Andriej Tarkowski

8,7
1 725 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby Andriej Tarkowski

Szkoda, że tak słabo są znane teksty Jacka Kaczmarskiego, które artysta spłodził po seansach trzech, moim zdaniem najlepszych, filmów Mistrza - "Stalkera", "Andrieja Rublowa" oraz "Ofiarowania".

[ ! ] Lekturę wierszy polecam po zapoznaniu się z filmami. [ ! ]



Rublow
(wg filmu A. Tarkowskiego)


Na ziemi, co zawsze pod wodą lub śniegiem
Są drogi, po których nikt prawie nie chodzi.
Tam wariat się czasem przesunie po niebie
Do ludzi na łodzi
Wołając, że leci,
A oni chwytają go w sieci.


Wśród pól i rozlewisk tam białe są miasta,
Gdzie końmi handlują, jedwabiem i siarką.
Nad targiem wyrasta przejasny monastyr,
Chorały i charkot,
Ikona i koń,
Wędzidło i złota dłoń.


Na ścianach gospody łańcuchy i sierpy,
Wesołek po udach się klepie i śpiewa.
O ludzie, co żyje radością, choć cierpi;
I ktoś się zaśmiewa,
Ktoś wódką go raczy,
Nim inny ktoś wezwie siepaczy.


Z wyrwanym językiem niech skacze do woli,
Jak przygłup, co słowa nie może wykrztusić.
Bo Książę z krużganków, o wzroku sokolim
Dziedziny strzec musi
Od ognia i zła,
By poczuł lud, że ktoś oń dba.


A Książę - mecenas za sztuką przepada,
Więc ściany pałacu malować mi każe.
Czeladnik już farby i pędzle rozkłada,
A w drzwiach stają straże
I Księcia brzmi głos:
- Za pracę twą miecz, albo trzos.


Architekt, co dla mnie budował ten pałac
Już nic piękniejszego nikomu nie wzniesie.
Gdy skończył przygoda go przykra spotkała:
Na zbirów się w lesie
Jak raz napatoczył,
A oni wykłuli mu oczy.


I zaśmiał się książę, aż sala zagrzmiała
I grzmiała, gdy odszedł, podobny do pawia.
I stałem przed ścianą, co była tak biała
Jak tego co stawiał ją
Twarz oślepiona,
Od łez nim się stała czerwona.


Klęczałem przed bielą, nad Pismem schylony,
Gdy przyszła ta dziewka niespełna rozumu.
Czytała ruchami rąk moje ikony
I śmiała się z tłumów,
Płakała nad Bogiem
I piekieł przerażał ją ogień.


I wstały płomienie ze wszystkich stron naraz,
Ku niebu podniosły się dymu kolumny,
W drzwiach koński pysk widzę i uśmiech Tatara,
Co Księcia łbem dumnym
Za włosy potrząsa,
A Księciu krew spływa po wąsach.


Dziewczyna w krzyk straszny więc on w śmiech wesoły
I szaty cerkiewne pod nogi jej ciska,
A ona je wdziewa, obraca się w koło
I łza już jej wyschła,
Więc tańczy w podzięce
Przy siodle, przy głowie książęcej.


Kto walczył, ten złotym pojony ukropem
Blach z kopuł cerkiewnych, z ksiąg ogniem topionych,
Zapada pomiędzy kopyta i stopy
Ze wzrokiem wlepionym
W zasnutą twarz Boga
I pyta - jak kochać ma wroga.


Znów ciała spychaliśmy do wspólnych dołów,
Znów drogi krzyżowe bez krzyża i chusty -
Po burzy, o zmroku, nad rzeką popiołów
Pogańskie odpusty;
Śmiech krwi i ciał gra.
Płomyki się łączą po dwa.


Z tej ziemi, co żywym nie skąpi pogardy
Najlepsza jest glina do formy na dzwony.
W ich dźwięku z tej ziemi ucieram dziś farby
Do mojej ikony.
Na suchej deszczułce
Jest miejsce na świat i na Stwórcę.


Przemokły, jak drzewo stojące na deszczu
Koń schyla się, woda po sierści mu spływa;
Zbutwiałe zielenie i złoto na desce,
Co płacze jak żywa -
To Stwórcy Korona.
Czekają nań
Koń i Ikona.


Jacek Kaczmarski
16.1.1984

___________________________________________________________

Stalker
(wg filmu A. Tarkowskiego)


Kogóż to z nas tonący nie wiózł wrak,
Któż z nas zaprzeczyć może - że ułomny?
Kogóż nie łudził oślepiony ptak?
Kogóż w bezludzie nie wiódł pies bezdomny?

A przecież wciąż przyciąga strefa ogrodzona
I ogrodzona - nie bez celu - trzeba wierzyć.
To nie my w Zonie - To nam odebrana Zona
Nam ją niepewnym, ale własnym krokiem mierzyć
Póki nadziei gorycz wreszcie nie pokona.

Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono.
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice.

Droga okrężna może być - i oszukańcza,
Może nasz wiedzie szalbierz chciwy paru groszy,
Lecz lepsze to, niż śmierć na wapniejących szańcach
U progu granic niewidzialnych i aproszy,
Gdzie ziewa żołnierz - tak podobny do skazańca.

Po zatopionych dawno droga to - dolinach;
Pod płytką wodą - nieczytelne czasu grypsy:
Szlak po ikonach, rękopisach, karabinach
Nad którym wiosło kreśli plusk Apokalipsy;
Nie po nas płacz - i nie po przodkach - płacz po synach.

Więc prawda, którą znaleźć nam - to pusty pokój
Gdzie nagle dzwonią wyłączone telefony?
Serdeczna krew snująca w martwym się potoku,
Bezsilny gniew na obojętność Nieboskłonu
I magia słów, co chronić ma od złych uroków?

Więc prawda, którą znaleźć nam - to stół z kamienia,
Z którego przedmiot modłów spadł - nietknięty dłonią?
W stukocie kół transportu - Aria Beethovena?
Bezdenna toń - a nad bezdenną tonią
Twarz własna - co przegląda się w przestrzeniach?

Z tonących - komu los nie zesłał tratw?
Z ułomnych - zdrowia nie przywrócił - komu?
Gdy oślepiony ptak odnalazł ślad
I pies bezdomny siadł - na progu domu...

Jacek Kaczmarski
17.6.1988


___________________________________________________________



Ofiara
(wg filmu A. Tarkowskiego)

Pijany listonosz ze świata modliszek
Przywozi mi listy, i niszczy mi ciszę,
Której nie ma i tak;
Bo jest dziecko moje i sny atomowe,
I myśli myśliwce co są odrzutowe -
Ich huk - to dla mnie - znak.

I cóż, że podłogi są wypastowane,
Że zegar służąca nakręca co rano,
Wczorajsze umyje szkło...
Któż wie, kiedy Skrzynia się sama otworzy
Na głos - nam nieznany - ze znanych przestworzy
By rzec, że stało się - To!

Co wtedy mam robić na drewnianym ganku
Z brwią troski, w krawacie - i nad filiżanką
Z bezwzględnym fusem na dnie?
Jak dziecko ocalić? Ma chore migdałki
Nie mogę w zagładę wszak wkroczyć - bez walki -
Nie jego bierzcie, lecz mnie!

A tu brać nikt nie chce, choć siódmych trąb brzmienia
Co chwilę mnie budzą i chęć odkupienia
Do gardła podchodzi mi.
Kochanek żony drwi kwaśnym oddechem,
Więc może odkupię ich grzech - moim grzechem -
Służąca, co szkło myje - lśni...

Jej, obcej wywnętrzyć się można naprędce
Z najgłębszych tajemnic, gdy proszą już ręce
W imieniu napiętych ud.
Poświadczy krucyfiks, stół, piec, fisharmonia,
Że to, co trzymałem przy ustach i w dłoniach
To była prośba o cud.

Więc lekarz rodziny, adwokat i żona
Oświadczą, że śnię, że zabawa skończona,
Że rozwód i wyjazd stąd...
Kochają się, jechać chcą gdzieś do Australii,
Więc rozumiecie, że muszę podpalić
Ten dom, by pojęli błąd!

Płomienie z kredensów, wykładzin i krzeseł,
Grzyb dymu, co pustym się niebem poniesie -
To wszystko, co mogę dać
By oni potrwali, zajęli się dzieckiem,
By mogli choć czas jakiś jeszcze bezpiecznie
Z życia, co warte - brać!

Ach, płacz był i krzyki i desek jęk w żarze,
Potem mnie biali gonili lekarze,
Za lęk, za przestrogę, za ból -
- Niech spali się dom, zanim świat się wypali -
Wołałem, gdy ręce mi sprawnie wiązali
Wywiązując się z ról...

Sadziliśmy z małym gałązkę na brzegu.
Dziś musi z gałązki tej - krzywe być drzewo,
Lecz drzewo! Dla ludzi - strach!
Bo światłem to tylko - co nam prosto w oczy!
Człowiekiem - co człowiek krwi swojej utoczy -
Plus Leonardo i Bach.

Jacek Kaczmarski
11.12.1988



KYRTAPS

Do tej pory słuchając tych piosenek mam ciarki.. pomimo tego ze są ona bardzo narracyjne i fabularne to wybór sceny które opisał Kaczmarski jest niesamowity.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones