Recenzja filmu

DJ (2017)
Alek Kort
Maja Hirsch
Cristian Solimeno

Carpe Dick

Reżyserski debiut Alka Korta reklamowały zwiastuny, w których gładką melodię przeboju Franka Sinatry rozcinają przebitki z dzikiej, transowej imprezy. Podobny motyw powraca w gotowym filmie i
Reżyserski debiut Alka Korta reklamowały zwiastuny, w których gładką melodię przeboju Franka Sinatry rozcinają przebitki z dzikiej, transowej imprezy. Podobny motyw powraca w gotowym filmie i jest niezłą metaforą dzieła o strukturze pornosa, w którym perypetie bohaterów są jedynie chwilą wytchnienia pomiędzy didżejskimi popisami. Żeby była jasność, nie mam nic przeciwko takiej strukturze, oprócz porno lubię też filmy karate i musicale. Problem w tym, że sceny akcji nie rekompensują w "DJ-u" kłopotliwych fabularnych interludiów. Oczy krwawią, uszy więdną.


Serduszko Mini (Maja Hirsch) puka w rytmie muzyki klubowej, lecz drzwi do kariery jakoś nie chcą się same otworzyć. Choć dziewczyna wylewa siódme poty i miota się za gramofonami jak opętana, to wciąż stoi w miejscu, uwięziona we własnej głowie i w wiecznym okresie bezdecyzyjnym. Kiedy w końcu otrzyma swój bilet do wielkiego świata, los udzieli jej słodko-gorzkiej lekcji humanizmu: albo ty ich, albo oni ciebie.

Wielki świat to tak naprawdę trzy ulice w Londynie i dwóch facetów na Ibizie. Ubogi rysunek rzeczywistości zaludnionej przez groteskowych didżejów i zdziwaczałych filantropów idzie w parze z ledwie naszkicowaną bohaterką, której jedyną cechą charakteru jest nieposkromiona ambicja. Mini napiera bez wytchnienia, tratuje po drodze ludzi i wciąż chce więcej, ale reżyser ani przez chwilę nie próbuje zmienić perspektywy i dodać jej trzeciego wymiaru. To trochę opowieść o upadku bohaterki, trochę moralna połajanka, a częściowo hołd dla jej niezłomnego ducha, co średnio się ze sobą klei, skoro postać jest prosta i pozbawiona życia jak wyciśnięty mop. Wcielająca się w didżejkę Maja Hirsch posiada ekranową charyzmę, lecz dialogi, które przygotowali dla niej scenarzyści, skutecznie leczą ze złudzeń. Nieuzasadniona emfaza oraz wybuchy nadekspresji tylko podkreślają słabości miałkiego i pełnego krzywdzących uproszczeń tekstu, w którym filozoficzny zwrot "carpe dick" urasta do rangi dowcipu miesiąca.


Mimo szczerych intencji (objawiających się m.in. filmowaniem w wielu mekkach elektronicznej muzyki tanecznej oraz wykorzystaniem prawdziwej historii jako podstawy scenariusza), z podobną finezją potraktowana jest tutaj cała kultura klubowa. Gdy przychodzi do mięska, czyli scen imprez, Kort nie dostrzega w popisach Mini plastycznego tworzywa filmowego spektaklu, nie stara się znaleźć jakiegoś wizualnego ekwiwalentu dla pulsującej muzyki w montażu czy zdjęciach. Po prostu podkręca basy, wprawia bohaterkę w ruch epileptyczny i wisi jej na plecach z kamerą. Efekt jest mało zaskakujący: występom - pomimo dobrej muzyki - brakuje energii, zaś filmowi - jakiegokolwiek punktu ciężkości.

Fakt, że Mini rozpycha się łokciami w świecie wpływowych i bogatych facetów mógłby stanowić rdzeń historii emancypacyjnej i inicjacyjnej zarazem. Ale ja Was proszę! Jest tu cytujący Kołakowskiego DJ z rozdętą klatą i nazwiskiem zwiastującym boskie objawienie. Jest zaćpany hiszpański bachus, który wykłada podłogi w swojej willi nagimi modelkami. Wreszcie - jest dziadek Mini, czyli sędziwy dyrygent grany przez Daniela Olbrychskiego, który pojawia się na ekranie wyłącznie jako figura patriarchy w sztafecie pokoleń. Scena, w której bohaterka obserwuje go na koncercie, zaś z magmy smyczków i basów wyławia pojedyncze dźwięki, tworząc nowy utwór, powinna być kluczowa dla całego filmu; pokazywać uniwersalność muzyki jako języka, unaoczniać jej socjalizującą siłę i zarazem moc stwarzania odrębnych, artystycznych tożsamości. W filmie Korta wygląda tymczasem, jakby bohaterka próbowała zabić czas. Cóż, Wam tak łatwo nie pójdzie.
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones