David LynchI

David Keith Lynch

8,7
10 718 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby David Lynch

Ciemna strona komercji

użytkownik usunięty

Kiedys spotalem sie z opinia, ze kiczem nie sa pioseki disco polo czy filmy o Rambo, gdyz te nie aspiruja do miana sztuki. Kiczem jest takie dzielo, które podobnie jak poprzednie nie jest nosnikiem jakis szczególnych wartosci artystycznych pomimo usilnych prób twórcy wmówienia nam tego.
Jezeli uznamy taka definicje kiczu, to Lynch ze swoimi pseudoezoterycznymi obrazami staje sie jego modelowym przedstawicielem. A najwieksza tajemnica w twórczosci Lyncha jest to, ze ludzie wierza w jego wielosc i artyzm.
Glowa do wycierania i czlowiek-slon jeszcze cos ze soba niosa: i to nie tylko w warswie wizualnej. Ale Blue Velvet i Twin Peaks? Szajs i tajemniczosc horoskopu z Naj

RE:Ciemna strona komercji
Artyzm nie zawsze musi byc do konca wymowny i zrozumiały! Taka powinna byc sztuka! Ma szokowac i zmuszac widza do konstruktywnego myslenia! Widz musi to poczuc, a Lynch własnie to robi! Pokazuje nam chore i bardzo dziwne spojrzenie na rzeczywistosc, czesto bardzo mroczne! I mi sie osobiscie bardzo podoba! I na pewno nie porównał bym tu takich filmów jak "Człowiek słon" do "Blue Velvet" czy "Twin Peaks" Nie zauwazasz ze te filmy sa od siebie bardzo rózne! "Człowek .." nie ma w sobie tego prawdziwego klimatu jaki potrafi stworzyc Lynch! A te nastepne maja go pod dostatkiem! Są jego arcydziałmi artystycznymi! Kluczowymi filmami w kształtowaniu jego artystycznej kariery! Tajemiczosc w filmach Lych jest czyms istotnym, a jesli ty ja znajdusze w naj to proponuje ci ogladnac zamiadt nowego filmu Lyncha jakis teledysk Disco Polo! Bo kazdego bawi co innego :)

użytkownik usunięty
Blackrooster

plytkie tajemnice
chore = artystyczne?!
A to chore jest u Lyncha z wyrachowania. Wyglada to tak, jakby B.Spears celowo lekko przeziebila gardlo, aby lepiej zaspiewac bluesa.
W twin Peaks i Blue Velvet jest intrygujaca ekspozycja, zawieszenie widza w stanie niepewnosci, po czym leci zwykla hollywoodzla kiszka - sztampa i dretwota, tajemnica na poziomie"Z archiwum X'. Srednio trudne, przecietnie tajemnicze, zeby mogly na to isc tlumy i poczuc sie "wtajemniczone" i przenikliwe. A w dodatku brak u Lyncha jakiegos drugiego dna, jakiejs mysli ukrytej dla tych, których plytkie tajemnice nuza. Film, który z zalozenia ma byc tajemniczy, nigdy nie bedzie równie zagmatwany co obraz w którym tajemnica jest tylko cecha dodatkowa, a pierwszoplanowy jest jakis problem spoleczny, polityczny, filozoficzny, psychologiczny, religijny, etyczny itd.
Ze swojej strony polecam naprawde tajemnicze (ale i trudne) filmy Bergmana, Herzoga, Kubricka, von Triera, a takze polskie arcydzielo"Rekopis znaleziony w Saragossie" Hasa.
Bardziej tajemnicza pozostaje jednak wciaz literatura

bardzo ciekawy post - calkowicie sie z zgadzam z tym co napisales - wszystkim fanom geniuszu Lyncha nalezy polecic Rekopis znaleziony w Saragossie, by zrozumiec jak wielka granica dzieli Lyncha od naszego rodzimego Hasa, ale o tym napisalem juz gdzies bardzo obszerny post wiec sie nie bede powtarzal
pozdrawiam

Blackrooster

Paradox współczesności
Hm, ciekawe że właśnie do kiczu dorabiasz ideologię, a nie doceniasz filmu jak Człowiek słoń, będącego najlepszym i nainteligentniejszym w dorobku Lyncha. Co do zabawy- mnie bawią jego filmy. Jako komedie (niestety nie są to czarne komedie) ujdą.
Piszesz o tworzeniu klimatu - dając za przykład filmy powstałe po The Elephant man. To mnie rozbawiło i powinieneś wiedzieć dlaczego o ile widziałeś Lokatora. Jeśli tak, to wyjaśnij mi, co, Twym zdaniem, Lynch stworzył nowego, czego nie byłoby w owym dziele?
Jeszcze co do artyzmu- oczywiście że zrozumiałym być musi. Co najwyżej można go nie zrozumieć. A to dwie różne rzeczy. Porównaj 7 pieczęć z jakimkolwiek lynchowskim obrazem. Bergmana film nie jest prosty, ale nie przez swój bezsens, a dużą dozę symboliki średniowiecznej np. Nie wychodź więc z założenia że to czego się nie rozumie jest synonimem inteligencji. To bowiem paradox teraźniejszości. Jak byłam na wystawie sztuki współczesnej było np. "dzieło" wyglądające następująco: gwóźdź wbity w płótno i tytuł znacznie obszerniejszy. I doprawdy, to szczyt kiczu i Lynch jest właśnie takim gwoździem wbitym w płótno.
A dla mnie doszukiwanie w tym inteligencji to brak wiary w swą inteligencję.

Czy aby na pewno?:>
Ale dlaczego uważasz że Lynch nie jest świadomy że tworzy kicz? Nie lubię go, za manierę i tego że potrafi jedynie wciąż to samo powielać. Fascynował mnie wiele lat temu, kiedy byłam w podstawówce. Moim zdaniem jednak Lynch dokonał jednej wielkiej rzeczy: tworzy filmy prymitywne, nadając im tajemniczości i plącząc akcję. Wydaje mi się że nie on je uważa za inteligentne, a ludzie, którzy nie potrafią rozsupłać tej akcji. To co nie jest zrozumiałym, niedosięgalnym staje się synonimem mądrości. Ja, na miejscu Lyncha, cudownie bym się bawiła, tworząc takie filmy, skupiając rzesze fanów i śmiejąc z ich naiwności. Oczywiście to ma interpretacja, a mimo to posądzam Lyncha o dużą dozę ironii, względem właśnie widza.

Arrakin

O. Arrakin w swym okresie antylynchowym:)

The_Perfect_Drug

hhmm... brawa za spostrzegawczość... nie mogę zaprzeczyć, bo dowód jest wyżej, ale cóż, nie pierwszy i nie ostatni chyba z mych głupich osądów... większość z nich do zapomnienia;) Krytyka Lyncha troszkę z przekory była/jest (;P), natomiast nie zaczęłam go inaczej odbierać. A ładne obrazki lubię, Więć LH mogę w nieskończoność, na takiej samej zasadzie jak Dobermana....i czemu ja Ci się tłumaczę?:):) Pozdrawiam!

Arrakin

Lubisz mi się tłumaczyć chyba:) Bynajmniej na to wychodzi, bo żadnego zarzutu nie postawiłem:)

Mnie już troszkę bawią te osądy - może nie Twoje - ale ogólne o Lynchu. Podobnie jak np. o Saurze (malarzu, a nie reżyserze). Wiem, że to takie okropne napisać, że 'ktoś się nie zna' i basta. Z drugiej strony w tym rpzypadku to am swój sens, bo to twórcy dla pewnego grona odbiorców, które się w tych klimatach (bo tu chodzi o klimat) lubuje.

'Dobermann' jest wizualnie (i jeśli chodzi o galerię postaci) super, ale niestety pod koniec - jak dla mnie - film 'przysiada'.

Arrakin

dlaczego piszesz ze 7 pieczec jest filmem "bezsensownym" a jego wielkosc wynika z wykorzystania "symboliki sredniowiecznej" etc?, moim zdaniem filmy Bergmana nie sa skomplikowane, skomplikowane sa tylko stosunki miedzyludzkie (lub ludzkie-boskie) ktore przedstawia rezyser, swiat Bergmana jest w gruncie rzeczy latwy do rozszyfrowania, jego filmy opieraja sie na doswiadczeniach osobistych rezysera, syn ksiedza, ktory staje sie antyklerykalem, czy sympatyzuje z ideologia faszystowska silnego czlowieka, nie moze jednak uciec od przeszlosci, bo taka ucieczka jest niemozliwa, od przeszlosci nie ma ucieczki - zaluzmy ze osoba wychowana na wsi przenosi sie do wielkiego miasta, to zawsze ten pierwiastek "wiejskosci" w niej zostanie, moze to brzydkie slowo ale wcale nie trzeba sie go wstydzic, wracajac do Bergmana - jego bohaterowie zdaja sie byc jednostkami silnymi, ktorym Bog jest niepotrzebny (giermek w 7 pieczeci), ale jednoczesnie - i tutaj powracaja watpilowosci zaszczepione Bergmanowi w dziecinstwie, ten Bog tak na prawde, pomimo przekonania rezysera ze nie istnieje, ze nie odpowiada na wezwania (rycerz), jest mimo wszystko wszechobecny, Bergman stara sie nam mowic w filmach ze wiara w Boga to zwykla naiwnosc, ale to wlasnie bohaterowie "naiwni". o "prostych" uczuciach odnosza tryumf - w 7 pieczeci jest to rodzina komika, ktorej udaje sie uciec przed Smiercia, w Tam gdzie rosna poziomki - kobieta, ktora doznala ogromu cierpien i grupa beztroskich studentow potrafia wzbudzic w cynicznym staruszku i rownie cynicznym jego synie dobre strony ludzkiej osobowosci, w Wieczerzy Panskiej, zas prosty ministrant, ktorego opowiesc o tym co wyczytal w Biblii sklania pelnego watpliwosci ksiedza do wypowiedzenia zdania konczacego film, ktre brzmi mniej wiecej tak, ze wszyscy zjawiamy sie w kosciele gdy uslyszymy ostani dzwon, i to jest moim zdaniem cala esencja filmow Bergmana - rownie dobrze moglby on konczyc swoje filmy przedstawiajac zwyciestwo "silnego" czlowieka, ale on jest gdzies gleboko swiadomy tego, ze w rzeczywistosci czlowiek jest istota "naiwna" i "ulomna", i od tak skonstruowanej przez jakas sile wyzsza konstrukcji naszej osobowosci nie ma mozliwosci ucieczki, jakkolwiek bysmy sie starali od niej uciec,
nie wiem czy mozna tutaj snuc jakakolwiek parale do tworczosci Lyncha, moze w przypadku Czlowieka Slonia w jakims stopniu by sie nam to udalo, bo czlowiek z trudnoscia potrafi zaakceptowac odmiennosc czy innosc, i Czlowiek Slon to jest film do ktorego mam duza sympatie, co do pozostalej tworczosci Lyncha to wydaje mi sie ze mozna by bylo uzyc tutaj Twojego slowa "bezsens", i zgodzam sie z Toba ze Lynch jest swiadomy tego ze tworzy kicz, dodalbym tutaj ze jest tez za pewne przekonany ze ma to swoja duza wartosc artystyczna, ale w moim przekonaniu tak nie jest, co do ironii to wlasnie brak jej u Lyncha, popatrz jak ta ironie wykorzystuje w swoich filmach Bergman, moim zdaniem tworczosc Lyncha w zaden sposob nie dorownuje twordczosci Bergmana, Lyncha bym okreslil mianem technicznie bardzo dobrego, artystycznie zas przecietnego rezysera, jakich wiele w branzy hollywoodzkiej, roznice w sztuce w bardzo humorystyczny sposob przedstawil nam Woody Allen w Strzalach na Broadwayu - do stworzenia prawdziwej sztuki trzeba miec talent, nie wystarczy dobre opanowanie techniczego fachu jesli ktos nie potrafi rozmawiac z widzem, mam nadzieje ze pewnego dnia Lynch zda sobie sprawe ze bardziej przypomina pisarza, a nie gangstera ze Strzalow na Broadwayu

użytkownik usunięty
Arrakin

Lynch jest geniuszem atmosfery dlatego oglądając jego filmy nie trzeba angażować umysłu a raczej zmysły (nie wszystkie rzecz jasna) i na tym poziomie dotyka pewnych prawd, pewnej tajemnicy. Nie zgodzę sie więc ze stwierdzeniem, że to artysta płytki czy kiczowaty, czy w ogóle nie artysta. Budzisz się rano czy w środku nocy, wyrwany z zatrważajacego snu - ten stan, kiedy tkwisz na granicy kilku światów upodobał sobie Lynch i ja tam lubię zaglądać.

co w ogóle Twoim zdaniem znaczy termin "geniusz atmosfery", bo większość wielbicieli Lyncha podpiera się tym terminem, chyba do końca nie rozumiejąc że powtarzają w gruncie rzeczy jakąś utartą formułkę, która jest w gruncie rzeczy pustosłowiem,
można by rzec że Britney Spears czy Backstreet Boyz też są "geniuszami atmosfery" - wystarczy tylko popatrzeć jak na histeryzyjące nastolatki podczas występów w/w wykonawców,

użytkownik usunięty
dolegapit

nie podpieram się słowną protezą i dość jasno opisałam na czym ów geniusz polega, ale powtórzę jeśli nie doczytałeś, a wczorajszy wieczór posłuży mi za przykład. Oglądałam "Obcego" walcząc ze zmęczeniem a ponieważ z nim nie wygrałam, to przysnęłam prawie a mój pół-sen i "Obcy" świetnie sie uzupełniali. Takie są filmy Lyncha obrazowo ujmując. I owszem, trochę mogę popiszczeć, chociaż bez przesady...

użytkownik usunięty

granica
zawsze zastanawia mnie temat komercji, co jest komercja a co nie jest ? czy to co puszczone globalnie w TV to juz komercja ? jezeli przyjac taka def. to jestem pewien ze nie zobaczylbys polowy (?) filmow jakie widziales w swoim zyciu, czy komercja jest pokazywanie obrazow ktore widz chce zobaczyc ? tutaj zgodze sie z argumentem powielania motywow jakie stworzyl Lynch, dwa filmy wystarcza by dac swiatu cos nowego, ale czy na pewno ? pytan mozna mnozyc w nieskonczonosc zakoncze wiec krotko,
uwazam ze komercja jest pojeciem tak ogolnikowym i filozoficznym jak zycie, mozesz wszystko uznac za komercje, i wszystko uznac za niekomercje, jezeli komercja jest to cos z czego czerpie sie dochod to caly swiat to jedna wielka beczka komercyjna, bez ktorej zycie czlowieka staje sie puste i bezsensu,.
filmy Lyncha wnosza cos innego do tej beznadziejnej beczki, male urozmaicenie, a ludzie ktorzy traktuja go jak towar mowiac "daj nam cos nowego, to juz nudne" sami z siebie robia wlasnie tych z ktorych Lynch sie (zalozenie) smieje !!! sami z siebie robia produkt telewizji i calego tego babilonu, bo "oczekuja" a nie "przyjmuja", i to jest wlasnie komercja, komercji nie tworza ludzie ktorzy cos robia jak Lynch, komercje tworza wszyscy Ci ktorzy "kupuja", i traktuja dziela jak towar, mowiac "daj mi cos nowego, tamto juz nudne",
Lynch to dla mnie muzyk ktory gra wlasny styl myzyki, jak Bach ktory nie mogl grac tego samego co Chopin bo niebylby Bachem ;)
Tajemniczosc filmow Lyncha to tajemniczosc kazdego z Nas, jezeli ktos nie rozumie istoty i zalozenia filmow takich jak Twin Peaks czy The Lost Highway , to nie rozumie istoty swojego istnienia i czasoprzestrzennych psychodelicznych modulacji naszej rzeczywistosci ktore sa w zasiegu naszej reki, wystarczy tylko dobrze poszukac. (i nie mam na mysli narkotykow), wskazowka----idz za swoimi snami a one doprowadza Cie do istoty,

użytkownik usunięty

Wydaje sie ze ze jest czesc prawdy w tym co piszesz. Jestem zachwycony ostatnimi filmami Lyncha, ale poniewaz interesuje sie filmem niejako z racji przyszłego zawodu, jestem w stanie poszczegolne elementy tego jezyka analitycznie przeanalizowac. Montaz, operatorstwo, rezyseria dzwieku (tzw "sound design" autorstwa Lyncha) i instrumentalne wykorzystanie aktorow i ich glosow gestow to cechy, ktore warszatowo sa doskonale przez tego rezysera opanowane, pozbawinone przypadku I to jest prawda obiektywna. Szczegolnie czas, montaz calych sekwencji, dziwne przebitki i relacje dzwieku wzgledem tych elementow sa bardzo konsekwentnymi, logicznymi, ale tez bardzo wielowymiarowymi konstrukcjami. Jest natomiast tak , ze Lynch to wszystko wykorzystuje cały czas w podobny sposob. Powtarza sie cytuje sam siebie. Zdaje sie ze fabula musi byc tak ulozona jak jest. A moze jednak nie ? Moze czesc "slepych" watkow lekko zmodyfikowana, albo chronologiczne zmieniona nie wplynela by zle na calosc filmu? Moze stylizacja na narracje para-telenowelowa nie jest do konca stylizacja ? Nie jestem do konca pewny w jak duzym stopniu wszystkie podprogowo przekazywane informacje, stany, aury, sa kontrolowane i jak duzy udzial ma w tym przypadek i nadinterpretacja ogladajacego...
Niemniej odczucia, stany swiadomosci, spostrzezenia wsrod bardziej wyrobionych widzow pojawiaja sie po obejrzeniu filmu podobne, malo tego daja sie one precyzowac i odnosic do konkretnych ekranowych zdarzen, scen, kadrow chociaz bezposrednio w tych kadrach nie zaistnialy ...To raczej skłania ku przekonaniu, ze Lynch w jakis zupelnie niesamowity sposob, byc moze z calkiem sporym udzialem przypadku i losowosci, panuje nad ta skladnia i jest w stanie bardzo precyzyjnie kierowac przebiegiem myslowym i stanami emocjonalnymi ogladajacego. Perfekcykniie opanowana sztuka subiektywizacji jest specyficzna cecha jego filmow. Jednak aby to zadzialalo niezbedny jest wyrobiony odbiorca. Wyrobiony przede wszystkim poprzez ogolna wrazliwosc na otaczajcych go ludzi miejsca, sytuacje. Takze na dzwiek Kicz rzeczywiscie jest, i to na wielu plaszczyznach od fromuły filmu poprzez gre aktorow na kompozycji kadrow skonczywszy . Wydaje sie jednak ze jest on nosnikiem glebszej struktury, ktora wyłania sie jak dziwaczne odbicie z potluczonego lustra.

użytkownik usunięty

"analitycznie przeanalizowac" -------- dobre .

Słowo słowu nierówne. Gdyby tysiąc małp przez tysiąc lat pisało na tysiący maszyn... Powstało by dzieło. Nie wynika to jednak z wybitnej inteligencji, czy próby zobrazowania swoich przeżyć, ale z przypadku bądź umiejętności udawania. Gdy 13-letnia dziewczyna pisze wiersz o miłości, cierpieniu i śmierci- nie odbieram go pozytywnie i nie umiem docenić (może jestem ignortantem). Gdy taki sam wiersz napisze człowiek dojrzały i doświadczony - docenię. Tak samo z gwoździem wbitym w płótno, jeżeli zrobi to pierwszy lepszy człowiek, nie musi to nic oznaczać, lecz gdy twórcą jest osoba która chce coś pokazać (nie przekazać POKAZAĆ) może nawet wyrzucić z siebie, nieliczni dostrzegą tą ekspresję. Trudno mi wypowiadać się na temat Lyncha ponieważ nie jestem jego fanem i nie widziałem nawet połowy jego dzieł, ale zrozumcie, że to nie muszą być pseudo głębokie filmy. Możliwe, że DL ma wizję, tak głęboką, tak intymną, że tylko on ją rozumie- i musi ją wyrazić, a to, że my jej nie rozumiemy, no cóż, może zrozumienie nie jest celem pana Lyncha.
Dla wyjaśnienia jedną z moich złotych myśli jest: "Sztuką jest wszystko to do czego namówisz człowieka, że nią jest".

użytkownik usunięty
goianu

jezu skonczcie z tą Lynchowska wizją, którą nikt oprócz reżysera nie rozumie, bo to już zakrawa na jakąs kpinę, ja jestem przekonany ze Lynch zreszta jak kazdy rzezyser ma jakas koncepcje swoich filmow tego co chcialby widzowi przekazac, ale w kwestii fabuły, przekazu brak mu do tego talentu, wychodza mu wiec jakieś niespojne i zagmatwane filmy, ktore sprawiaja wrazenie jakies dziel, Lyncha nie nazwałbym pseudoartysta a jego filmow pseudosztuka, okreslilbym go raczej jako kiepskiego artyste zas jego filmy, z wyjatkiem czlowieka slonia, kiepska sztuka

Masz - jak sądzę - wielką misję nawracania zbłąkanych owieczek.
Ty się nie możesz mylić, bo i czemu miałbyś? Argumentacja w rodzaju - 'nikt prócz reżysera nie rozumie' jest śmieszna. Szczególnie w kontekście wielostronicowych rozpraw nad fabułą. 'Bark talentu' - Prawda, prawda. Mocny argument, ale subiektywny. Czemu brak talentu? Kadr, narracja? Dla mnie to właśnie niesamowite wyczucie cechuje Lyncha. Talent sprawia, ze coś co przez innego reżysera stałoby się kichą tutaj zyskuje. Oczywiście dla Ciebie to kicha, udawanie, silenie się. Lynch to mistrz klimatu, ale nie każdemu ten klimat odpowiada. Są reżyserzy, którzy mi się niezbyt podobają, ale ich szanuję. Nie uprawiam bezsensownych krucjat przeciwko nim.

The_Perfect_Drug

widze ze slowo "mistrz" przyglneło w twoich wypowiedziach do Lyncha na trwale, zarzucasz mi misje "nawracania zbłąkanych owieczek"? bynajmniej to nie cel dla ktorego zabieram na tym forum glos - powod jest zupelnie inny chyba nie ma drugiego takiego rezysera jak Lynch, ktory dla czesci widzow staje sie swoistym reżyserem-Bogiem, a każda uwaga krytyczna napisana pod jego adresem jest odbierana przez to grono widzow niemal jako bluźnierstwo, wlaśnie w tym prostym fakcie widzę dużo zakłamania i hipokryzji, do wszystkiego należy mieć dystans i otaczającą nas rzeczywistość traktować z odrobiną ironii czy kpiny, nie neguje faktu ze komuś może takie spojrzenie nie odpowiadać, łatwo jednak wtedy popaść w pewien dogmatyzm, który myśle że wśród zwolenników Lyncha jest nader silny, polemizowałbym bym także i to zdecydowanie z teminem "Lynch - mistrz klimatu", całkiem niedawno oglądałem film "Spragnieni miłości" Wong Kim-Wara (tak sie chyba nazywa rezyser tego filmu) i musze powiedziec ze film zrobil na mnie znakomite wrażenie, w dużym stopniu film oparty na swoistym klimacie ktory wytwarza sie miedzy dwiema spragnionymi miłości osobami, sposób w jaki przedstawia to reżyser jest znakomity, moim zdaniem w filmie "Spragnieni miłości" jest wszystko to czego brakuje w filmach Lyncha, stąd też podtrzymuje swoja teze iz Lynch jest przecietnym artysta, jakich zresztą wielu w hollywoodzkiej branży

dolegapit

Trudno, abym był obiektywny w tym co piszę, skoro to mó ulubiony twórca. Aktualnie poajwiło się kilka nazwisk, które również bardzo cenię i stawiałbym obok niego - np. Kar Wai właśnie. Zresztą przegląd tego, co lubię jest na moim blogu. Niemniej przez tyle lat, czyli od obejrzenia kilku odcinków serialu nie zmieniłem o nim zdania.

Nie twierdzę, zę jest on Bogiem. Twierdzę, że jest rezyserem dla pewnego grona odbiorców. Jest to grono wierne, oddane, moze czase przesadnie zakopane w swych opiniach. Może nawet ja po części tez taki jestem, ale cóż... Podejmuję dyskusję i staram kontr-argumentować.

Mi się wydaje, zę wiele z tego co piszesz (oburzenia, wulgaryzmy nawet) jest obecene i dzieje się ogólnie, tam gdzie jest dyskusja 'na temat'. Nie tylkow środowisku filmowy, ale i w muzycznym chociażby. Można przecież podac wiele kapel, które budza skrajne emocje. Lyncha zas należy dop takich rezyserów, któzy sa odbierani w sposób skrajnie różny. Moi znajomi nie przepadają a tym typem twórczości i po prostu dla nich jego filmy nie są atrakcją. Także nie oglądają. Spotykam się więc z większą ilością negatywnych opinii o nim.

Klimat filmó Wai'a jest jednak innym typem klimatu. Weź choćby 'Piknik..' Wiera, 'Instytu Benjamenta' Quayów, ten film Waia oraz 'Zagubioną...' Lyncha. Każdy z tych filmów można nazwać klimatycznym, niektóre nawet 'mystery', ale jednak są różne od siebie. Trudno oczekiwac od Lyncha, by nagle przestał być tym kim jest. To już starszy człowiek, doświadczony, kroczacy może utartymi, ale wąłsnym szlakami kinematografii. Jego wizje nie wszystkim odpowiadają, ale są konsekwentne.

Co do konkretnch filmów, fabuły można sie czepiać. Wszystkiego można... Nikt nikom przecież nie zabroni. Na zwykłe 'chamskie' odzywki szkoda marnować czas. Mi się 'Efekt motyla' nie podobał i sądzę, że jakbym anpisał i wytłumaczył dlaczego, to i tak by pojawić się mógł post, że 'nie zrozumiałem','żebym obejrzał drugi raz', 'że się nie znam'
i moze bardziej dosadne nawet.

Bynajmniej nie spotkałem, abyś się odzywał w innym temacie, stąd ten mój nieco ironiczny wniosek o 'misji'.


The_Perfect_Drug

w zasadzie trudno mi sie nie zgodzic z tym co napisales powyzej, poza jedna moze z pozoru drobna, ale dla mnie bardzo wazna i istotna rzecza, a mianowicie z tym iz "wizje" Lyncha sa konsekwetne, w moim osobistym odczuciu nie sa i to wlasnie rozni filmy Lyncha chociazby od innych rezyserow, w Lyncha filmach pojawia sie na prawde wiele dobrych pomyslow, przy czym niemal zadnego z nich rezyser nie rozwija i "niedoprowadza" do konca, i na tym moim zdaniem polega roznica miedzy np. klimatem ktory Weir stworzyl w Pikniku czy Kar-Wai w Spragnieni Milosci, oba filmy opieraja sie na jednym centralnym pomysle, ktoremu podporzadkowuja caly film, chociazby w Pikniku jest to jakas tajemnica otaczajacej nas natury, ktorej nie potrafimy odgadnac, ta atmosfere czuc przez caly czas filmu, podobnie jest w filmie Spragnieni Milosci, juz poznajac glownych bohaterow dostrzegamy po ich eleganckim i wytwornym wygladzie, chociaz mieszkaja raczej w "spelunkach", ze sa ta osoby ktore nie sa w stanie przekroczyc pewnych granic, nie potrafia przekroczyc granic nakreslonych im przez spoleczenstwo, zwyczaj, zwiazek malzenski, poza tym w jak znakomity sposob rezyser wykorzystuje ruch kadru oraz cala barwe kolorow dla ukazania zwiazkow jakie sie wytwarzaja miedzy roznymi bohaterami filmu, dla mnie dwa powyzsze filmy stanowia bardzo spojna kompozycje nad ktora rezyser caly czas ma kontrole, nie odnosze takiego wrazenia ogladajac filmy Lyncha, wrecz przeciwnie w jego filmach daje sie odczuc, iz rezyser przestaje w pewnym momemcie panowac nad swoja kompozycja i by "odciagnac" widza od watku ktorego nie jest w stanie skaczyc rzuca znowu kolejny pomysl, a nastepnie kolejny, brak konsekwencji to wlasnie moim zdaniem najwieksza wada tego rezysera, poza tym gdzies wczesniej napomnialem o jednym z moich ulubionych komedii Strzalach na Broadwayu Woodiego Allena i wydaje mi sie Allen znakomicie zobrazowal w nim roznice jaka dzieli bardzo dobrego rzemieslnika od prawdziwego artysty, moim zdaniem Lynch jest bardzo dobrym rzemieslnikiem filmowym, natomiast bardzo przecietnym artysta, daje sie to chociazby zauwazyc na przykladzie takiego filmu jak Czlowiek Slon, ktory aczkolwiek nie jest filmem odkrywczym, widac w nim wyraznie jak Lynch nawiazuje do rozwiazan swoich poprzednikow, ale dzieki temu ze jest bardzo dobrym rzemieslnikiem to film Czlowiek Slon oglada sie znakomicie, zaluje ze Lynch nie poszedl dalej ta droga, zamiast tego postanowil stworzyc wlasna artystyczna wizje ... wlasnie artystyczna wizje "czego"?, bo na to pytanie nie znalazlem jeszcze zadnej przekonujacej odpowiedzi, jego filmow nie okreslil bym mianem surrealistycznych, chociaz niektorzy uwazaja ze Lynch w swoich filmach wykorzystuje motywy pojawiajace sie z ludzkich snach, wizjach etc., z tym stwierdzeniem tez bym polemizowal, przytaczajac chociazby scene w filmu Allena, podczas ktorej gangster (ktory notabene pozniej jak sie okazuje ma wrodzony talent pisarski) ogladajacy probe sztuki nie wytrzymuje i mowi, ze juz dalej takiej szmiry nie moze sluchac, i nie chodzi tutaj o to ze pada na scenie wiele gornolotnych i pieknie ubranych slow, ktorych znaczenia moze nie rozumiec, ale dlatego ze "nikt tak do cholery nie mowi!", i podobnie jest z "wizjami sennymi?" ktore snuje Lynch, nie wiele maja one wspolnego z rzeczywistoscia, czuc w nich wyraznie sztucznosc.
stad takze wysnulem swoja teze, ktora gdzies juz wczesniej przytoczylem, ze moda na Lyncha przeminie razem z rezyserem, gdy odejdzie (chociaz zycze mu by zyl jak najdluzej) nie bedzie juz komu afiszowac jego filmow, a wobec naprawde wielkich dziel kinematografii jego filmy odejda w zapomnienie
jesli chodzi o moj blog to nie prowadze zadnego, a jak uwaznie czytasz wypowiedzi na innych forach to napewno znajdziesz i moje

dolegapit

Wyjatkowo szybko odpisałeś. Przyznam, że nie zerkam tutaj za akżdym razem, gdy odwiedzam filmweb. Najczęściej nie panuje tu wieli ruch. Nie śledzę tez wszystki, co dzieje się na inych forach. Prawda jest jednak to, iż nie zdarzyło mi się spotkac Twoich wypowiedzi. Z reguły także nie udzielam się wszędzie. Blogowo i owszem. Skoro powstał taki rodzaj komuniakcji między użytkownikami, to z niego korzystam. Tymbardzeij, że czasem ciężko spamiętac meijsca w których coś się napisało i w których to Twoje słowo mogło spotkać jakąś 'kontrę'. Tutaj raczej nie możesz napisać, aby wiele osób spierało się, jesli chodzi o Lyncha. Też nad tym ubolewam;) To temat-rzeka:)

Dla mnie Lynch jest własnie konsewentny w tworzeniu swoje 'świata' filmu. Po kadrze, scenie widać na pierwszy rzut oka, że mamy do czynienia z tym reżyserem. Wszelkie próby podobrobienia go stają się już czytelne - jak np. w 'fear x'. Już jego pierwsze krótkometrażowe filmy, bardziej wprawki techniczne, zabawy formą ukazywały go jak twórcę zdecydowanego na pewien nurt, charakter, klimat. Nawet te jego reklamy perfum, czy playstation - choć przecież krókie, ulotne, wydawałoby się podporzadkowane charakterowi reklamy, bez treści (tej jego pogmatwanej często treści) miało w sobie coś tak charaktersytycznego, ze nie mógł za nimi stac nikt inny.

To tyle na teraz....

użytkownik usunięty
The_Perfect_Drug

jak sie obserwuje tematy na filmweb do automatycznie otrzymujesz na swoja skrzynke informacje jesli ktos zabral glos na forum na ktorym ty tez sie udzielasz, ja bardzo czesto sprawdzam swoja poczte i zazwyczaj natychmiast odpisuje, a powiem szczerze ze forum dotyczace Lyncha jest dla mnie ciekawe z tego wzgledu, iz szukam przekonujacej odpowiedzi (coraz bardziej watpie ze takowa istnieje) na pytanie na czym ma polega rzekoma wielkosc tego rezysera, na czym polega roznica miedzy prawdziwa sztuka a jego imitacja, dla mnie osobiscie nieco absurdalna wydaje sie sytuacja, z ktora spotykam sie niemal przy kazdym nowym filmie Lyncha, gdzie pewnej grupie osob "zapalaja sie świeczki w oczach", a po obejrzeniu filmu szermują takimi haslami jak "geniusz" czy "mistrzostwo", nie potrafiac wytlumaczyc na czym wlasciwie ten "geniusz" i "mistrzostwo" w danym filmie polegal, czasami dochodze do wniosku ze osoby te nabieraja takiego przekonania gdyz nie zrozumialy filmu, ale to oczywiscie nie jest zadnym wytlumaczeniem,

piszesz ze Lynch jest konsekwetny, ale przyjmujesz nieco inna miare niz ja w swoim poprzednim poscie, on jest konsekwetny ale w tworzeniu niekonsekwetnych filmow, ktos moze powiedziec, iz taka niekonsekwencja i epatowanie obrazem a nie sama trescia jest sednem surrealistycznych filmow ale z tym trudno mi sie zgodzic, dla mnie w klasycznych surrealistycznych filmach Bunuela, Rekopisie Hasa, Szczesliwym Czlowieku Andersona jest cale bogactwo tresci wkomponowane w surrealistyczne obrazy, ta tresc da sie odnalezc nawet w sennym Zwierciadle Tarkovskiego, poza tym chociazby na przykladzie Psa Andaluzyjskiego Bunuela jesli nawet takiej tresci nie ma to rezyser publicznie to oglasza, taka wykladnie dal przeciez Bunuel w przypadku Psa mowiac iz nie niesie on zadnej tresci a film ten nakrecil razem z Dalim dla zwyklej prowokacji, przytaczam tutaj chociazby przyklad Bunuela, bo ktos gdzies wczesniej wyrazil poglad ze wielki rezyser/artysta nie tlumaczy swoich dziel, a tak przeciez czyni Lynch, dla mnie jest to smieszne wytlumacznie bo Bunuel takiego dogmatu wcale nie podzielal, podobnie jak na przyklad Joyce ze swoim Ulissessem, nawiazujac do innych nurtow i fali filmowych (chociazby francuskie kino autorskie czy Dogma), jesli nawet ich filmy byly malo zrozumiale dla przecietnego widza, to w swych manifestach wyrazali oni tresci jakie chca przekazac i problemy jakie chca poruszyc w swoich filmach, Lynch sie w taki nurt nie wpisuje, tworzy wlasne dziela, jako "genialny" rezyser odmawia komentarzy, i to jest wlasnie dla mnie ten moze teraz w nieco szerszym ujeciu brak konsekwencji w tym co tworzy, i brak celu dla ktorego tworzy swoje filmy. Czy wobce tego mozna nazwac go artysta, z pewnoscia tak ale jest to przecietny artysta - ja bym go tez okreslil mianem komercyjnego artysty, jako dobry rzemislnik potrafi bardzo dobrze wykorzystac wizualne techniki wspolczesnego marketingu czy teledysku, i podobnie jak komercyjni artysci wykorzystuje ten kanal tylko w jedna strone, ubezwlasnowolnia widza traktujac go jako zwyklego "konsumenta", dlatego jesli piszesz ze podoba ci sie niesamowity klimat filmow Lyncha, to z checia uslyszalbym jakie swoje wlasne lub innych doswiadczenia i przezycia w nim odnajdujesz, ja ogladajac film Lyncha odnosze wrazenie ze poddawany jestem jakies reklamie/teledyskowi, ktory z jednej strony zachwala przedstawiany produkt (i temu sluzyc maja nagle zwroty akcji i rzucanie ciagle to nowych pomyslow), z drugiej zas strony nie niesie ze soba zadnej glebszej tresci moralnej, spolecznej czy filozoficznej etc. Dla mnie Lynch redukuje swoje filmy do formy reklamy/teledysku i nie jest to na pewno moje wlasne odczucie poniewaz jak zauwazylem na tym forum wiele osob zarzuca Lynchowi - moim zdaniem jak najbardziej slusznie - manipulowanie odbiorca. O tym ze Lynch jest znakomitym artysta komercyjnym swiadczy chociazby jego Prosta Historia, ktora opiera sie na bardzo ciekawym i oryginalnym pomysle ale cala fabule rezyser obudowuje znakomicie zreszta dopracowanymi kliszami oper mydlanych, to zreszta jakby kolejny dowod do mojej tezy ze moda na Lyncha przeminie razem samym rezyserem, bo technika krecenia filmow/teledyskow/reklam nieustannie sie zmienia, to co tak naprawde zostaje w pamieci po obejrzanym filmie to jego tresc/fabula, w naszych dzisiejszych czasach ludzie obejrza chetniej Matrixa czy Wladce Pierscieni niz stare Gwiezdne Wojny, bo jakaz ogromna jest roznica w efektach specjalnych miedzy tymi filmami, ale przekonany jestem ze nawet za 20-30 lat na przyklad taki film jak Seksmisja dalej bedzie bawil widzow, mimo ze od strony technicznej dawno powinien byl juz trafic do lamusa

zapomnialem sie zalogowac - napisal dolegapit

Czasem się bardziej udzielam, czasem mniej. Obserwuję tylko nieliczne tematy. Nie zawsze lubię być zasypywany toną maili, a najczęściej na obserwowanych blogach jest spory ruch, gdyż nie tylko ja tam pisuję. Takie dyskusje na temta reżysera są jednak bardziej dialogiem. W sprawie Lyncha pojawiają się tylko drobne głosy i najczęsciej rpzypadkowych osób. Także dyskusji z tego żadnej.

Ha. Masz rację. Jest konsekwenty w tworzeniu niekonsekwentnych filmów. Wypracował sobie coś takiego i wątpię czy to zmieni. Co więcej - skoro taki jest, tak czuje, bo tworzenie polega na odczuwaniu świata - nie ma co zmieniać. Takim się go przyjmuje, albo takim się go odrzuca. Także mi to odpowiada. To jakie filmy tworzy, Nie wydaje mi się, aby to miało wynikać z czegoś, co mi narzucono. Wychowałem się w środowisku w którym teraz powinienem ogladac cos diametralnie innego. Nigdy nie odbierałem Lyncha jako kogoś podporzadkowanego prądowi, trendowi. ... Raczej kogoś na uboczu, kto mimochodem, przy okazji zyskał autorytetem i stał się taką 'ikoną' kina. Jest to kino inne - wiem, że to banał, ale najprościej tak to ująć. Lynch zaczynał od filmu, który był bardzo blisko obrazu. Obrazu, któy nie wymagał treści, a który funkcjonował jako coś wizualnego. Dowodem tego 'Six man getting sick', czyli to pierwsze 'coś', co zrobił. Ja bym traktował to jako 'Anemic cinema' Duchamp'a, albo 'le ballet mecanique' Leger'a. Zresztą jego wywiad - polegający na opisywaniu filmów krótkometrażowych, na mówieniu dlaczego tak to wygladało i co dla niego znaczyło jego zrobienie - możemy obejrzeć w zebranym materiale 'Short films of David Lynch'. Jego sposób pracy nad filmem - w tym przypadku przy okazji kręcenia 'Lost highway' oraz jego pojmowanie sztuki, wraz z pokazaniem malowania obrazów jest zaś obecne w 'Pretty as a picture' oficjalnym dokumencie na jego temat. Także nie wrzucałbym wszystkiego co robi na siłę do jednego worka. Co do wypowiedzi o tym, że 'jest wielki i tłumaczyć nic nie musi', to mnie także bawią i również reagowałbym - jesliby mi się nie znudziło - ciagnięciem za język. Generalnei zabieram głos - staram się - w sprawach drażniacych. Nawet jak taki Orland Bloom jest mi obojętny, to czemu mam nie wdac z kimś w polemike skoro argumenty odno snie tego aktora są tak śmieszne, ze az kolą w oczy. Lyncha zaś bronię, bo go cenię po prostu. Nie każdy jego film uważam za bardzo dobry, a kilka pomysłwo za autentycznie budzące watpliwości. Pozwalam sobie traktować je z przymnróżeniem oka;) Nie wiem. Wątpię, czy mogłoby się coś zdarzyć, abym mógł się temu co pisze sprzeniewierzyć. W tym miejscu wkracza się bowiem w pojęcie własnej estetyki, własnej potrzeby, własnych poglądów. Nie jest to obecne tylkow sztuce filmowej. Literatura, moda, architektura. Zawsze można podnieśc sprzeciw i powiedziec, zę coś jest marną sztuką. Można poprzec to argumentami. Ktoś te argumenty odpiera. piszesz, zę nic co czytałes na tym forum nie przekonało Cię do wielkośc - domniemanej - tego reżysera. Nie wiem jakie argumenty miałyby przekonac. Jakie, kiedy siła tych najwazniejszych polega przecież na włąsnym odczuwaniu kina. Są osoby, którym nie potrzeba tego drugiego dna, poszukiwań sensu, który jednak w tych filmach jest. Wystarczy im to co widzą. Trudno tez nazwyac takie osoby 'małolatami', czy też osobami, które widziały jeszcze za mało dobrego kina. Oczywiście i atkie moga się zdarzyć, ale nie chciałbym w wypowiedziach posuwac się takich uogólnień. Ja na codzień nie mam okazji wdawać się w polemikę odnosnie tego rezysera, bo nie znam ani jego zaciekłych fanów, ani osób, które chciałby rozmawiać o kimś , kogo filmów nawet nie zechca obejrzeć.

Nie mam nic przeciwko anzwaniu Lyncha rzemieslnikiem, bo czemuż miałoby byc to takie drażniące okreslenie. Nie nazwałbym go jednak komercyjnym, bo jednak komercja nie wiąże mi się z takim typem kina, które trafia do mniejszego grona odbiorców. Każdy artysta w pewnym względzie sprzedaje to co robi. Co więcej chce sprzedawać. Jeden więc, aby sprzedac - dajmy na to malarz - maluje ładne portrety, odpowiadające klientom, inny maluje tak jak czuje... Trudno tez winić kogoś, ze robiąć 'swoje' w pewnym momencie wypłynie i wtopi się w to co, akurat jest w 'modzie'.

Każdy reżyser manipuluje odbiorcą. Zawsze to co widzimy na ekranie jest wizją rezysera, jesteśmy kierowani przez niego, podporządkowywani. Obejrzałem np. ostatnio film 'Wicker park', czyli 'Apartament'. Dla mnie to jest przykłąd kina sztucznego, zmanipulowanego. Widzowie pokazywane są jakie sceny,, ale poakzywane są tylko na tyle, aby stworzyć napięcie (moim zdaniem i tak jest ono niskie;)). Nastepnie wraz z czasem trwania owe sceny sa uzupełniane o nowe wydarzenia... kadr poszerzany itd. Nie podoba mi się to, bo banalna historia została tutaj podniesiona do rangi niezwykłej intrygii. Ja nie dostrzegam tego u Lyncha. Logika, koncepcja, oś jego filmów nie wzbudza we mnie zastrzeżeń.

Nie wiem, czy ludzie odrzuca 'Gwiezdne wojny'. Efekty specjalne nadal prą do przodu, ale to chyba przykłąd kina, które mimo wszystko trwa. Inna sprawa, ze Lucas nie daje o tym zapomnieć;) Podkreslam słowo 'chyba', bo trylogii całej nie widziałem, a wnioskuję bo reakcjach ludzi z otoczenia.

Nie widziałem też całości 'Włądcy pierścieni'. Dla mnie to przykład filmu, który wychodzi na zapotrzebowanie widza. Rzecz sprawnie i z rozmachem zrobiona, która ma potencjał (zawdzięcza go książce) i na pewno ogromną rzesze fanów, a Ci nie dadzą o tych filmach zapomnieć. Podejrzewam, ze podobnie jest z Lynchem. Cokolwiek, by nie nakręcił już...





użytkownik usunięty
The_Perfect_Drug

masz racje pisząc, iż spoób w jaki odbiera się filmy zależy w dużym stopniu od poczucia własnej estetyki, własnych potrzeb i poglądów, mnie na przykład chyba bardziej odpowiada na płaszczyźnie estetyki język powieści niż obrazu, piszę to dlatego, że w końcu w zeszłym tygodniu udało mi sie znaleźć i obejrzeć Blaszny Bębenek Schlendofa (tak sie chyba pisze to nazwisko), i mimo tego że film otrzymał nawet Złotą Palmę w Cannes, zupełnie nie przypadł mi do gustu, do ksiązki Grassa zupełnie nie dorasta (a to jedna z moich ulubionych), szerze mówiąc podobne odczucia miałem oglądając Pornografie Kolskiego, ach gdziez tam mu do prozy Gombrowicza, całkiem jednak tak do końca nie jest że powieść na której oparty jest film jest zawsze lepsza od samego filmu, bo dla mnie w tym przypadku znakomitym przykładem jest Wojciech Has i mój ulubiony polski film Rekopis znaleziony w Saragossie, to co się udało stworzyć Hasowi na podstawie pamiętnika Potockiego to naprawde arcydzieło lepsze od samej ksiażki,
wracając do Lyncha to nie uzyłem bynajmniej słowa "rzemieślnik" w pejoratywnym tego słowa znaczenia, to słowo przyszło mi na myśl po obejrzeniu Strzałów na Broadway, gdzie Allen wyraźnie zarysował różnicę pomiędzy prawdziwym artysta a solidnym i dobrym "rzemieślnikiem", nie osądzając że jeden jest lepszy od drugiego, ale wyrażnie dając do zrozumienia że każdy powinien odnaleźć w sobie ten prawdziwy "talent" i tak sie dzieje z dobrze zapowiadającym pisarzem, który w końcowej scenie wypowiada słowa, że jest pewny dwóch rzeczy - pierwszej, że kocha swoją kobietę drugiej, że nie jest artystą, i tak jak wcześniej napisałem w moim odczuciu Lynch poszedł złą drogą, po Człowieku Słoniu odrzucił propozycję krecenia komercyjmych filmów (ale czy tak do końca o tym dalej), i nakręcił Diunę, szczerze mówiąc bardzo kiepski film, oczywiście później udało mu się stworzyć własną estetykę, ale czy na miarę prawdziwego artysty czy raczej zagubionego dobrego rzemieślnika, tak mi właśnie teraz przyszła myśl, może Zagubiona Autosrada jest synonimem tego zagubienia, bowiem dla mnie centralnym motywem tego filmu jest teza jaką wygłasza główny bohater gdzieś na początku filmu, iż nie lubi zbierać fotografii, woli zapamiętywać przeszłość w taki sposób w jaki on sam ją widzi, chce więc mieć kontrolę nad własnym losem, kierować nim według własnych zamierzań, niestety tak jak w Zagubionej Autostradzie nie możemy mieć kontroli nad otaczającą nas rzeczywistością, stąd może pojawia sie uczucie zagubienia, bo nie możemy kierować tym, że ktoś otrzymuje od losu wrodzony talent, a ktoś inny musi ciężko pracować, a i tak nie osiągnie tego celu który niejako dany jest nielicznym wybrańcom losu w postaci jakiegoś talentu, to oczywiście moje własne odczucia, ale bardziej nasuwają mi się po Strzałach na Broadwayu niż Zagubionej Autostrady, bo raczej nie staram się szukać żadnego "drugiego dna" (dziwne słowo) w filmach Lyncha.
moim zdaniem, z którym się nie zgodziłeś w swoim poscie, twórczość Lyncha m.in poprzez brak wrodzonego talentu wpisuje sie w nurt kina komeryjnego, bo też jak można tłumaczyć na przykład fakt, iż przez kilka lat kręcił serial telewizyjny Miasteczko Twin Peaks, nie chcę tutaj zabrzmieć jako przeciwnik "kina komercyjnego", bo takie filmy dobrze zrealizowane też lubię, ale kino komercyjne ma to do siebie że szybko przemija, cechuje się również tym że kolejni reżyserzy potrafią zrealizować podobną historię lepiej niż jego porzednicy, nie nawiązując wcale do nich, stad też wydaje mi się niewielu reżyserów nawiązuje do filmów Lyncha, ale na pewno znajdą się tacy którzy zrealizują filmy lepiej niż on posługując się podobną estetyką, dla mnie takim przykładem jest film Spragnieni Miłości, chociażby punkt łączący obu reżyserów polega na tym że obaj lubią wykorzystywać motyw zmiany osobowości lub też odgrywania ról przybranych osób, dla mnie osobiście Spragnieni Miłości jest zdecydowanie lepszym filmem od np. Zagubionej Autostrady czy Mulloholland Drive pod względem wykorzystania ruchu kadru/koloru, a więc od strony nie tylko treści/fabuły filmu, ale także od strony technicznej, w przypadku Wong Kar-Waia moim zdaniem telent idzie w parze ze znakomitym opanowaniem reżyserskiego rzemiosła,
o Lynchu napisałem już sporo, więc nie chcę się powtarzać, ale jeszcze jedna uwaga przychodzi mi na myśl dotycząca tego czy Lynch to reżyser komercyjny czy nie, dla mnie Prosta Historia to dowód na to że tak, poza tym z całą pewnością jego wspólpraca ze stacjami telewizyjnymi wynika z tego, iż kładą one sporo kasy na promocję filmów Lyncha, i oczywiście nie jest w tym fakcie nic złego, ale czy na przykład w taki sam sposób promuje się filmy nr Jarmuscha?

napisal dolegapit

Nieco oderwę się od bezpośrednio odnoszenia się do tego o czym piszesz.

Widziałem kilka filmów Allen'a. 'Strzałów..' chyba nie. Nie jest to człowiek, którego poczynania śledziłem i raczej filmy, które robi średnio do mnie trafiają. Także możnaby o nim powiedzieć, że wciąz wertuje to samo. Te same obsesje, słabostki, spojrzenie na świat. Czasem z lepszym, czasem z gorszym skutkiem.

Generalnie szukam w kinie dwoistości, zaczarowania mnie historią, obrazem, dźwiękiem. Tak czyni Lynch. Mało mnie obchodzi tak naprawde, czy za jeden film dostanie dużo kasy i nagród oraz to, czy jego film podytkowany jest chęcią zysku, połechtaniem własnego ego. Interesuje mnie feket, który mogę obejrzeć. Nie przyjmuję ślepo wszystkiego... Jeśli nakręci syf, to nazwę to syfem po prostu. Także sprzeczne wrażenia mam tez z filmu Wai'a '2046'. Jest to na pewno obraz słabszy, ale też ma coś w sobie. W tym momencie ciężko więc wyrazić mi opinię, która kogoś zadowoli... Moge napisać, ze pod względem warsztatu '2046' jest wciąż świetny. Ujęcia, gra barw, synchronizacja obrazu z muzyką, aktorstwo (może Zhang Ying nieco nie dała rady sobie z tą rolą)... Film miał problemy z odpowiednim zmontowaniem i to na pewno czuć, ale też bez przesady. Ponadto historia wydaje się być dosyć... hmm... Jest czytelna, ale jej przedstawienie (wielowątkowość) jest dosyć chaotyczne, wybiórcze. Także - podobnie jak przy Lynchu - polubienie tego filmu widze poza tymi wszystkimi aspektami, które mogą mieć solidne argumenty i kontrargumenty. To tak jakby kłócić się, czy dziewczynie stojącej przy wystawie sklepowej lepiej jest w ciemnych czy jasnych włosach.

The_Perfect_Drug

filmu 2046 jeszcze nie widzialem wiec trudno mi cokolwiek napisac, odnosnie Allena to musze sie z toba zgodzic ze wertuje w zasadzie to samo bynajmniej jednak nie dlatego ze jest kiepskim komikiem/artysta ale dlatego ze w paranoicznym i schizofrenicznym swiecie ukazanym z duza dawka dystansu i znakomitego humoru czuje sie najlepiej i wokol niego sie obraca, z pozoru jego filmy wydaja sie lekkie, ale tresci jakie sie kryja pod pozornie prosta historia ktora opowiada sa naprawde glebokie i refleksyjne, cenie tez Allena za to ze w znakomity sposob potrafi nawiązać i nadać swojego własnego ducha pomysłom swoich wielkich poprzedników chociażby takich Groucho Marx, który bez wątpienia był największym komikiem XX wieku, i właśnie z tych powyższych powodów ja z kolei nie jestem w stanie strawić tego co nakręcił Lynch po Człowieku Słoniu, bo w życiu trzeba osiągnąc perfekcję w tym czym jest się naprawdę dobrym, a od tego moim zdaniem Lynch odszedł po nakręceniu Człowieka Słonia, o ile dobrze pamiętam (aczkolwiek mogę się mylić) Lynch otrzymał propozycję nakręcenia Gwiezdnych Wojen (czy też podobnego filmu), zrezygnował z tej propozycji i nakręcił film Diuna, kiedyś jakaś gazeta dołączyła ten film na płytce, a na okładce napisane było wielkimi literami Film Kultowego Reżysera, rozbawiło mnie takie sformułowanie, a jeszcze bardziej "rozbroił" mnie film, bo był naprawdę słaby, oczywiście każdy ma prawo do reklamowania produktu który sprzedaje w taki sposób by przyciągnać jak największą liczbę komsumentów/widzów i tak też z własnych obserwacji naszego społeczeństwa, a zwłaszcza młodzieży, bo przez pewnien czas przyszło mi z nią pracować, że polskie społeczeństwo jest bardzo podatne na przekaz reklamowy, co w pewnym sensie jest zrozumiałe tym że jest on jeszcze w naszym kraju stosunkowo młodym zjawiskiem, nie wiem czy akurat tutaj można snuć jakąś analogie to twórczości Lyncha, ale z własnego doświadczenia muszę powiedzieć, chociaż tutaj pewnie znowu zarzucisz mi "przemądrzanie się" badź "wszystkowiedztwo", że na samym początku swoich kontaktów z kinematografią, Lynch wydawał mi się wielkim reżyserem, chociaż nie byłem w stanie wytłumaczyć na czym jego wielkość miała polegać, i wydaje mi się ze wiele osób nadal popada w taką pułapkę o czym świadczą niektóre posty - "mistrz wśród reżyserów", bo filmy Lyncha są "takie proste [tj. Prosta Historia] albo takie skomplikowane", bez kozery powiem iż z czasem poznając twórczość innych reżyserów i niejako porównując ją do twórczości Lyncha ten ostatni wypadał mi coraz bladziej, te moje antylynchowskie posty może brzmia jako posty "zawiedzionej" czy "oszukanej" osoby, ale swoją opinię o Lynchu wyrobiłem sobie już dawno, mam nadzieję że ten reżyser zaskoczy mnie jeszcze pozytywnie, jak na razie inna w swojej stylistyce i formie Prosta Historia utwierdziła mnie głębiej w swojej dotychczasowej opinii o Lynchu,
nie wiem na czym twoim zdaniem polega w filmach Lyncha "dwoistość, oczarowanie historią, obrazem, dźwiekiem" o których piszesz, bo nie rozwinąłeś tego wątku, zgodzę się z tym że ścieżki dźwiekowe filmów Lyncha sa w zasadzie bardzo dobre, zresztą dość często na soundtrackach pojawia sie Dawid Bowie, nieco rzadziej Lou Reed, a to jedni z moich ulubionych piosenkarzy, zreszta Bowie umieścił chyba na soundtracku Zagubiona Autostrada jeden z lepszych swoich kawałków "I'm deranged" a Lou Reed "This tragic moment", świetna muzyka, nie uważam jednak by muzyka z soudtracków miałyby w jakiś sposób świadczyć o filmie, czy odwrotnie, bo soundtracki są dziełem raczej zwykłego marketingu i pojawiły się całkiem niedawno, tak nawiasem dodając do gorąco polecam dwie ostatnie płyty Lou Reeda "The Raven" i koncertową "Animal Serende" - Lou dawno tak przekonująco i dojrzale nie brzmiał,
co do dwoistosci (może chodziło ci o tzw. drugie dno) czy fabuły i obrazu w filmach Lycha to o tym pisałem w swoich poprzednich postach wiec sie juz nie bede powtarzal,
mam jednak jeszcze jedna uwage dotyczaca dziewczyny stojacej przy wystawie, moim zdaniem to czy lepiej jej w ciemnych czy czarnych wlosach ma jak najbardziej sens, jesli zaluzmy ma wygladac jak Merlyn Monroe, to jeśli chcemy ja ukazac w klasyczny sposob, zgodnie ze stereotypem, ze mezczyzni wola blondynki, to koniecznie musi miec blond wlosy, jesli natomiast chcemy jej nadac nieco kontrowersyjny charakter to na pewno lepiej w tym kontekscie gdyby miala ciemne wlosy, chyba wiesz co mam na mysli, w przedstawionym klientowi/widzowi obrazie musi się kryć jakaś treść/przekaz, ja jak juz napisalem w swoich wczesniejszych postach w obrazach Lyncha jej nie dostrzegam,

dolegapit

.... Nie chcę się spierać o Allen'a. Dla mnie jest już po prostu nudny... Ożywienie jego stylistyki nastąpiło we 'Wszyscy mówią Kocham Cię', ale to pewnie ze względu na to, iż drastycznie wprowadził piosenkę do fabuły. Natomiast nie ejst to rezyser, którego chcę poznawać....

Reklama w dzisiejszych czasach funkcjonuje sama. Nikt się nikogo nie pyta o zgodę... Daltego chociażby 'Największe wydarzenie kulturalne roku 2005' mamy już w styczniu i jest nim 'Upiór w operze'... Daltego 'Oldboy' jest reklamowany zdaniem Tarantino, chociaż ja związku pomiędzy nim, a Park'iem nie widzę. Daltego tez Lynch jest kultowy i dlatego z takim samym hasłem moze na dvd wyjśc 'Efekt motyla'... Czemu? Bo TAK się sprzeda...

Bowie'go bardzo lubię, z pewnym odstępswtem odnośnie jego 'bytowania' w palstikowych latach 80tych... Lou Reed'a tak wyrykowo, ale 'Raven' zaintesresował mnie już przy wydaniu, gdy dowiedziałem się, ze inspirowany jest Poe...

użytkownik usunięty
The_Perfect_Drug

czy Allen przynudza? czasami mu sie to zdarza ale blyskotliwosc i dowcip ma moim zdaniem pierwszorzedny, jedna z najlepszych scen w Jej Wysokosc Afrodyta, kiedy kobieta (blondynka zreszta) opowiada o swoich pierwszych krokach na "planie filmowym" mowiac, ze w pierwszej scenie jeden gosc zabieral sie do niej od tylu a drugi od przodu i wtedy pomyslala sobie ... chyba ze polubi aktorstwo,
w filmie Wszyscy Mowia Kocham Cie rzeczywiscie Allen troche przynudzil, chociaz jest tam kilka przezabawnych i dowcipnych scen - zwlaszcza jedna z ostatnich zywcem wyjeta z humoru Groucho Marx kiedy jego byla zona wspomina ich noc poslubna mowiac z nostalgia, ze pamieta ten pokoik w hotelu, to wygodne loze, ten blask ksiezyca, na co Allen odpowiada rzeczywiscie ja tez pamietam ten pokoik w hotelu, to wygodne loze, ten blask ksiezyca - ale nie pamietam ciebie, dorzucajac po chwili namyslu - musialas byc ta ktora byla pode mna
nie wiem czy reklama funkcjonuje sama z cala pewnoscia traktuje czlowieka jako konsumenta a nie obywatela, zmusza go do konkretnych zachowan oddzialywujac w duzo wiekszym stopniu przez przekaz wizualny, zas tresc redukuje do sloganu, stad tez moje wczesniejsze porownania filmow Lyncha do swoistej reklamy wykorzystujacej efekt wizualny zas tresc sprowadzajac do roli sloganow, a takich sloganow jest pelno w filmach Lyncha - czy to Miasteczku Twin Peaks czy Zagubionej Autostradzie, chociazby w tej ostatniej sceny takie jak spotkanie glownego bohatera z nieznajomym typem podczas jakiegos przyjecia, ktory stwierdza ze jest jednoczesnie na przyjeciu i w jego domu, o czym bohater przekonuje sie dzwoniac na domowy telefon i rozmawiajac z ta sama osoba, Lynch nie rozwija dalej tego tematu nadajac ten scenie charakter sloganu, i moim zdaniem szukanie w tej czy podobnych scenach tzw. drugiego dna nie ma wiekszego sensu, sloganem tez pozostaje scena "przemienienia" sie glownego bohatera w mlodzienca, pelna pustych sloganow jest tez moim zdaniem koncowa scena, w ktorej Lynch ukazuje plonaca szope cofajac kadr, a nastepnie pare uprawiajaca seks przy wlaczonych swiatlach, kolejne "przemienienie" czy tez w koncu "pusta" wymiane zdan miedzy glownym bohaterem i ta tajemnicza postacia z poczatku filmu, podobnie jest ze slowem "kultowy", czesto zreszta uzywanym na tym forum, to slowo jest zwyklym sloganem pozbawionym tresci, dorzucilbym jeszcze do tego jeszcze takie sformulowania jak na przyklad: geniusz czy dwoistosc - liczylem na to ze rozwiniesz ten ostatni epitet, ktorym sie posluzyles w swoim przedostatnim poscie
Bowie to rzeczywiscie to muzyczny kameleon, chyba jednak nie wielu jest artystow ktorzy maja takiego muzycznego "nosa" jak on, ale jak powraca do "swojej" stylistyki to pomimo uplywu lat wciaz brzmi swietnie, czemu dal wyraz moim zdaniem chociazby na Heathen czy Reality, co do Lou Reeda to mysle ze w kwestii historii rocka masz troche do nadrobienia (wcale nie chcialem tutaj zabrzmiec jak jakis mentor), ale fakt jest taki ze najwieksza inspiracja dla Bowiego byl sam Lou Reed, czego zreszta Bowie nigdy nie ukrywal, a Lou Reed,

użytkownik usunięty
The_Perfect_Drug

czy Allen przynudza? czasami mu sie to zdarza ale blyskotliwosc i dowcip ma moim zdaniem pierwszorzedny, jedna z najlepszych scen w Jej Wysokosc Afrodyta, kiedy kobieta (blondynka zreszta) opowiada o swoich pierwszych krokach na "planie filmowym" mowiac, ze w pierwszej scenie jeden gosc zabieral sie do niej od tylu a drugi od przodu i wtedy pomyslala sobie ... ze polubi aktorstwo,
w filmie Wszyscy Mowia Kocham Cie rzeczywiscie Allen troche przynudzil, chociaz jest tam kilka przezabawnych i dowcipnych scen - zwlaszcza jedna z ostatnich zywcem wyjeta z humoru Groucho Marx kiedy jego byla zona wspomina ich noc poslubna mowiac z nostalgia, ze pamieta ten pokoik w hotelu, to wygodne loze, ten blask ksiezyca, na co Allen odpowiada rzeczywiscie ja tez pamietam ten pokoik w hotelu, to wygodne loze, ten blask ksiezyca - ale nie pamietam ciebie, dorzucajac po chwili namyslu - musialas byc ta ktora byla pode mna
nie wiem czy reklama funkcjonuje sama z cala pewnoscia traktuje czlowieka jako konsumenta a nie obywatela, zmusza go do konkretnych zachowan oddzialywujac w duzo wiekszym stopniu przez przekaz wizualny, zas tresc redukuje do sloganu, stad tez moje wczesniejsze porownania filmow Lyncha do swoistej reklamy wykorzystujacej efekt wizualny zas tresc sprowadzajac do roli sloganow, a takich sloganow jest pelno w filmach Lyncha - czy to Miasteczku Twin Peaks czy Zagubionej Autostradzie, chociazby w tej ostatniej sceny takie jak spotkanie glownego bohatera z nieznajomym typem podczas jakiegos przyjecia, ktory stwierdza ze jest jednoczesnie na przyjeciu i w jego domu, o czym bohater przekonuje sie dzwoniac na domowy telefon i rozmawiajac z ta sama osoba, Lynch nie rozwija dalej tego tematu nadajac ten scenie charakter sloganu, i moim zdaniem szukanie w tej czy podobnych scenach tzw. drugiego dna nie ma wiekszego sensu, sloganem tez pozostaje scena "przemienienia" sie glownego bohatera w mlodzienca, pelna pustych sloganow jest tez moim zdaniem koncowa scena, w ktorej Lynch ukazuje plonaca szope cofajac kadr, a nastepnie pare uprawiajaca seks przy wlaczonych swiatlach, kolejne "przemienienie" czy tez w koncu "pusta" wymiane zdan miedzy glownym bohaterem i ta tajemnicza postacia z poczatku filmu, podobnie jest ze slowem "kultowy", czesto zreszta uzywanym na tym forum, to slowo jest zwyklym sloganem pozbawionym tresci, dorzucilbym jeszcze do tego jeszcze takie sformulowania jak na przyklad: geniusz czy dwoistosc - liczylem na to ze rozwiniesz ten ostatni epitet, ktorym sie posluzyles w swoim przedostatnim poscie
Bowie to rzeczywiscie muzyczny kameleon, chyba jednak nie wielu jest artystow ktorzy maja takiego muzycznego "nosa" jak on, ale jak powraca do "swojej" stylistyki to pomimo uplywu lat wciaz brzmi swietnie, czemu dal wyraz moim zdaniem chociazby na Heathen czy Reality, co do Lou Reeda to mysle ze w kwestii historii rocka masz troche do nadrobienia (wcale nie chcialem tutaj zabrzmiec jak jakis mentor), ale fakt jest taki ze najwieksza inspiracja dla Bowiego byl sam Lou Reed, czego zreszta Bowie nigdy nie ukrywal, a Lou Reed ze swoim Velvet Underground nadal inspiruja alternatywna scene muzyczna, czego przykladem jest wiele kapel takich chociazby jak The Strokes czy The Hives, The Killers etc, moim zdaniem tylko The Strokes udalo sie cos uchwycic z klimatu Velvet Underground, zreszta swoja prosta "recepte na sukces" podaje Lou Reed na koncertowej Animal Serenade gdzie na poczatku koncertu gra przez chwile tylko trzy najbardziej charakterystyczne dla VU riffy po czym zwraca sie do publicznosci mowiac iz wiele kapel nadal stara sie nasladowac VU myslac ze o ich sukcesie zadecydowaly te trzy proste riffy, po chwili zastanowienia dodaje jednak z ironia ze w zasadzie nie trzy .... tylko cztery, po czym odgrywa te swoje "slawetne: cztery riffy, w ten nieco ironiczny sposob Reed daje do zrozumienia ze by odniesc sukces nie trzeba sie silic na oryginalnosc czy jakas awangarde, ze te "trzy-cztery" riffy trzeba odnalezc w sobie i wokol tego budowac swoja tworczosc, tym porownaniem staram sie niejako powrocic do wczesniejszego watku w ktorym pisalem ze nalezy dożyc do perfekcji w tym co sie potrafi robic najlepiej,
mam nadzieje ze slowo Edgar Allan Poe nie podzialal na ciebie jak slogan i nie dlatego siegnales po Lou Reeda, z wlasnego doswiadczenia musze powiedziec, ze teksty Poe ktore czytaja rozne osoby na plycie Raven sa cholernie trudne, ja osobiscie je sobie odpuscilem, inna kwestia ze duzo "prostsze" od poezji Poe teksty Lou Reeda sa swietne, chociaz Reed byl zawsze dobrym "teksciarzem", szkoda ze tym mankamentem obarczona jest tworczosc Lyncha

napisal dolegapit

Nawet nie wiedziałem, że oto w kinach nowy Allen juz. Bardzo pracowity jest. Wybierasz się pewnie? Ja poczekam, gdy wyjdzie na dvd chyba. Zresztą nie oglądam go na bieżąco i nie każdy tytuł. Poprzedni przede wszytkim ze względu na zdjęcia Khondji - znakmite jak zwykle;) Film taki sobie, całkiem przyjemny w trakcie senasu i potem wylatujący z głowy. 'Jej wysokości.. ' akurat nie widziałem, ale chciałem. Jakby było w tv. to chętnie bym się skusił. Własnie dla tych moemntami błyskotliwych dialogów, które moga funkcjonować oderwane od filmu, jako anegdoty.

Scena z rozmową z 'Mysterymanem' przez telefon oraz na przyjęciu jest faktycznie sceną typową dla reżysera i jako taką można jej nadac nazwę sloganu. Dziś zerknąłem na 'Hotel room' - jest to jeden z dwóch jego filmów, których nie widziałem dotąd. Już otwierajaca scena sprawia, że widz 'czuje', iż to jego film. Jest w nim cos bardzo manierycznego, charakterystycznego. Zapewne widać, by to było, gdyby kilku twóców miało za zadanie nakręcić tą samą scenę. Miałoby ten sam dialog - ale mogłoby go dostosowac pod siebie - oraz miejsce akcji. Wracając do tej sceny, gdy Fred wraca do domu, to akurat słychać dźwięk telefonu, tak jakby czasoprzestrzen zdrazen została naruszona, co umożliwia bycie mężczyzny w dóch miejscach. Oczywiście 'Zagubiona... ' stanowi niezłą 'pożywkę' dla chcących znależć coś 'nielogicznego':) 'Przemiany' głownego bohatera sa faktycznie drażliwym tematem. Drażliwym w tym punckie, że strażnicy to WIDZĄ i wypuszczają bohatera. Ja obstawiałem za taką teorią, iż jest jeden bohater, który popełnbił zbrodnię z miłości i zazdrości zarazem - co zaowocowało załamaniem i chęcią wymazania tego z pamieci, stąd wyszło alterego... ;)

Staram się nie rozpisywać, bo tyle tematów nakłada się na siebie, a szczerze mówiąc chyba nic nowego i posuwającego nasz temat Lynch'a do przodu nie napiszę. Ja nie uzywam s tosunku do nikogo miana 'klutowy', bo to nie ja wyznaczam 'standard' tego słowa. Po prostu - najprościej rzecz ujmując - kultowość nadaje czas. Ludzie pamiętaj film, zbierają figurki, plakaty i inne gadgety, posługują się cytatami itd.

Może dlatego Bowie jest mi bliższy, gdyż flirtował z elektroniką, a poznałem go jakoś tak na poczatku lat 90tych. Nie pisałem o tym , ale chyba widać, że najstarszy nie jestem i wpierw załapałem się na te ostatnie wyczyny Bowiego, niż z poczatków kariery. Lou Reeda jak czas pozwoli 'sprawdzę'. Velvet underground znam pobieżnie, ale podobało sie. Na pewno to zespół, który miał wpływ na historię. Czasem przerażają mnie takie pokaźne dyskografię. Aktualnie kompletuję John'a Zorne'a. Dopiero posłuchałem 'Real gone' Waits'a - dawno nie miałem żadnej jego płyty i jestem zaskoczony - świeże, ciekawe granie... choć to nie jest mój ulubiony gatunek.

Heh... Ciekawy 'niuans' z tym koncertem. Musze posłuchać. Dopiero kilka dni temu zanajomiłem się z Franz Ferdinand. Tak w koło szumno było, że wydarzenie 2004, stąd chciałem posłuchac. Faktycznie przyjemne dla ucha... jak na pierwsze wrażenie. Teraz jest jednak wiele podobnych kapel właśnie - taki rock z 'korzeni' powraca z nowym uderzeniem.


