi. :D Owszem, przynajmniej wiedział, jak poinstruować kolegę z planu. :)

No właśnie. :)

joanna_kordus

Wiesz, słowo "dowcipniś" było tu użyte z ironią, moja droga :) Tak czy siak muszę powiedzieć, że naprawdę ja bym nie tylko takiemu kaskaderowi nagadał, ale jeszcze bym mu zrobił numer a la Hans Gruber. Mianowicie wziąłbym gnata i zaczął sobie z nim żartować, śmiać się, potem bez ostrzeżenia wycelowałbym mu w głowę i strzelił... farbą xD Ciekawe, co by on wtedy powiedział :) Tak, taka wiedza, jak widać, czasami się przydaje :)

Nawiasem mówiąc Lisa wspaniale zagrał w tym filmie Gene Wilder. Naprawdę wzruszyła i rozbawiła mnie jego kreacja.

kronikarz56

Wiem, że "To był SARKAZM!" :D Uch, zaraz by się temu kaskaderowi odechciało podobnych numerów. :D Nom. :)

Tak, wyobrażam sobie. Ale trzymaj się tematu tej dyskusji, albo cię wykluczę. :)

joanna_kordus

He he he. Miałem nadzieję, że wyczujesz sarkazm w mojej wypowiedzi :) Podoba ci się moja wizja? Przyznasz chyba, że taki żart by nastraszył nieźle kaskadera i odechciałoby mu się idiotycznych żartów raz na zawsze :)

Dobrze, będę się już trzymał tematu rozmowy :)

kronikarz56

No i nadzieja cię nie zawiodła. :) Oj, tak, przyznam na pewno, a nie chyba. :)

:)

joanna_kordus

He he he. Widzę, że słusznie doceniałem twoją inteligencję i spostrzegawczość. Profesor Snape za nią samą dałbym ci co najmniej P, jeśli nawet nie W :) Alan Rickman już umiałby być groźny. Przecież Alanowi naprawdę mogło w tej scenie coś się stać. W każdym razie on tak właśnie myślał, gdy ją kręcili.

kronikarz56

Gdybym była w Gryffindorze, to dałby mi Z. P albo W dałby mi, gdybym była w jego domu. ;) Dokładnie. W końcu dowcipy muszą mieć jakiś przyzwoity poziom, a nie takie coś. Choć i tak mieli rozłożone materace strażackie, a Pan Alan skakał z modelu budynku. Ale i tak to naprawdę groźnie wyglądało.

To już psikus panów Rickmana, Gambona i Cuarona na Danielu Radcliffie z tym pierdzącym śpiworem miał w miarę przyzwoity poziom, choć ktoś by powiedział, że takie dowcipy to dobre dla przedszkolaków, a nie trzech dorosłych facetów. No, ale widać, że jest jak w nie takiej już nowej reklamie Lidla, co to: niektórzy faceci są jak włoska szynka Prosciutto - długodojrzewający. ;)

joanna_kordus

Ano tak, zupełnie o tym zapomniałem. Przecież ten profesor zdecydowanie był stronniczy :) Właśnie, dowcipy muszą być na jakimś poziomie, a ten dowcip był zdecydowanie na niskim, niesamowicie niskim poziomie. O wiele niższym niż makieta budynku, z którego spadał Alan Rickman. Może i materace były rozłożone, ale strach od takiego upadku zawsze pozostaje.

He he he. Naprawdę, żeby takie coś trzech dorosłych facetów wymyśliło, to ja nie spodziewałem się. Jak widać, aktorzy prawdziwi znają się również na żartach na poziomie. Bo to w końcu był dowcip na poziomie i nikomu ani przez chwilę nic nie groziło :)

kronikarz56

Właśnie. :) Zgadza się.

Dokładnie. :D Mylisz się. Otóż groziło im bowiem, że umrą ze śmiechu albo przynajmniej dostaną czkawki, albo coś im się w gardle przestawi i zaczną się jąkać. ;)

joanna_kordus

Dlatego ie wiem, ile by mnie musieli zapłacić, abym taką scenę zagrał. Zwłaszcza, że mam lęk wysokości. A przy okazji ciekawi mnie jedno. Maestro nie miał lęku wysokości, prawda? Czy jednak miał? :)

He he he. Sam bym się śmiał z takiego kawału i na pewno nie miałbym do tych panów żadnego żalu. Bo czy można się gniewać na takie gwiazdy? :)

kronikarz56

Oj, musieli by ci naprawdę miliony dolarów płacić. ;) Nie wiem. Niby nie miał, bo kiedyś widziałam na Facebooku zdjęcie, jak był na dachu jakiegoś wysokiego budynku. Ale z drugiej strony - kto wie? :)

No, nie można. :) Choć Daniel wydawał się być ździebko obrażony, bo jak Emma Watson powiedziała, że to było strasznie śmieszne, to on jej odpowiedział: "Tak, dla ciebie." :D

joanna_kordus

Właśnie. Ja mam naprawdę wielki lęk wysokości, dlatego nie wiem, czy milion dolarów by mnie przekonało do zagrania w takiej scenie :) No właśnie. To kolejna zagadka, którą bardzo byśmy chcieli rozwiązywać, ale to chyba niemożliwe teraz, gdy Maestro już opuścił ten padół łez.

Rozumiem. Takie coś. W sumie Daniel mógł się przez pewien czas czuć się obrażony, ale z pewnością szybko mu przeszło :)

kronikarz56

Ja też nawet za wielokrotność maksymalnej gaży hollywoodzkiego aktora bym nie zgodziła się zagrać taką scenę. :) Tak, o tyle rzeczy moglibyśmy go zapytać, a przez wstrętne choróbsko, które nam zabrało Maestro, nie możemy tego zrobić - przynajmniej na razie...

Ale jednak nieznacznie się uśmiechał, gdy to mówił, więc może autorzy tego żartu jakoś go potrafili udobruchać. :)

Tak czy siak, fajnie wiedzieć, że nasz Maestro miał ogromne poczucie humoru. :)

joanna_kordus

Rozumiem. A więc w twoim wypadku, to by się okazało, że pieniądze to wszystko i nie dałabyś się przekupić? He he he. W sumie ja raczej też bym nie przezwyciężył swego lęku przed wysokością i pieniądze by mnie nie przekonały do zmiany zdania :) Ano niestety, na pewne pytania już nigdy nie poznamy odpowiedzi, w każdym razie nie w tym życiu.

He he he. Ja tam byłem nieźle zdziwiony, kiedy mi o tym opowiedziałaś. Nie sądziłem, że on ma takie poczucie humoru. Myślę, że Daniel długo się na niego nie gniewał, jeśli w ogóle :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones