Nie wiem czy mozna o Nortonie mówic ciagle jako o nadziei amerykańskiego kina bo to sugeruje jakieś oczekiwanie. Jesli już to spełniona nadzieja. To cudowne uczucie móc oglądac na ekranie kogoś co do kogo ma sie instynktowna pewność, że nas nie zawiedzie. "Lęk pierwotny"-wydawałoby się, ze główną rolę gra Gere, wcale nie Edward go zakasował; "American History X"-dopiero po tym filmie uzmysłowiłam sobie, że zagrożeniem nie jest nazizm ale inteligencja, błyskotliwośc, urok - tym mozna uwieść i przeciagnac ludzi na druga stronę;"Fight Club"-w każdym z nas drzemie Brad Pitt ale na szczęście wygląda jak Norton. Mogłabym opisac moje wrazenia po innych filmach ale wspomne o "Zakazanym owocy". Gdyby ktoś inny zagrał tą role, wyszedłby z tego niemożliwy dla mnie do zniesienia chłopaczek, a z Edwarda Nortona chce się tylko zedrzeć sutannę i...Dziękuje Hollywood, że dało nam faceta z krwi i kości, który nie jest tylko twarza na billboardach