The_Perfect_Drug

nie widzialem jeszcze tego nowego filmu Allena ale sie pewnie wybiore, masz racje ze w filmach Allena jest wiele blyskotliwych anegdot ktore moga funkcjonowac zupelnie poza filmem, ja Allena cenie nie tylko za blyskotliwe anegdoty, ale także za fakt, ze w swoich filmach osmiesza tzw. zbiorowa mentalnosc, ktora narzuca jednostkom wiele ogranicze i nie pozwala na samoorealizacje, takim moze wzorcowym filmem jest Zelig, nakrecony formie czarno-bialego filmu dokumentalnego, w ktorym glowny bohater poddaje sie nie tylko ziorowej mentalnosci, ale takze przyjmuje fizyczne podobienstwo do grupy osob w kregu ktorej sie znajduje, dopiero milosc do kobiety wyzwala w nim poczucie indywidualnosci i wewnetrzna akceptacje swojej wlasnej osoby, inna anegdote rozwinal na przyklad w filmie Koniec Hollywood, kiedys na jakiejs konferecji prasowej znacznie wczesniej niz powatal KH Allen zazartowal iz w Europie uwazaja jego filmy za fimy intelektualne poniewaz ... sa niskobudzetowe i w Stanach prawie nikt ich nie oglada, w Koniec Hollywood przedstawia historie Hollywoodzkiego rezysera ktory otrzymuje propozycje nakrecenia wysoko budzetowego filmu, pojawia sie jednak problem, rezyser ten w trakcie robienia zdjec ulega pod wplywem stresu chwilowej slepocie, kryjac jednak przed proucentami ta przypadlosc konczy swoj film w jakis przedziwny sposob, w Stanach publicznosc wygwizuje film jako zupelne dno, jednoczesnie natomiast we Francji krytyka przyjmuje go jako jedno z najwiekszych arcydziel filmowych, moze nieco przerysowana ale moim zdaniem dosc trafna ocena tzw. mentalnosci zbiorowej widzow amerykanskich i europejskich, chyba w przypadku Lyncha jest on bardziej znany i lubiany w Europie niz w Stanach,
osmieszanie zbiorowej mentalnosci mamy tez oczywiscie w - moim zdaniem najlepszej jego komedii - Strzalach na Broadwayu (dziwnym zbiegiem okolicznosci Allen w nim nie wystepuje jako aktor), gdzie Allen kpi z bufonady jaka tworza wokol siebie srodowiska artystyczne, najlepsza scen w tym filmie to moim zdaniem scena w ktore glowny bohater "przyjety na salony" zwraca sie ze swoim problemami milosnymi do znajomego artysty oczekujac intelektualnej i "artystycznie" akceptowalnej odpowiedzi na jego rozterki, po czym otrzymuje taka rade - "Posluchaj dam ci taka bardzo dobra rade, powiadam bardzo dobra rade, ktora otrzymalem od swojej baci wiele lat temu kiedy mialem podobne problemy do swoich. Sluchaj uwaznie" - po czym ekspresyjnie mowi - "Musisz zrobic to co musisz zrobic" w oryginale brzmi to lepiej - "You got to do what you got to do", dzieki tej prostej radzie bohater wyzwala sie z tej calej sztucznosci i bufonady "polswiatka" artstow,
wracajac do Lyncha bo caly czas na tym forum o nim mowimy - w moim skromnym oczuciu tworczosc Lyncha wpisuje sie w ten nieco nadmuchany i sztuczny artystyczny "polswiatek" i poparlbym do dwiema tezami ktore przyszly mi go glowy calkiem niedawno przy dwoch roznych okazjach:
1 - w dodatku telewizyjnym do Gazety Wyborczej ostatnio natknalem sie rzy okazji pokazywania na jakims kanale TV Zagubionej Autostrady, opis filmu brzmial mniej wiecej tak - wizualnie bardzo dobre, ale ogolnie "puste", tylko dla zwolennikow Lyncha, film otrzymal chyba tylko dwie gwiazdki, ktos wczesniej na tym forum przytoczyl bardzo dobry argument przemawiajacy za Lynchem piszac ze rezyser ktory otrzymal wiele nagrod musial cos ciekawego i dobrego stworzyc, na pewno nagrody filmowe sa jakims wskaznikiem wartrosci filmu, i w przypadku Lyncha moim zdaniem w czasach kiedy na ekranach pojawila sie np Zagubiona Autostrada czy Dzikosc Serca ich nowatorskoc pozwalala sadzic, iz pomimo pewnych wad i niekonsekwencji fabularnych, wniosa one w przyszlosci jakis wklad w dalszy rozwoj kinematografii, minelo jednak wiele czasu i z tej perspektywy mozna juz na pewno okiektywniej ocenic czy rzeczywiscie Lynch pelnil pokladane w nim nadzieje, moim zdaniem odpowiedz jest raczej negatywna, o czym moga swiadczyc twoje slowa ze tego rezysera trudno jest "skopiowac", inna kwestia jest fakt, iz tej "pustce" jak napisano w GW, dopomogl sam rezyser ignorujac potrzeby widzow - czesto przytaczany argument, iz Lynch bawi sie tym, iż widzowie staraja sie doszukac jakiejs glebszej tresci w jego filmach, dyskredytuje nie tylko samego rezysera ale i widzow ktorzy takie opinie wypowiadaja, jak juz wspomnialem wczesniej czas pozwala nam na bardziej obiektywna ocene o czym ponizej
2 - calkiem niedawno przegladajac w wolnej chwili historie kina natknalem sie na taki nurt z lat 20-stych i 30-tych XX wieku okreslany mianem dadaizmu, polegal on na tym, iz tworcy tego nurtu zupelnie ignorowali tresc filmu skupiajac sie jednyni na aspektach plastycznych w filmie, tak mysle ze Lynch by sie wpisywal w pewnym stopniu w ten nurt, ocena dorobku filmowego dadaistow nie byla jednak pozytywna, nie udalo im sie stworzyc zadnego wartosciowego dziela, ktore wpisaloby sie do kanonu klasyki filmowej, w historii kina przypisano im skromna karte plastycznych "eksperymentatorow", czy tak bedzie z Lynchem trudno tak jednoznacznie prorokowac, trudno sie jednak nie zgodzic z faktem, iz dadaizm lat 20-tych i 30-tych zmyslowil tworcom filmowym, iz film nigdy nie zatapi malarstwa ani poezji/prozy, jego ogromne mozliwosci tworcze polegaja na tym ze moze on obie te rzeczy polaczyc w jedna calosc, film oparty tylko na aspektach wizualnych zawsze przegra z malarstwem, stad tez chyba to wczesniej przytoczone przeze mnie okreslenie ktore znalazlo sie w GW - wizualnie bardzo dobry ale ogolnie "pusty"
czesto poslugujesz sie terminem "niesamowity klimat" gdy opisujesz filmy Lyncha, skromnie jednak tlumaczysz na czym ten klimat polega, bo dla mnie takim klasycznym filmem "niesamowitego klimatu" jest Piknik Pod Wiszaca Skala, w ktorym Wier buduje stopniowo klimat zagadkowosci i tajemniczosci otaczajacej nas natury, pozostawiajac widza do konca w niepewnosci, bo chyba trudno jest nie zgodzic sie z oczywistym stwierdzeniem, ze nie wszystkie tajemnice natury jestesmy w stanie odgadnac, innym klasycznym filmem w tym kontekscie jest moim zdaniem Nosferatu Wampir w ktorym Herzog buduje klimat nadciagajacego zla, ktore ostatecznie tylko pozornie ulega unicestwieniu, trudno sie jednak nie zgodzic z kolei z teza, ze w czasie kiedy jedno zlo ulega unicestwieniu jednoczesnie zaczyna kielkowac nastepne, dla mnie niesamowity klimat potrafil stworzyc Polanski chociazby w takim filmie jak Matnia, powtarzajacym nieco watki z Noza w Wodzie, ale Matnia jest filmem bardziej skomplikowanym i w odroznieniu od Noza w Wodzie makabrycznym, do znajdujacego sie na odludziu zamku w ktorym urlop spedza mlode malzenstwo pojawia sie prostacki i gburowaty gangser, ktory narzuca malzestwu swoje wlasne bezkompromisowe "reguly gry", w tym swiecie zaczynaja pekac nicie zwiazku malzenskiego, przyjazni, ten nastroj "brutalnosci" narasta az do momentu w ktorym wszystkie naladowane emocje eksploduja, ponizany malzonek w amoku zabija gangstera, nieco inny klimat udalo sie Polanskiemu stworzyc w Chinatown, moim zdaniem to jego nalepszy film, zapowiada sie poczatkowo jako zwykly kryminal i Polanski zwodzi widza trzymujac go w tym przekonaniu, dopiero w scenie w ktorej Nicolson krzyczac "Chce znac prawde!' uderza Dunaway otwarta dlonia w twarz a ta odpowiada na przemian 'Ona jest moja siostra" i "Ona jest moja corka" w koncu wszystkie nagromadzone emocje eksploduja gdy pada na kanape i wypowiada slowa "Ona jest moja siostra i corka", z pozoru kryminalnej sprawie ktora stara sie przez caly film rozwiazac Jackie wyłania sie caly tragizm osobisty, ale i takze spoleczny o ktorym mowi film, dla mnie osobiscie scena spotkania Nicolsona z Dunaway w restauracji to jedna z najlepiej nakreconych scen w dziejach kinematografii,
koncze bo znowu sie cholernie rozpisalem, odnosnie Franza Ferdinanda to moze wstyd sie przyznac ale nawet nie wiem co oni spiewaja, "Real Gone" Toma Waitsa bardzo dobra plyta, chociaz dwie ostatnie tj. Alice i Blood Money tez niczego sobie, roznica polega na tym ze w Real Gone Waits wiekszy nacisk polozyl na szorskosc grania (glownie bebny) i taki kawalek jak Hoist That Rag brzmi po prostu niesamowicie, poza tm goscinnie na plycie gra Les Claypool z Primus, wiec ta mieszanka musi brzmiec niesamowicie, z plyt UV polecilbym wszystkie raptem jest ich chyba 4, z Lou Reeda oprocz dwoch ostatnich - Trasformer, Belin, Blue Mask i oczywiscie New York, ja ostatnio na okraglo slucham nowego swojego odkycia tj. Eels - zwlaszcza plyta "Electro-Shock Blues" jest po prostu wysmienita, taka plyta to po prostu must-hear, Franza Ferdinanda srawdze ale jesli to on spiewa taka piosenke ktora na okraglo puszczaja w radio w takim manierycznym wokalem to raczej mi sie nie spodoba
pozdrawiam

dolegapit

Dla odmiany ja znów króciutko, gdyż niestety jestem w trakcie sesji;)

Nie czytuję juz 'GW', ale natknąłem się na tą ocenę 'Zagubionej autostrady' już pare lat (?!) temu. Także czas chyba tych ocen nie weryfikuje, a sa kopiowane, gdy dany film znów jest wyświetlany w tv. Ponadto Ci, którym się film podobał nadal go lubią, a Ci których drażnił nadal uważają go za 'stratę czasu'. łatwo mu przypiąć łatwkę 'pustego' i niezrozumiałem. Odbieranie go na zasadzie obrazu może być uznawane za odrywanie go od treści, bądź nawet potwierdzenie, iż jej nie ma. Jednak niektóre filmy wystarczy odbierać w ten sposób. Odbierać. Odczuwać. Na podobnej zasadzie oglądałem 'Piknik pod wiszącą skałą', choć ten film miał zdecydowanego plusa - historia wydarzyła się naprawdę. Podobają mi się natomiast niedpowiedzenia w filmach i oba takie założenia spełniają. Oczywiście te niedopowiedzenia powinny także przemyślane. Moim zdaniem zawsze lepiej zostawić większe pole dla wyobraźni, niż przegadać. Nie przepadam za podkreślaniem, wytłuszczaniem przekazu, za napuszeniem i pompatycznością. Zarówno w przypadku filmu Lynch'a jak i Weir'a w recenzji pojawiają się więc przymiotniki nieco abstrakcyjne. Każdy bowiem ma inne wymagania odnośnie nastroju, klimatu, percepcji filmu... Ostatnio spierałem się kolejny raz odnośnie Burton'a i 'Big fish' w zestawieniu z jego wcześniejszymi filmami. Przecukrzony, nadęty, kolorowy klimat (wizualność) 'BF' była dla mnie niestrawna. Nawet słaby i zupełnie przewidywalny w treści 'Sleepy hollow' miał do zaoferowania tą burton'owską atmosferę (trudno napisac w tym przypadku racjonalny argument, bo przecież odczuwam to 'coś, oglądając ten film). To można zobrazowac - nie wiem- wykresem, jakby mnie podłączyli do odpowiedniego miernika.

Co do dadaizmu, to pierwsze dwie krókometrażówki Lynch'a możnaby podciagnąć pod taką awangardę.

Odnośnie tego, co w kinie leci to polecam 'Kontroll' - jako przykład współczesnego kina w którym można odnależć analogie do Lynch'a.

Co do zaś kina amerykańskiego i europejskiego to na pewno różni się ono widownią. Wystarczy spojrzeć na to, co jest na szczycie Box office'ów USA. Filmy 'tańsze', bez nagród wchodzą tam do kin w małej ilości kopii i przepadają, choćby nawet były dobre, choćby nawet mogły przypaść widowni - czysta kalkulacja.

Odnośnie Polańskiego to kłócić się nie będę, bo to dobry reżyser. Ostatnie jego filmy mniejsze wywarły we mnie emocje, ale 'Nóż w wodzie', 'Lokator', 'Wstręt', czy 'Chinatown' to już niepodważalne dzieła moim zdaniem... Nie widziałem jednak wszytkich jego filmów - choćby 'W matni' i 'Piratów'.

Ferdinanda znałem ze słyszenia, ale nie muzyki, a raczej samej nazwy. Jest, to gatunkowo coś wpisujacego się w tą nową falę brytyjskiego grania. Nie wiem, czy często leci w radio, gdyż słucham czasem w nocy programu trzeciego - dość sporadycznie.

Dla odmiany Eels znam od dawna i bardzo mi się podoba.

The_Perfect_Drug

w sprawie ocen Lyncha w GW to raczej bym sie z toba nie zgodzil, bo jeszcze do niedawna jego filmy w GW byly oceniane dosc pozytywnie, dopiero od jakiegos czasu zauwzylem ze w tekstach GW dotyczacych Lyncha jest proba jakiejs bardziej obiektywnej oceny jego tworczosci, oczywiscie w krotkiej informacji dotyczacej filmu tak jak to mialo miejsce w przypadku Zagubonej Autostrady trudno dokonac jakiejs glebszej analizy stad tez ograniczono sie do tego stwierdzenia ktore wyzej przytoczylem, w GW poswiecono jednak Lynchowi kilka bardziej obszernych aryulow, ja z zeszlego roku pamietam dwa (zreszta jeden z nich napisany byl przez osobe ktora lubila Lyncha) - truizmem jest powtarzanie ze Lynch budzi kontrowersje, ale z tym jego filmy nie wytrzymuja perspetywy czasu zgodzilbym sie jak najbardziej - moze takim najlepzym przykladem jest Dzikosc Serca, w kwestii filmowego "kiczu" z pewnoscia oddala pole lepszym dziełom - chociazby Pulp Fiction czy niektorym filmom Almodovara
nie wiem czy tak od konca mozna sie skupic tylko na klimacie filmu, jak piszesz "odczuwać" , "odbierać", niewatpliwie klimat filmu jest rzecza bardzo wazna i dobry rezyser powinien dobrze opanowac ta sztuke, wezmy chociazby za przyklad Jarmuscha i takie filmy jak Nieustajace Wakacje, Poza Prawem czy Inaczej Niz w Raju - mozna powiedziec ze te filmy sa bardzo ubogie jesli chodzi o tresc, ale tylko pozornie ta tresc Jarmusch przekazuje poprzez obraz, klimat - chociazby w Inaczej Niz w Raju gdzie na koncu filmu wegierski emigrant decyduje sie na powrot do Budapesztu a jego amerykanski przyjaciel mowi - "Co ty tam bedziesz robil w Budapeszcie", dla mnie znakomita kwintesencja (nieco ironiczna) calej atmosfery filmu - beznadziejnosci, nudy, braku perspektyw, moim zdaniem takiego klimatu nie udalo sie Jarmuschowi stworzyc w pozniejszych filmach takich jak Truposz czy Ghost Dog, chociaz Kawa i Papierosy to moim zdaniem pewien powrot do korzeni w tworczosci Jarmuscha, wydaje mi sie ze Truposz czy Ghost Dog byly troche za bardzo "pompatyczne" i jak piszesz "napuszone", w moim odczuciu stworzenie filmu "kimatycznego" jest niezwykle trudne i na przykladzie Jarmuscha stwierdzilbym ze zaleta jest tutaj dobor skromnych srodkow przekazu - i jakby snujac paralele do Lyncha mysle ze ten wlasnie nadmiar srodkow przekazu i pomyslow w jego filmach dziala na niekorzysc jego tworczosci,
zgadzam sie z toba iz bardzo wazne w filmie sa roznego rodzaju niedopowiedzenia, niejasnosci, ale powinny one moim zdaniem pozostawiac widzowi duza swobode na refleksje, u Lyncha moim zdaniem te niedopowiedzenia i niejasnosci sluza zupelnie czemus innemu - zastawiamy sie nad tym co rezyser chcial nam powiedziec, doszukujac sie jakiegos sensu w jego filmie, i stad tez moim zdaniem powstaje wrazenie tzw. genialnosci Lyncha, chociaz i tutaj Lynch popada ze skrajnosci w skrajnosc, bo w takim filmie jak Prosta Historia, Lynch nie pozostawia niedopowiedzen, niejasnosci - zachowuje sie niemal jak Wielki Moralizator wyglaszajac bardzo pompatycznie brzmiace tezy z ktorymi zwykly widz nie bedzie polemizowal - jak chociazby jedno ktore chcialbym przytoczyc, a mianowicie slowa starszka, iż "Najgorsze w starosci jest to, ze pamietam kiedy bylem mlody", mnie moze jako osobie ktorej do 30tki jeszcze troche brakuje trudno zrozumiec te slowa, ale w kwestii probelmow "starosci" polecilbym obszerny wywiad z Leszkiem Kołakowskim, ktory ukazal sie kiedys w dodatku do Polityki, jeszcze jego ksiazki o maxi sprawach nie czytalem, ale polecam w ciemno
co do Butrona to za malo widzialem jego filmow by moc cos konkretnego powiedziec, mysle jednak ze w swiecie bruleski i absurdalnego humoru bracia Marx sa niedoscignietym wzorem, chociaz ostatnie ich filmy "krecily troche myszka"
Matnie Polanskiego gorąco polecam bo to jego najlepszy film okresu "brytyjskiego", Piraci moim zdaniem "tacy sobie"
wracajac jeszcze na chwile do Lyncha - to chcialbym jeszcze dodac, ze w jego filmach brak moim zdaniem tego co bym okreslil "klamra" tzn. nie doprowadzanie rzucanych pomyslow/watkow do konca, co niestety jak ogladam jego filmy strasznie mnie drazni, tutaj moze posluze sie przykladem muzycznym i ostatnio moja najczesciej sluchana plyta Electro-Shock Blues Eeel - plyta zaczyna sie dwoma bardzo gorzkimi utworami Elizabeth on bathroom floor, w ktorej E spiewa o probie samobojstwa - "waking up is harder when you wanna die", "my life is shit and pissed", nastepnie w utworze Going to the funural jak sam tutul mowi o smierci bliskiej mu osoby, przez kolejne bardziej i mniej smutno brzmiace piosenki E prowadzi sluchacza przez swoje poczucie zagubienia, smutku, obcosci, szukania sensu zycia, by calosc zamknac przepieknym utworem PS you rock my world w ktorym spiewa "i was thinking about how was everyone dying" dodajac 'and maybe it's time to live", tym stwierdzeniem konczy sie cala ta w grunie rzeczy bardzo osobista i smutna plyta, to "and maybe it's time to live" zostawia sluchaczowi miejsce na refleksje, tak samo jak "i co ty bedziesz robil w Budapeszcie" w Inaczej Niz Raju Jarmuscha, wlasnie takich krotkich i pobudzajacych do refleksji kwintesencji brak moim zdaniem w filmach Lyncha

dolegapit

'Zagubiona... ' jak pamięcią sięgam była oceniona negatywniej od innych jego filmów. Nie nazwałbym tez negatynwe go ocenianie próba bycia przez GW obiektywnym recenzentem. Wtedy łatwo doczytać, iż pozytywna ocena jest oceną niewłaściwą i wymagającą po latach weryfikacji:P

To tak na poczekaniu... Odniosę się jeszcze do reszty;)

PS. 'Truposz' jest znakomitym filmem. Świetne role-postacie, dialogi, fabuła, sama konwencja - Nie wiem w czym jest napuszony, bo to taki skromny film;)

The_Perfect_Drug

Hi there,
liczylem ze cos napiszesz odnosnie Truposza, bo moze rzeczywiscie przeoczylem cos w tym filmie? kto wie?
ogolnie wpadlem tutaj na chwilke bo ostatnio obejrzalem Blue Velvet, nie widzialem go wczesniej, ale dochodzily mnie suchy ze film jest O.K, ja wiem? ani to film kryminalny ani romantyczny? jesli to tak zwane bawienie sie konwencja? (bardzo smieszne słowo) w BV to tez ogolnie przecietne, ogolnie moim zdaniem film bardzo irytujacy - bo zapowiada sie - tak jak wiekszosc filmow Lyncha - bardzo ciekawie jako kryminal z watkiem milosnym, ale Lynch zamiast wglebiac sie w sama fabule, ukazujac glebsze podloze psychologiczno-spoleczne bohaterow, ogranicza sie tak jak w swoich wczesniejszych filmach - jedynie na ukazaniu masek np. kiedy ten zbir krzyczy "I want to fuck all" podczas jakiegos przyjecia to brzmi to przerazliwie i groznie, ale zarazem smiesznie bo generalnie nic nie znaczy - ta scena to taka dobra aluzja do calej tworczosci Lyncha,
moze Lyncha zbyt ostro ocenilem, bo w miedzyczasie obejrzalem sobie Damę z Szanghaju i Pan Arkadin Orsona Wellesa, i znowu bylem pod wrazeniem wielkiego kunsztu Wellesa, nie tylko tego rezyserskiego ale i aktorskiego
Pozdrawiam

dolegapit

Miałem ograniczony czas na czytanie fw. Nawet na swoim blogu mało byłem aktywny;)

W sumie dawno widziałem 'Truposza', ale w pamięci zarysował się nadzwyczaj dobrze także po powtórce. Na pewno późniejsze 'Ghost dog' nie miało takiej siły wyrazu, co ten film. 'Ni to pies ni wydra', niby western, ale bardziej przypomina kpinę i podobnie może jak 'Blue velvet' nie klasyfikuje się prosto do jakiegoś gatunku. Trudno go po prostu wpisać w jakieś ramy, trudno nazwac go kinem emocjonującym, a jednak ma coś w sobie. Przede wszystkim w narracji Jarmush'a, muzyce , drobnych smaczkach sytuacyjno - dialogowych (choć postać pana Nikt). Także nie mam nic przeciwko mieszaniu gatunków, jesli film będzie spójny jako całość. Np. 'Głową w mur' nie jest - właśnie lecieć powinno w kinach. Mimo wszystko polecam, bo to całkiem ciekawa opowieść.

'Zagubiona autostrada' wreszcie wyszła na dvd, ale w wersji bez żadnych dodatków. Wielka szkoda, bo chciałem kupić. W tej sytuacji wolę zostać przy swoim divxie;) Brawo dla dystrybutora:)

Nieco oderwę się od bezpośrednio odnoszenia się do tego o czym piszesz.

Widziałem kilka filmów Allen'a. 'Strzałów..' chyba nie. Nie jest to człowiek, którego poczynania śledziłem i raczej filmy, które robi średnio do mnie trafiają. Także możnaby o nim powiedzieć, że wciąz wertuje to samo. Te same obsesje, słabostki, spojrzenie na świat. Czasem z lepszym, czasem z gorszym skutkiem.

Generalnie szukam w kinie dwoistości, zaczarowania mnie historią, obrazem, dźwiękiem. Tak czyni Lynch. Mało mnie obchodzi tak naprawde, czy za jeden film dostanie dużo kasy i nagród oraz to, czy jego film podytkowany jest chęcią zysku, połechtaniem własnego ego. Interesuje mnie feket, który mogę obejrzeć. Nie przyjmuję ślepo wszystkiego... Jeśli nakręci syf, to nazwę to syfem po prostu. Także sprzeczne wrażenia mam tez z filmu Wai'a '2046'. Jest to na pewno obraz słabszy, ale też ma coś w sobie. W tym momencie ciężko więc wyrazić mi opinię, która kogoś zadowoli... Moge napisać, ze pod względem warsztatu '2046' jest wciąż świetny. Ujęcia, gra barw, synchronizacja obrazu z muzyką, aktorstwo (może Zhang Ying nieco nie dała rady sobie z tą rolą)... Film miał problemy z odpowiednim zmontowaniem i to na pewno czuć, ale też bez przesady. Ponadto historia wydaje się być dosyć... hmm... Jest czytelna, ale jej przedstawienie (wielowątkowość) jest dosyć chaotyczne, wybiórcze. Także - podobnie jak przy Lynchu - polubienie tego filmu widze poza tymi wszystkimi aspektami, które mogą mieć solidne argumenty i kontrargumenty. To tak jakby kłócić się, czy dziewczynie stojącej przy wystawie sklepowej lepiej jest w ciemnych czy jasnych włosach.

użytkownik usunięty

a co to za nowomowa, którą się tutaj posługujesz, tak mi się nasuwa tutaj skojarzenie z retoryką marksistowską, Marks nigdy nie postawił nogi w żadnej fabryce, a przecież później ile osób powoływało się na jego "naukowe" teorie, które przecież były zwykłym zakłamaniem otaczającej nas rzeczywistości, podobnie jest z twoim tekstem, czy ty w ogóle rozumiesz co piszesz? powiem ci szczerze że jako mało wyrobiony widz uważałem filmy Lyncha za wyśmienite czy nawet genialne, z czasem jak poszerzałem swoje horyzonty filmowe, coraz bardziej nabierałem przekonania ze Lynch jest reżserem nijakim, i w obecnej chwili twierdzę że moda na Lyncha przeminie razem z samym reżyserem, chociaż znajdzie się na pewno grupka radykałów (takich jak ty), którzy nadal będą udowadniać że Marks miał rację.

W odpowiedzi na Twoje pytanie: tak, rozumiem co piszę.
Uważam również, że wdawanie się w taką filozoficzną polemikę nie ma większego sensu. Ja nie bronię Lyncha, Ty przedstawiasz swoją opinię. Ale jednak, pamiętaj, że to jest Twoja o s o b i s t a opinia więc nie przedstawiaj jej jako swoistej prawdy. Mówisz, że poszerzyłeś swoje horyzonty filmowe, ja natomiast należę do grupki radykałów - Nie znam Cię, więc nie podważam Twojej wiedzy- jednak wielokrotnie nominowany do oskara, laureat złotej palmy i wielu innych nagród nie został wybrany przez Ciemnotę Podwórkową, ale przez grono doświadczonych krytyków. Których -szczerze mówiąc- za grupkę radykałów nie uważam.

goianu

goianu jesli urazilem cie swoim postem to przepraszam, masz racje kazdy ma prawo do wyrazenia swojej opinii - pozdrawiam

Buahaha... Musimy dorosnąć do twoich wypowiedzi, my fani Lyncha. Moze za kilka lat jak wreszcie obejrzymy te Twoje szeroko horyzontalne filmy zrozumiemy, ze Lynch jest taki 'fe'. Szkoda, że nie będziemy mogli powałać się na Twoje imię, bo jesteś niezalogowany. Wybacz, że pisze w liczbie mnogiej, ale to chyba jest bardziej 'artsy'. Ah. Lynch prędzej umrze, niż jego słwa przeminie (która nie trwa do dziś)

The_Perfect_Drug

twoja wypowiedz brzmi nieco histerycznie, czyzby to atak na "bluźnierce" jeśli uważasz że musisz do pewnych rzeczy dorosnąć, to prawdopodobnie tak jest

dolegapit

Najgorzej będzie jak umrę z bluźnierczą pianą na ustach i wciąż nie uwierzę w to co prawisz... 'Zepsuty'm do szpiku kości'

The_Perfect_Drug

jesli umrzesz z piana na ustach to raczej bedzie to objaw wscieklizny

dolegapit

wywołanej naoglądaniem się schizów Lyncha:)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones