Jon FavreauI

Jonathan Kolia Favreau

7,5
20 205 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Jon Favreau

Znakomity reżyser Jon Favreau ("Księga dżungli), jeszcze lepszy scenarzysta Jeff Nathanson ("Terminal") okazali się niewolnikami oryginału. I jednocześnie... nie.
To rzecz niesłychanie rzadka: zrobić remake tak bardzo wierny oryginałowi, a jednocześnie tak poprzesuwać akcenty poszczególnych scen, by w zasadzie wywrócić wszystko do góry nogami. Reżyser i scenarzysta chyba chcieli w ten sposób zaznaczyć swój wkład i swoją odrębność wobec oryginału, ale paradkosalnie nie uszanowali w ten sposób oryginału, ba, zaszkodzili mu. Wykecili wymowę poszczególnych scen.
Np. scena ponownego spotkania po latach Simby z Mufasą w chmurach (teraz, w wersji cyfrowej to spotkanie-pojednanie ojca z synem, w animowanym oryginale była to scena pełne żalu i słusznej pretensji ojca do syna o to, że wyparł się swoich korzeni).
Niby to samo a nie to samo.
Piosenki - tu są od czapy, zwyczajnie nie pasują do bądź co bądź filmu, nie bajki. Należało je porzucić.
Film wizualnie zachwycający i to co fabularnie nowe też zachwyca (wędrówka... sierści Simby aż do Rafiki, pasywna postawa Królowej Sarabi wobec Skazy, przepędzanie zwierzyny z lwiej ziemi przez nienażarte hieny, pustka idei hakuna matata - to wszystko się naprawdę udało. Szkoda, że twórcom zabrakło nonkonformizmu, by opowiedzieć swoją historię, bo tę historię, którą opowiedzieli, opowiedzieli nieudolnie.

W pamięci pozostają 2 dialogi (to naprawdę niewiele):
1)
"Nadchodzi czas DOBREJ ZMIANY!" - rzecze Skaza z lwiej skały do poddanych tuż po zabiciu prawowitego władcy, Mufasy i zaprowadzając rządy hien.

2) Timon na widok Zazu powiada "O ptak!... Zrób jajko" :-)
bodaj jedyna zabawna kwestia w całym filmie.

AutorAutor

Film animowany ROZDZIERAŁ SERCE, film cyfrowy ogląda się z zainteresowaniem, ale bez większyzch emocji - to spora różnica, wynikająca z kilku powódów, ale jeden jest ewidentny - film cyfrowy jest bardziej zawoalowany. Może nawet pruderyjny.
Trudno w to uwierzyć, ale bajka była bardziej dosadna przez to, że była przejrzysta, jednoznaczna. Śmierć Mufasy została tam ukazana wprost, tymczasem w wersji cyfrowej wszystko spowija mgła niedopowiedzenia (do tego stopnia, że dzieci na sali dopytywały, co się właściwie stało?).
Podobnież finałowa scena pojedynku Simby ze Skazą - jest tak niejasna, tak nieczytelna, że gdy Skaza spadał w przepaść, dzieci dopytywały, któ wygrał?!
Film cyfrowy pogrywa z emocjami dzieci, bawi się z nimi w ciuciubabkę nie nazywając rzeczy po imieniu. Traktuje dzieci jak dzieci. O katharsis nie może być mowy. Co więc pozostaje? Obojętność, obojętność wypełniana popcornem.
Bolesne doświadczenie.
A to przecież seans miał nim być. Miał być katartycznym wstrząsem, żywcem wyjętym z tragedii greckiej i film animowany tym właśnie był: opowieścią o śmierci, traumie i przepracowaniu, a następnie przezwyciężeniu jej bez zaprzeczania jej.
Śmierć pozostawała w pamięci, naznaczała na całe życie. Nie wolno jej było wymazać, zanegować pomimo usilnych prób (hakuna matata). Śmierć jest taką samą wartością jak życie. Bez tej pierwszej nie docenialibyśmy tej drugiej. Dlatego w oryginale, w spotkaniu ojca z synem po latach, Mufasa gniewnie mówi mu: ZAPOMNIAŁEŚ MNIE. ZAPOMNIAŁEŚ MNIE I ZAPOMNIAŁEŚ, KIM JESTEŚ. PAMIĘTAJ!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones