Rozrywkowy raczej, choć i to nie do końca przecież. Ergo nie wybitny, bo wybitne może być tylko to co jest ambitne i poważne... Prawda?
Nieprawda. Kino dziecięce też może być ambitne i poważne.
Podobnie kiedyś wyraził się Artur Sandauer o Henryku Sienkiewiczu (nie użył chyba przymiotnika "wybitny", a "wyśmienity", czy "wspaniały"... pisarz dla młodzieży). Spielberg jest takim trochę Sienkiewiczem kina, choć inny to czas, inne miejsce i inna bajka.
Poza tym nie ulega dla mnie wątpliwości, że Steven Spielberg wielkim hollywoodzkim reżyserem jest. A już choćby z tego powodu należy mu się trochę uszczypliwości.
OK ;-) Spielberg na pewno za porównanie do Sieknkiewicza by się nie obraził (gdyby go znał). Nie jest to może literatura najwyższych lotów (chociaż w swojej klasie...), ale wciąąąąąga i nie odpuszcza do samego końca. I podobnie jest ze Spielbergiem - mogę się zachwycać filmami Bergmana, Tarkowskiego, Viscontiego czy Kieślowskiego, ale żaden z nich (no, może oprócz "Fanny i Alexander") nie daje mi tyle czystej przyjemności z oglądania jak owe "młodzieżowe" dziełka Spielberga. I za to go kocham...