Skoro już wskrzesił serię "Django", to proponuję pójść za ciosem i dać nowe tchnienie w inną kultową już serię - "Emmanuelle". Sugerowałbym crossover tych dwóch uniwersów w postaci filmu "Django vs Emmanuelle", ewentualnie z podtytułem "Ostatnie Django w Paryżu". Oczywiście, w ramach hołdu, spora część akcji dziać mogłaby się w Bangkoku (Tajlandia) co otwiera przed reżyserem możliwość wplecenia w fabułę scen walk z dalekowschodnich produkcji martial arts, z wyszczególnieniem kung fu i wuxia. Może się to bowiem przydać, jeśli mielibyśmy wziąć pod uwagę konfrontacyjny charakter dwójki antagonistów i obowiązkową krwawą jatkę na zakończenie.
Otwartą kwestią pozostaje casting aktorski. O ile Jamie Foxx jako Django się sprawdził, o tyle należałoby znaleźć godną odtwórczynię roli Emmanuelle. Raczej nie byłaby to Afroamerykanka, jako że serię o "Czarnej Emmanuelle" już mieliśmy, a i Harvey Weinstein z tego co można wydedukować, gustuje bardziej w białaskach. Casting prowadzony w jego alkowie pozwala przecież nie tylko na zdobycie roli w filmie, ale nawet nagrody za ową rolę.
Muzyka, jak nietrudno przewidzieć, będzie zlepkiem miliona pińdziesięciu gatunków muzycznych, od surfrocka, przez japan pop, po obowiązkowe melodyjki ze spaghetti westernów. Te nawet mogłyby pasować do scen sado-maso, w arsenał których wejdą nie tylko pejcze i kajdanki, ale też bambusowe miecze, katany, nunczaki, maczety, kastety czy tradycyjne dalekowschodnie kopniaki.
Jest tylko jeden problem - pan Q.T. chyba w żadnym swoim filmie nie nakręcił porządnej sceny erotycznej. Może się wstydzi, a może bardziej podnieca go krew z keczupu.
Rzecz jasna akcja promocyjna jak zawsze - parcie na szkło, brylowanie w telewizji, obwieszczanie światu dalszych planów na przyszłość, które zostaną zdezaktualizowane po dwóch tygodniach oraz spijanie przez fanatyków Q.T. każdego słowa z ust boga kinematografii na temat najlepszych filmów roku i życiowych mądrości.
Nie całkiem. Już prędzej jakąś Wietnamkę, coby w jednym filmie złożyć hołd spag-westom, classic erotica i filmom o wojnie w Wietnamie.
Ale jeśli Emmanuelle pozostałaby Francuzką, to nasuwa się tylko jedna kandydatura. Lea Seydoux, która grała już zresztą w "Bękartach wojny".
Ale czemu? Nawet w Bondzie zagrała Francuzkę. Domniemywam, że w biografii Dżyngis-Chana czy Juliusza Cezara też byłaby Francuzką.