Rola Griema w "Cabarecie" na stałe wpisała się do annałów światowego kina. Choć zwykle grał w filmach rodzimej produkcji, zagrał Maksymiliana von Heune nienagannie, ze świetnym angielskim akcentem, doskonale wczuwając się w postać bogatego arystokraty szukającego swojej drugiej połówki.
Nieco większe wrażenie zrobił na mnie jednak jako Aschenbach w "Zmierzchu bogów" Viscontiego - chociaż w gruncie rzeczy można byłoby znaleźć paralele pomiędzy obiema rolami, w obu filmach grał po prostu kogoś, kto pojawia się w "epizodach", ale znacząco wpływa na losy głównych bohaterów, podejmowane przez nich wybory etc. Koniec końców, świetny, wspaniały aktor :)
o tak, w "Zmierzchu Bogów" zagrał perfekcyjnie. O wiele bardziej zapadł mi tam w pamięć niż w Cabarecie.
Pozwolę sobie dorzucić do tej kupki szczęścia rolę Aleksandra Mienszykowa z serialu "Piotr Wielki". Tu już nie "epizod" ;)