Wes AndersonI

Wesley Wales Anderson

8,6
10 580 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby Wes Anderson

FILMOGRAFIA:

6/10 Bottle Rocket (1994) - krótki metraż
7/10 Trzech facetów z Teksasu / Bottle Rocket (1996)
9/10 Rushmore (1998)
8/10 Genialny klan / Royal Tenenbaums (2001)
6/10 Podwodne życie ze Stevem Zissou / Life Aquatic with Steve Zissou (2004)
7/10 Hotel Chevalier (2007) - krótki metraż
8/10 Pociąg do Darjeeling / Darjeeling Limited (2007)



Wraz ze swoim pierwszym zauważalnym sukcesem - 'Rushmore' - Wes Anderson zyskał miano filmowego indywidualisty i ekscentryka, a jego filmy z czasem zaczęto postrzegać jako ciekawą alternatywę dla hollywoodzkiego mainstreamu. Anderson jako subtelny ilustrator ludzkich charakterów wyrobił sobie trudny do podrobienia styl, na który składają się sarkastyczny humor, stosowanie zasad mise-en-scene, delikatnie zarysowana skłonność do eskapizmu, oraz zamiłowanie do zwolnień kamery i staroświeckiej muzyki rockowej. Wszystko to składa się na jedyne w swoim rodzaju kino autorskie, noszące piętno filozoficznych inspiracji ze studiów oraz francuskich mistrzów (najbardziej oczywiste skojarzenia to Francois Truffaut i Jean Renoir) i . Ten młody wciąż reżyser przeważnie może liczyć na ciepłe podejście krytyki i publiczności, ale przy okazji artystyczno-finansowej klęski 'Podwodnego życia ze Stevem Zissou', zaczęto mu wypominać powtarzalność. Faktem jest, że Anderson w kolejnych swoich filmach zawiera i przetwarza te same lub podobne elementy - poszukiwanie relacji rodzicielskich (jeden z bohaterów zawsze szuka akceptacji w oczach swoich rodziców, lub stara się ich odnaleźć w postaciach pobocznych), skłonność do używek (w każdym filmie przynajmniej jedna postać jest od czegoś uzależniona lub zażywa to w nadmiarze - niezależnie czy jest to alkohol, papierosy, marihuana lub leki) czy brak miłosnego spełnienia (wiele jego postaci cierpi z powodu platonicznej bądź wypalonej miłości). Anderson lubi też korzystać ze stałych współpracowników i ulubionych aktorów. Odkrył dla kina braci Owen i dał drugie życie Billowi Murrayowi, niejako kształtując jego obecny filmowy wizerunek człowieka zmęczonego życiem, który ten kultywował później w 'Między słowami' i 'Broken Flowers'. Anderson często obsadza też Jasona Schwartzmana (kolejne jego odkrycie) i Anjelicę Huston, a sukces 'Genialnego klanu' sprawił, że wystąpienie w jego filmie zaczęło być w dobrym guście.




6/10 Bottle Rocket (1994) - krótki metraż
http://www.filmweb.pl/Bottle+Rocket,1994,o+filmie,Film,id=11...
Z braku środków finansowych na właściwy reżyserski debiut, Anderson postanowił nakręcić krótkometrażową etiudę, która pomogłaby mu wypromować się w środowisku i zdobyć budżet na film pełnometrażowy. Na pomysł 'Bottle Rocket' wpadł wraz z Owenem Wilsonem, którego poznał na studiach i razem też napisali scenariusz. Początkowo w krótkometrażówce mieli zagrać znani aktorzy, ale na drodze stanęły pieniądze. 'Bottle Rocket' zrealizowano więc niskim nakładem środków - trzy główne role zagrali Robert Musgrave oraz bracia Luke i Owen Wilson. Dla całej trójki był to pierwszy kontakt z kamerą. Zdjęcia nakręcono w 1992 roku, ale aż dwa lata musiały minąć zanim film ujrzała szersza widownia. 'Bottle Rocket' odpowiednio do warunków w jakich powstawał, jest filmem dość surowym i w gruncie rzeczy trudno jeszcze doszukać się tu późniejszego stylu młodego reżysera. Uwagę przykuwały natomiast zgrabne dialogi, dobra inscenizacja, no i potrafiący zdobyć sympatię widza Owen Wilson. Andersonowi udało się dostać ze swoim filmem do selekcji na festiwalu w Sundance, gdzie szybko dostrzeżono jego potencjał i pieniądze na właściwy debiut przestały być problemem.

7/10 Trzech facetów z Teksasu / Bottle Rocket (1996)
http://www.filmweb.pl/Trzech+facet%C3%B3w+z+Teksasu,1996,o+f...
Nakręcona kosztem 7 milionów dolarów długometrażowa wersja 'Bottle Rocket' okazała się finansową porażką, ale przyciągnęła uwagę krytyki, która o filmie wyrażała się w oszczędnych superlatywach. Publiczność na tym etapie jeszcze Andersona nie doceniła, ale też na dobrą sprawę nie miała do jego filmu szerokiego dostępu. Trudno zresztą się dziwić, bowiem jedynym znanym wtedy nazwiskiem firmującym 'Bottle Rocket', był James Caan daleko na drugim planie. Film przeszedł więc bez echa, choć zdobył sobie pewną grupkę wielbicieli, a potencjał Andersona dostrzegło... MTV, przyznając mu nagrodę dla najlepszego nowego filmowca. Początkujący reżyser, jak wielu młodych twórców jego pokolenia postanowił przemawiać językiem ironii. O ile jednak inni znajdowali w tym ujście dla zdystansowania od swoich bohaterów i podkreślenia swego rodzaju wyższości nad nimi; Anderson nie wyznaczył sobie takiej granicy i poprowadził bohaterów z ciepłem i zrozumieniem, stając murem za ich teoretycznie naiwną motywacją. Postacie Anthony'ego i Dignana to w gruncie rzeczy metafora ich pokolenia i lat dziewięćdziesiątych samych w sobie, mająca swoje odbicie w niezadowoleniu z własnego życia, zagubieniu, czy też po prostu poszukiwaniu sensu dla dalszych poczynań. Anderson nie bał się odcisnąć na nich piętna swoich własnych rozterek, ale też nie zrobił tego w celu ekshibicjonistycznej autoterapii. "Trzem facetom..." nie brakuje przecież humoru, ciepła i swego rodzaju życzliwości dla poczynań trójki gangsterów-amatorów. Anderson znalazł więc ciekawy i nienachalny sposób, by powiedzieć "bierz życie w swoje ręce, niezależnie jak miałoby się to skończyć".

9/10 Rushmore (1998)
http://www.filmweb.pl/Rushmore,1998,o+filmie,Film,id=9289
Ze wszystkich filmów Andersona, ten najbardziej przesiąknięty jest wątkami autobiograficznymi. Reżyser nie tylko angażuje tu swoją dawną szkołę do zagrania tytułowej Rushmore, ale też w pewnym stopniu opowiada o sobie. Główny bohater, młody entuzjasta o artystycznych zapędach jest swoistym alter ego Andersona, ze wszystkimi jego młodzieńczymi problemami (szkoła i miłość), aspiracjami (sztuka) i fascynacjami (pod postacią wystawianych sztuk pojawiają się odniesienia do klasyków kina, m.in. "Serpico", "Czasu apokalipsy" czy "Gorączki"). 'Rushmore' utrzymane jest w poetyce iście twainowskiej przygody (choć nie ma tu żadnych wielkich eskapad), w której jest miejsce na dramat i komedię. Anderson nie stara się jednak wzorem pisarza obnażać pewnych społecznych podziałów, a wręcz przeciwnie - szuka sposobu na ich pogodzenie. Nie bez powodu więc główny bohater jest synem biednego golibrody, jego adoratorka Azjatką, obiekt westchnień samotną nauczycielką, a w bogatym i melancholijnym bogaczu doszukuje się on ojca. Relacje między głównym bohaterem a każdą z tych postaci obrazują tematykę podejmowaną przez reżysera: romantyzm, nostalgia i zawiedzione nadzieje. 'Rushmore' to jednak przede wszystkim tryumf, a może właściwie narodziny stylu, który w następnych latach będzie już nierozerwalnie kojarzył się z nazwiskiem reżysera. Anderson pokazuje przede wszystkim jak nie marnować czasu i miejsca na ekranie. W kolejnych scenach często bez słów, za to z pomocą kostiumów bądź scenografii określa nastrój bohaterów (rzadko stosowane we współczesnym kinie mise-en-scene), wspomagając się utworami Brytyjskiej Inwazji (słychać m.in. Kinks, Rollings Stones czy Johna Lennona), a wszystko to "spina" za pomocą doskonałych szerokoekranowych ruchów kamery, które często zastępują montażowe cięcia. W kilku scenach Anderson zdradza nawet swoje pedantyczne przywiązanie do formy stylistycznej, przemycone za pomocą kilku zgrabnych odniesień (np. ujęcie głównego bohatera w gokarcie to nawiązanie do słynnego zdjęcia cudownego dziecka-fotografa Jacquesa Henriego Lartigue). Filmem tym Anderson określił charakter swoich kolejnych filmów, które od tej pory balansować będą między skromnym festiwalowym obrazem, a hollywoodzką produkcją o wielomilionowym budżecie. Jego przyjęcie było dość entuzjastyczne. Najczęściej wychwalano unikalny styl i dwa odkrycia reżysera: pierwszym był debiutant Jason Schwartzman, drugim zaskakujące nowe oblicze Billa Murraya. Dzisiaj często uważa się 'Rushmore' za kultowy film tamtego pokolenia, a wielu artystów (najczęściej muzyków) nie unika w swojej twórczości nawiązań do niego.

8/10 Genialny klan / Royal Tenenbaums (2001)
http://www.filmweb.pl/Genialny+klan,2001,o+filmie,Film,id=31...
Jeśli 'Rushmore' było objawieniem talentu młodego reżysera, to jego kolejny film doskonale to potwierdza. "Genialny klan" rozwija stylistyczną precyzję i odmienność Andersona i wynosi je na wyższy poziom, czego efektem jest najpopularniejsze, sztandarowe wręcz dla niego dokonanie. Obraz Andersona doceniła nawet Akademia Filmowa, nominując jego scenariusz do Oscara, a on sam stał się pupilem widowni kina 'alternatywnego'. "Genialnym klanem" Anderson pokazał światu komediodramat w nowym świetle. Mimo iż jest to jego najpoważniejszy film, w którym nie brakuje nieszczęścia i śmierci, a nad bohaterami unosi się swoista atmosfera zagłady, Anderson wielokrotnie rozładowuje napięcie subtelnym, inteligentnym i niejednokrotnie czarnym humorem. Poruszana tematyka wciąż oscyluje wokół wątków znanych z 'Rushmore', czyli jest to ponownie próba zgłębienia egzystencjalizmu pewnej zamkniętej grupy osób reprezentujących klasę wyższą. Przy pisaniu scenariusza Anderson sporo inspirował się ostatnimi powieściami J.D. Salingera, ale także... "Odyseją" Homera, z którą - jeśli tylko uważnie się przyjrzeć - można znaleźć sporo analogii. Nic więc dziwnego, że precyzyjny i dopracowany do granic możliwości skrypt jest największą zaletą "Genialnego klanu", choć na dobrą sprawę powiela on wątki z "Rushmore" i jest odpowiednio wygładzony, by zaskarbić sobie jak największą widownię. Świadczą o tym zresztą doskonałe wyniki finansowe, które nigdy wcześniej i nigdy później nie zostały przez jego filmy powtórzone. Paradoksalnie część starych wielbicieli na ten sukces kręciła nosem, narzekając, że Anderson zaprzedał się Hollywood i wieściła jego szybki koniec jako artysty, czego pierwszym potwierdzeniem był dla nich jego kolejny film.

6/10 Podwodne życie ze Stevem Zissou / Life
Aquatic with Steve Zissou (2004)
http://podwodne.zycie.ze.stevem.zissou.filmweb.pl/
"Podwodne życie..." to przedziwny film, nawet biorąc pod uwagę niecodzienny styl reżysera. Najłatwiej chyba zarzucić mu wtórność w stosunku do poprzednich dokonań, ale nie da się też ukryć, że poszczególne elementy czwartego filmu Andersona nie składają się w jednolitą całość jak to było uprzednio. Być może dlatego, że po raz pierwszy Anderson pisał scenariusz nie z Owenem Wilsonem, a z innym kumplem-filmowcem Noah Baumbachem? Tak czy owak, "Podwodnemu życiu..." brakuje oddechu, bo do granic absurdu uwięziony jest w dotychczasowej formie, której skromna natura nie jest w stanie pomieścić rozpiętości i żywiołu ekranowej przygody. Film pomyślany został jako swego rodzaju hołd złożony podróżnikowi, badaczowi i filmowcowi Jacques-Yvesowi Cousteau, więc jako taki musiał posiadać plenerowe ujęcia. Biorąc pod uwagę, że poprzednie trzy filmy rozgrywały się w lokacjach ściśle miejskich, był to pewien krok naprzód, ale Anderson nie sprostał nowym wyzwaniom i ilekroć przychodziło mu kręcenie sceny akcji, wypadało to bardzo blado. Wątek z piratami jest niemrawy, a obie strzelaniny dziwaczne i bezcelowe. Także naszpikowana gwiazdami obsada nie spełnia swej roli, bo przy skupieniu się na postaci Billa Murraya, który pojawia się niemal w każdej scenie, dla reszty często brakuje miejsca. "Podwodne życie..." nie spodobało się krytykom, nie przypadło też do gustu publice, w rezultacie przynosząc najbardziej dotkliwą porażkę finansową w karierze jego twórcy.

7/10 Hotel Chevalier (2007) - krótki metraż
http://www.filmweb.pl/Hotel+Chevalier,2007,o+filmie,Film,id=...
"Hotel Chevalier" to kilkunastominutowy prolog do kolejnego pełnometrażowego filmu Wesa Andersona, "Pociągu do Darjeeling". Sam w sobie zawiera prostą historię miłosną, którą w pełniejszym świetle można ujrzeć dopiero po obejrzeniu "Pociągu...".

8/10 Pociąg do Darjeeling / Darjeeling Limited (2007)
http://pociag.do.darjeeling.filmweb.pl/
Reżyser nie zraził się niepowodzeniem swojego ostatniego filmu (albo za takie go nie uznał) i postanowił nakręcić kolejny hołd-przygodę. Mimo to "Pociągowi..." znacznie bliżej jest do starszych dokonań Andersona niż do "Podwodnego życia". W stosunku do jego poprzedniego obrazu widać pozytywną zmianę i doskonale widoczną twórczą świadomość, że elementy własnego stylu nie powinny być ogranicznikami w opowiadaniu podobnej historii na innym gruncie. Tak, Anderson znowu nakręcił ten sam, słodko-gorzki film o ucieczce, duchowej przemianie i poszukiwaniu kontaktu z rodzicem, ale jednocześnie pokazał, że może to zrobić bez autoplagiatowania siebie, w zupełnie inny i atrakcyjny sposób. "Pociąg..." to - obok typowych dla twórcy tematów - próba uchwycenia różnorodności indyjskiej kultury. Głównymi inspiracjami były tu filmy Satyajita Raya i indyjski etap kariery Jamesa Ivory'ego oraz kultowa "Rzeka" Jeana Renoira. Sam reżyser przyznaje także, że spory wpływ miały na niego stare dokumenty o Indiach wyreżyserowane przez Louisa Malle, czyli nawet tak odległa kulturowo przygoda została zainspirowana przez jego ulubionych francuskich mistrzów. "Pociąg..." jest udaną, niezwykle barwną przygodą, która pomimo ponownie przetwarzanych elementów, zdradza że jej reżyser się rozwija - jako twórca dorasta i zaczyna dostrzegać różnorodność kinowego firmamentu.

eon_blue

Parę uwag:
1. Powiedziałbym raczej, że gra u Andersona "zaczęła być w dobrym guście" już po "Rushmore", który to odniósł zdecydowanie największy sukces ze wszystkich jego filmów, zebrał najlepsze recenzję i generalnie narobił najwięcej szumu.

2. "Bottle Rocket" --> Film ten, stał się w niektórych środowiskach kultowy, ze względu na swoją statyczność, pozorny brak logiki konstrukcyjnej i powolne tempo, ostro kontrastujące z wybuchowym kinem lat 90(podobnie jak "Dym" Wanga i Austera).

3. "The Royal Tenenbaums" --> Powieściami Salingera? Jedyna powieść jaką ten napisał to "Buszujący w zbożu". Jeśli już, to źródłem inspiracji dla Andersona były krótkie nowele, opowiadające o rodzinie Glassów (podobieństw jest tu zresztą tak dużo, że "inspiracja" jest chyba określeniem nieco eufemistycznym). Figura "ostatnie powieści Salingera" jest tym bardziej kuriozalna, że wszystkie jego książki można policzyć na palcach jednej ręki.

4. "The Royal Tenenbaums" --> Jeśli chodzi o tematykę, heh, "Genialnego Klanu", to należałoby jeszcze napomknąć o motywie przekleństwa i tragiczności postaci intelektualisty (motywie zresztą bardzo salingerowskim; przedstawionym z dużym dystansem, bez pompy a la Canetti.)

5. "Life Aquatic with Steve Zissou" --> "Obie strzelaniny dziwaczne i bezcelowe.." Dziwaczne? Owszem. Bezcelowe? Raczej nie.. Anderson delikatnie pokpiwa tu ze schematów obowiązujących w kinie hollywoodzkim. Strzelanina musi być..

6. "Hotel Chevalier" --> "Przedstawia prostą historię miłosną.." ? Powiedziałbym raczej, że cholernie skomplikowaną. A że film jest prościutki to inna sprawa.

7. W swoim podsumowania twórczości Wesa Andersona, nie uwzględniłeś dwóch niezwykle istotnych motywów, obsesyjnie powracających w każdym jego kolejnym filmie. Mówię oczywiście o motywach odkupienia oraz walki z samotnością. Konkretnie: z samotnością emocjonalną, wynikającą z chronicznej niezdolności do okazywania uczuć (Aż dziw, że na ścieżce dźwiękowej któregoś z jego filmów, nie pojawiło się "The Sound of Silence" Simona & Garfunkela")

8. Za mało o muzyce! Genialnej muzyce..

9. Za mało o scenografii, kostiumach i całej warstwie wizualnej. Cudownie popartowej..


Generalnie podsumowanie jest dość solidne. Trochę pobieżne, ale ciężko byłoby w sumie oczekiwać czegoś innego.
Z ocenami nie zgadzam się natomiast zupełnie. Muszę jednak przyznać, że mam do Andersona spory sentyment, który nie do końca pozwala mi na obiektywną ocenę jego twórczości.

Pozdrawiam.
Ewentualna polemika mile widziana.

eon_blue

1. Zależy co masz na myśli poprzez 'największy sukces'? Artystyczny - zdecydowanie się zgodzę. Komercyjnie jednak był to niewypał, film się nie zwrócił. Nie każdy odnotował pojawienie się, jakość i wagę 'Rushmore', znacznie więcej laurów zebrało to następne, nieco bardziej już hollywoodzkie (jeśli można tak w ogóle powiedzieć) osiągnięcie Andersona, "Genialny klan". Nominacja do Oscara, kilkadziesiąt milionów dolarów wpływów itp.

3. O Salingerze wspomniałem na podstawie słów samego Andersona, nie wiem teraz czy on popełnił gafę, a ja nie sprawdziłem dokładnie, czy po prostu sam się zagalopowałem.

5. 'Steve Zissou' to w ogóle przedziwny film. Długo nie wiedziałem co o nim myśleć, ale koniec końców skłaniał będę się ku temu, że to jednak niewypał. Te strzelaniny, które piszesz, że są delikatną kpiną - faktycznie mogą tak wyglądać, ale dla mnie są za mało wyraziste. Nie żebym od razu potrzebował dosłowności parodystycznej, ale oglądając je byłem dość zdezorientowany, nie wiedząc czy jest to kino przygodowo-sensacyjne w specyficznym wydaniu andersonowskim, czy wyśmianie standardów takiego kina.

6. Dla mnie jest to jednak historia dość prosta, skomplikowane są relacje bohaterów. ;) Przede wszystkim nie jest to jakoś specjalnie złożona historia jeśli widziało się tylko i wyłącznie 'Hotel Chevalier' - znacznie innego wymiaru nabiera po obejrzeniu 'Darjeeling Limited'.

7.-9. O tych i wielu wielu innych aspektach rzeczywiście nie wspomniałem. Ale też nie miałem takiej intencji. Andersona bardzo cenię, ale do kręgu moich ulubionych twórców się nie zalicza. Jest to więc bardziej pobieżne opracowanie jego twórczości, niż jakaś dogłębna analiza, która w pełni zadowoliłaby osobę taką jak Ty (i na którą to analizę musiałbym poświęcić nieporównywalnie więcej miejsca i czasu - a tego ostatniego niestety nie mam już więcej na tego typu niezobowiązujące i czysto hobbystyczne teksty). Grunt jednak, że moje małe podsumowanie skłoniło Cię do wypowiedzi, o to przede wszystkim mi chodziło. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones