Wyjątkowo nie będę typowym fanem "Gwiezdnych wojen", który chce na tym forum po proatu wylać swoją żółć, ale ja tu się odniosę ogólnie do jego twórczości. Naprawdę nie rozumiem czemu jest tak mocno ciągnięty za uszy. Co prawda wiem, że 90% fandomu SW go nienawidzi za "The Last Jedi", no ale krytycy chwalą czegokolwiek on nie podpisze swoim nazwiskiem.

No, obejrzałem TLJ, które jak dla mnie było istnym zbiorem poronionych pomysłów, co krytycy traktowali jako "bardzo odważne decyzje". Czy życzyłbym za ten film Johnsonowi śmierci, jak co niektórzy? Nie, ale zaskakuje mnie, że wymagające przeważnie grono krytyków przymyka na te wyraźne problemy oko. Dwa lata później do kin trafiło "Knives Out", które pomimo przeciętnego w mojej opinii zwiastuna zostało ponownie przez krytyków zgodnie okrzyknięte nie wiadomo jak wielkim kinem. Nawet duża część fandomu wybaczyła Rianowi po tym filmie Luke'a pijącego niebieskie mleko. Z ciekawości kupiłem bilet i powiem tak - dawno nie widziałem tak pozerskiego, przewidywalnego i na siłę próbującego być śmieszno-fajnym kina. Byłem w szoku czytając te wszystkie recenzje czy komentarze na FW. No i wczoraj coś tam próbowałem "Loopera" obejrzeć, ale było to tak nijakie, że aż 5% z tego zapamiętam.

Zatem ponawiam pytanie - w czym tkwi fenomen tego gościa? Jak dla mnie obok takiego Ryana Cooglera najbardziej przeceniony twórca ostatnich lat.