Recenzja filmu

Co wiecie o swoich dziadkach? (2017)
Sean Anders
Łukasz Lewandowski
Will Ferrell
Mark Wahlberg

Gwiazdkowa Pasja

Polskie plakaty "Co wiecie o swoich dziadkach?" powinny być uzupełnione o komunikat o potencjalnych skutkach zdrowotnych wybrania się do kina. Podobnie jak w przypadku papierosów czy alkoholu.
Polskie plakaty "Co wiecie o swoich dziadkach?" powinny być uzupełnione o komunikat o potencjalnych skutkach zdrowotnych wybrania się do kina. Podobnie jak w przypadku papierosów czy alkoholu. Takie ostrzeżenie przydałoby się szczególnie fanom Mela Gibsona. "Co wiecie o swoich dziadkach?" to dla niego pierwsza prawdziwie komediowa rola w mainstreamowej produkcji od 17 lat. Jest więc zapewne wiele osób, które wybrałyby się do kina tylko po to, żeby zobaczyć, jak poradził sobie w tym gatunku. Niestety na sali kinowej fanów czeka szok, który – jeśli nie jest się na niego psychicznie gotowym – może skończyć się permanentnym uszczerbkiem na zdrowiu. Owszem, na ekranie zobaczycie twarz Mela Gibsona. Jednak o jego grze nie będziecie mogli nic powiedzieć, ponieważ z głośników dochodzić będzie głos polskiego aktora. W całym filmie jest tylko jedna scena, w której usłyszycie Mela Gibsona. I jest to akurat ten jedyny moment, w którym dubbing byłby błogosławieństwem.

 

Komunikat ostrzegawczy przydałby się również tym, którzy do kina zamierzają się wybrać skuszeni tytułem. Być może część z Was sądzi, że "Co wiecie o swoich dziadkach?" to kontynuacja komedii "Co Ty wiesz o swoim dziadku?". Jeśli tak, to czeka Was prawdziwy zawód. Na ekranie nie zobaczycie ani Roberta De Niro ani Zaca Efrona. Polski dystrybutor zapewne z premedytacją wprowadza widzów w błąd. Choć oczywiście rzeczywistych powodów takiego traktowania kinowych konsumentów nigdy nie poznamy. Sam film, owszem, jest sequelem, tyle że filmu "Tata kontra tata". Polski dystrybutor jednak zrobił wszystko, by przed rozpoczęciem seansu jak najmniejsza grupa widzów była tego świadoma. Stąd inny tytuł, a przede wszystkim zmiana strategii rozpowszechniania filmu, czyli wprowadzenie dubbingu.

Polska wersja językowa to ostatni – i najważniejszy powód – dla którego "Co wiecie o swoich dziadkach?" powinno być opatrzone ostrzeżeniami. Rozumiem, że dubbing wydaje się dobrym rozwiązaniem z biznesowego punktu widzenia. Ale kiedy dystrybutor decyduje się na taki krok w Polsce, gdzie widownia wciąż nie akceptuje go w filmach aktorskich, to powinien postarać się, by wersja lokalna brzmiała jak najlepiej. Tymczasem oglądając (czy raczej słuchając) "Co wiecie o swoich dziadkach?", można dojść do przekonania, że polska wersja została przygotowana w ostatniej chwili, a aktorów zaangażowano z łapanki. Twórcy zupełnie nie pomyśleli, jak polski głos współgrać będzie z rzeczywistym aktorem, którego widzimy na ekranie. Szczególnie źle wypada połączenie Pawła Wawrzeckiego z Johnem Lithgowem. Ale w zasadzie całą męską obsadę – pomimo angażu doświadczonych w dubbingowaniu aktorów – trudno zaakceptować.

 

Drugim grzechem polskiej wersji językowej jest jej niekonsekwentne przygotowanie. Niezrozumiały jest chociażby fakt pozostawienia polskich napisów odliczających czas do Bożego Narodzenia czy informujących o innych specjalnych wydarzeniach. Skoro został przygotowany dubbing, by uniknąć napisów, to dlaczego te pozostały, choć przecież spokojnie mógł je zastąpić czyjś głos z offu? W filmie jest też scena, w której dzieci oglądają "SpongeBoba Kanciastoportego". I choć kreskówka jest w Polsce dostępna w naszej wersji językowej, to jednak dystrybutor zdecydował się pozostawić wersję oryginalną. Nie spolszczono również piosenek, co jest również niezrozumiałą decyzją. Tym bardziej że w finale tekst piosenki ma w kilku miejscach komediowe znaczenie.

Trzecim i chyba najpoważniejszym grzechem polskiej wersji językowej są same dialogi. Zostały one napisane zgodnie z filozofią, która sprawdza się w przypadku filmów animowanych, w szczególności baśni. W tekstach roi się od zdrobnień i infantylizacji, które wywołują niemożliwy do pogodzenia konflikt poznawczy. Tak bowiem nie rozmawiają ze sobą zwyczajni ludzie. We współczesnym filmie aktorskim, nawet jeśli jest to przerysowana komedia familijna, jest to najzwyczajniej w świecie nie do zniesienia. Z tego powodu "Co wiecie o swoich dziadkach?" mniej ma wspólnego z optymistyczną opowiastką bożonarodzeniową, a więcej z cierpieniem pasyjnego widowiska. Z regularnością szwajcarskiego zegarka będziecie sprawdzać, czy już Wam od dubbingu krwawią uszy. A po godzinie i czterdziestu minutach ze zdumieniem odkryjecie, że mimo całego przeżytego cierpienia nie nabawiliście się stygmatów.

 

W tle rozgrywa się zaś opowieść do złudzenia przypominająca tę ze "Złych mamusiek 2". To taka typowa opowieść o przedświątecznym chaosie, kiedy to na wierzch wychodzą różne rodzinne brudy. Ponieważ są święta, a film jest komedią, oczywiście okaże się, że wypuszczenie na świat kłamstw, niechęci i przemilczeń oczyści atmosferę i pozwoli nawiązać (lub wzmocnić) rodzinne więzi. Do kompletu twórcy oferują kilka slapstickowych gagów – głupiutkich, które jednak, trzeba przyznać, ogląda się przyjemnie. Ostatecznie więc "Co wiecie o swoich dziadkach?" można obejrzeć, jeśli ma się potrzebę odetchnięcia od gorączki codzienności. Wspomnienie komedii nie zostanie jednak z widzami na dłużej. Podobnie jak w przypadku "Tata kontra tata".
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones