Konstantin Chabienski

Konstantin Khabenskiy

7,4
1 518 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Konstantin Chabienski

The Beatles oczywiście byli czterogłową bestią (jak nazywał ich Jagger), dobrze naoliwioną maszyną. Żaden z nich nie osiągnąłby tak oszałamiającego sukcesu w pojedynkę. Każdy był bardzo zdolny, pracowity, kreatywny. Ale pod względem artystycznym królował MOIM ZDANIEM (podkreślam) John. Dlaczego?
Był pionierem. To on jako pierwszy wpadł na pomysł, aby do piosenki The Beatles zaangażować kogoś spoza zespołu (mam na myśli oczywiście flecistę w "You've got to hide your love away"). Również jako pierwszy z całej trójki (no bo umówmy się, tylko on, Paul i George wchodzili w grę) zaczął pisać dojrzalsze, bardziej melancholijne teksty. Oczywiście inspirując się Bobem Dylanem. To również Lennon zaprezentował się jako twórca pierwszych u Fab Four (i jednych z pierwszych w historii) utworów psychodelicznych. "Tommorow never knows" z 1966 to arcydzieło wyprzedzające swoją epokę. Ale przecież zapowiedź psychodelików zawarta została już w "Nowhere man" z 1965. McCartney wypadał w porównaniu z nim gorzej (rzecz jasna mam tutaj na myśli tylko wymiar muzyczny, artystyczny). Kiedy John w 1965 mógł pochwalić się wspominanym już chwytającym za serce "You've got to hide your love away", przejmującym "Girl" posiadającym przerażający, dojrzały tekst o toksycznym związku, podsumowującym życie "In my life", czy zapowiadającym hard rocka "Ticket to ride", Paul nadal brzdąkał na gitarze i śpiewał: "I love you, I love you, I love you". Jego numery owszem, były dopieszczone, chwytliwe, melodyjne, ale nadal były to proste kawałki o miłości. Poza oczywiście "Yesterday"- jedyną piosenką, która może równać się z twórczością Johna roku 1965.
Albo spójrzmy na album "Magical Mystery Tour". Wszystkie numery Lennona są na nim bezbłędne, od początku do końca. Macca też daje niezły popis umiejętności, ale zdarzają mu się niewypały. Milutka, ale banalna pioseneczka "Hello, goodbye" na TAKIEJ płycie? Serio, panie McCartney? Niewiele lepiej jest z przesłodzonym do granic możliwości "Your mother should know".
A Biały Album? Uważam, że jedyne kompozycje Paula, które można zaliczyć do genialnych, to "Helter Skelter" i "Blackbird". Reszta jest dobra, niezła lub słaba. A John? Sypał rewelacyjnymi kawałkami jak z rękawa: "Sexy Sadie", "Yer Blues", "Everybody's got something...", "Dear Prudence", "Glass Onion", "Julia"...
Argumentem często się powtarzającym jest to, że Paul był wszechstronny, umiał stworzyć wszystko, a John zamykał się w ramach buntownika. Nie zgadzam się z tym. Owszem, Macca potrafi(ł) tworzyć bardzo różnorodną muzykę, ale Lennon nie był gorszy. Potrafił napisać utwory psychodeliczne, eksperymentalne, hard rockowe, bluesowe, pastisze, ballady, a nawet te z gatunku baroque pop.
Zaznaczam, że twierdzę, że Paul jest swego rodzaju geniuszem. Ma niezwykły dar tworzenia chwytliwych i pięknych piosenek. Ba, potrafi skomponować nawet muzykę klasyczną! Śpiewa wspaniale, ma szeroką skalę głosu. W The Beatles włożył wiele. "Yesterday", "Hey Jude", "Let it be", "For no one", "Fixing a Hole", "Magical Mystery Tour", "Lovely Rita", "When I'm Sixty-Four" czy środkowa część "A day in the Life" to kawał świetnej muzyki.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones