Recenzja filmu

Strażnicy cnoty (2018)
Kay Cannon
Leslie Mann
John Cena

Bąki i morały

"Strażnicy cnoty" przypominają irytującego wuja, który na rodzinnych imieninach najpierw poucza nas i wygłasza tonem mędrca same komunały, a później puszcza głośno bąki, uznając to za doskonały
Bal maturalny to w amerykańskiej popkulturze kluczowy rytuał przejścia. Dla tysięcy bohaterów i bohaterek filmów oraz seriali to moment graniczny; ostatnia chwila, w której punktem odniesienia pozostaje szkolna społeczność; tama, za którą jest już tylko college i szerokie wody dorosłego życia. A często także ostatni moment, by w końcu stracić dziewictwo i także w tej dziedzinie osiągnąć upragnioną dojrzałość. "Strażnicy cnoty" raz jeszcze opowiadają tę historię. Tym razem jednak z punktu widzenia trójki rodziców, którzy w maturalną noc usiłują powstrzymać swoje trzy córki przed wypełnieniem "seksualnego paktu".



Niestety, zmiana perspektywy nie czyni ze "Strażników"filmu automatycznie oryginalnego, ciekawego, czy choćby zabawnego. Choć jako komedia bawić przecież powinien. Humor jest w większości scen grubo ciosany, śmiechu dostarczać mają między innymi sceny wymiotowania pijanych nastolatków, czy zawodów pochłaniania piwa przez odbyt. Nie zrozumcie mnie źle, nic nie mam przeciw dobrej, filmowej wulgarności: kopaniu się po zadkach, fizjologicznych żartach, pierdzeniu i bekaniu na ekranie. Wszystko to musi mieć jednak filmową energię, która porwie widza i pozwoli mu zawiesić kategorię dobrego smaku. W filmie Kay Cannon tej energii wyraźnie brakuje.



Sporo sił i jeszcze więcej uporu twórcy filmu wkładają natomiast w moralizowanie. Jak wiele licealnych komedii, i ta pełna jest cieżkostrawnych morałów - choć tym razem kierowanych raczej pod adresem dorosłych, niż młodzieży. Trójka rodziców odkrywa więc w ciągu przełomowej nocy, że wkraczającym w dorosłość dzieciom trzeba zaufać, należy pozwolić im popełniać błędy oraz podejmować własne decyzje – także w kwestii seksu; że trzeba pogodzić się z nieuchronnym upływem czasu i docenić siłę przyjaźni. Cóż, trudno o bardziej oczywiste wnioski.



Szkoda. W niektórych miejscach widać bowiem, że filmu nie kręcili pozbawieni talentu wyrobnicy. Kilka wątków ma ciekawy potencjał. Zwłaszcza ten młodej, homoseksualnej dziewczyny, zbierającej się na odwagę, by dokonać coming outu przed swoimi przyjaciółkami. Twórcom filmu udało się go pokazać pokazać w dość wzruszający sposób. Potencjalnie interesujący wydaje się także wątek ojca dziewczyny – walczącego z poczuciem klęski mężczyzny, którego wszyscy znajomi obwiniają za rozpad małżeństwa.



 Kilka dialogów napisanych jest naprawdę dobrze, czuć w nich inteligentny humor oraz słuch społeczny na to, co dzieje się w Ameryce Trumpa. Leslie Mann przypomina również, że potrafi być utalentowaną aktorką komediową. Niestety, niewiele to zmienia.  "Strażnicy cnoty" przypominają irytującego wuja, który na rodzinnych imieninach najpierw poucza nas i wygłasza tonem mędrca same komunały, a później puszcza głośno bąki, uznając to za doskonały żart.
1 10
Moja ocena:
3
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones