Recenzja wyd. DVD filmu

Odlot (1972)
Gordon Parks Jr.
Ron O'Neal
Carl Lee

Gdyby Scorsese był czarny i miał okazję nakręcić "Blow" Teda Demme 30 lat wcześniej... Powstałoby właśnie "Superfly"

"Superfly" Gordona Parksa Jr. często uchodzi na zagranicznych forach za film, który został przerośnięty przez własny soundtrack. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż (po "Sweet Sweetback's Baad
"Superfly" Gordona Parksa Jr. często uchodzi na zagranicznych forach za film, który został przerośnięty przez własny soundtrack. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż (po "Sweet Sweetback's Baad Asssss Song") znów odnoszę wrażenie jakbym oglądał bardzo długi teledysk do, co jednak nie ulega wątpliwości, świetnie skomponowanej i niemalże nieustającej muzyki Curtisa Mayfielda. Jest to prawdę mówiąc jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych z jakimi miałem przyjemność się zetknąć i jeśli chodzi o nurt blaxploitation - Isaac Hayes i jego "Shaft" natrafiają tu na poważnego rywala. Muzyki dopełniają dobre zdjęcia oraz bardzo dobre i świetnie zmontowane "still-shoty" autorstwa Gordona Parksa. Historia Priesta (Ron O'Neal), zarobionego dealera koki jest dość prosta i przypomina nieco właśnie tę, którą opowiedziano w nakręconym trzy dekady później "Blow". Priest pragnie odpoczynku ale jak zwykle w takich momentach palce świerzbią do wykonania tego ostatniego, "wielkiego" numeru. Gra toczy się tutaj o wysoką stawkę a za sznurki kokainowego światka pociąga tajemniczy "ktoś" z kim, prędzej czy później, Priest będzie się musiał spotkać. Mam nadzieję, że nie zdradzę zbyt wiele, ale motyw ten wydaje się być wykorzystany w nakręconej rok później "Sile Magnum" Teda Posta. Po seansie z "Superfly" zacząłęm się dziwić, że nigdzie nie natrafiłem przypadkiem choćby na jedno słówko o tym filmie. Brak komentarzy na Filmwebie, minimum ocen.. Czyżby był to film-widmo dla polskich kinomanów? Jest to dla mnie o tyle zaskakujące, że film ten stawia realne zagrożenie, tak popularnemu we wszystkich już kręgach, "Shaftowi". Jest to jednak historia "ciemnej strony", dlatego pokusiłem się w tytule o stwierdzenie, że gdyby na produkcję przeznaczono większy budżet i zaangażowano lepszych aktorów, śmiało mogłaby to być pozycja stawiana tuż obok produkcji Martina Scorsese. Jest jednak jeden "szkopuł".. Film, choć zaliczany do nurtu blaxploitation, w rzeczywistości nie posiada elementów tak podstawowych by móc oprócz przedrostka "blax" dodać człon "xploitation". Brak bowiem w tym filmie brutalnych i krwawych scen, przemoc praktycznie w ogóle jest tu znikoma - a przynajmniej w takim natężeniu do jakiego przywykliśmy. Brak też nagości oraz spływającego z ekranu seksu. Przedstawiona jest jedna scena miłosna, ale jest ona na tyle seksowna, że odnosi się wrażenie, że zamysłem reżysera było nakręcenie, co prawda wulgarnej w dialogach, lecz jeszcze łagodniejszej wizualnie i bardziej 'hollywoodzkiej' historii niż zrobił to ojciec. Ah, zapomniałem o tym wspomnieć wcześniej - Gordon Parks Jr. to oczywiście syn Gordona Parksa seniora, reżysera wspominanego superhitu z Richardem Roundtree. Na zakonczenie chciałbym dodać pewną ciekawostkę. Wydać się nią może scena w knajpie, kiedy Priest oczekując gości, zostaje zaczepiony przez kilku czarnych mężczyzn próbujących wyłudzić od niego trochę grosza na "szczytny cel". Tym celem ma być stworzenie i utrzymanie organizacji, która wspierałaby czarną ludność i dbała o jej dobra w świecie rządzonym przez białych. Priest odprawia ich z kwitkiem radząc by lepiej zebrali ludzi i kupili broń a wtedy z przyjemnością dołączy do ich armii by skopać trochę białych tyłków, zamiast siedzieć i śpiewać wyzwoleńcze pieśni. Dlaczego wspomniałem, że to ciekawostka? Pierwszy film gatunku blaxploitation, który zresztą jedynie o włos wyprzedził "Shafta", jest "Sweet Sweetback's Baad Asssss Song". To film, który został okrzyknięty taką właśnie pieśnią wyzwoleńczą Afroamerykanów i swą fabułą nawiązuje do słynnej organizacji Czarnych Panter. Sądzę, że Parks wyraził w ten sposób swe odmienne zdanie na temat sposobu w jaki powinna przebiegać ewentualna rewolucja lub była to po prostu złośliwa aluzja.. "Superfly" jest zdecydowanie wart poświęcenia 90 minut swojego czasu a dla fanów dobrej muzyki i kokainowych opowieści będzie to na prawdę dobrze spędzone 90 minut. Zdecydowanie polecam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones