Recenzja filmu

Buntownik bez powodu (1955)
Nicholas Ray
James Dean
Natalie Wood

Pierwszy amerykański nastolatek

"Buntownik bez powodu" to bodajże pierwszy film, z którym utożsamiać mogła się amerykańska młodzież. Aż do tego momentu stłamszone cenzurą Hollywood wolało udawać, że jedynymi problemami
"Buntownik bez powodu" to bodajże pierwszy film, z którym utożsamiać mogła się amerykańska młodzież. Aż do tego momentu stłamszone cenzurą Hollywood wolało udawać, że jedynymi problemami nastolatków są złe stopnie i pierwsza randka. Nicholas Ray pokazał więc świat widziany ich oczyma: młodzieńczy bunt, seksualne fascynacje, społeczne podziały, a w końcu dezorientację i zagubienie jednostek. Troje głównych bohaterów boryka się z własną codziennością, w której trudno im o sojusznika pośród dorosłych - ci są albo zaabsorbowani sobą, albo nie potrafią słuchać. Rodzice są tu wręcz antagonistami: słabymi, egocentrycznymi, pustymi...  "Buntownik..." otwiera oczy na problemy młodych ludzi i daje im bohatera, z którym po raz pierwszy tak naprawdę mogą się identyfikować. Jim Stark to postać niezwykła jak na tamte czasy - autentyczny, usilnie poszukujący swojego miejsca i autorytetu (a zmuszony do bycia nim dla kogoś innego) zaburzony nastolatek, któremu przyjdzie posmakować miłości i przyjaźni w dość dramatycznych okolicznościach. Kreacja jaką na ekranie stworzył James Dean to prawdopodobnie jedna z najbardziej wpływowych ról amerykańskiego kina tamtego okresu, do dzisiaj rozdzierająca serce swoim autentycznym bólem, uwodząca mrocznym romantyzmem i zachwycająca śmiałą interpretacją. Aż dziw bierze, że w obliczu takiego talentu Akademia postanowiła docenić tylko aktorów grających role drugoplanowe (dopiero po śmierci Dean został wyróżniony dwoma nominacjami za kolejne filmy). Mimo to "Buntownik..." mógł być filmem jeszcze lepszym. Macki cenzury sprawiły bowiem, że studio musiało pójść na kilka bolesnych kompromisów, wycinając parę odważnych jak na tamte lata oczywistości. Dlatego też np. postać Judy zostaje niemal zupełnie pozbawiona swojej młodzieńczej seksualności, z której pozostaje jedynie niejednoznaczna scena pocałunku z ojcem i nieco przytępiona relacja z Jimem. Dzieło Raya to temat wciąż aktualny, a wtedy jeden z pierwszych hollywoodzkich filmów, starających się zeskrobać tony makijażu jakim przemysł rozrywkowy pokrył problemy amerykańskiego społeczeństwa. Dodatkowego, dość przygnębiającego i na swój sposób niepokojącego posmaku dodaje "Buntownikowi..." fakt, że troje aktorów grających głównie role zginęło młodo i gwałtownie (James Dean - 24, wypadek samochodowy; Natalie Wood - 43, utonięcie; Sal Mineo - 37, morderstwo). Po śmierci Deana w wypadku samochodowym (jechał z nadmierną szybkością) klip promujący "Buntownika..." (jeszcze za jego życia) wygląda wyjątkowo złowieszczo. Studio chciało uciszyć cenzurę domagającą się dawania młodzieży dobrego przykładu, toteż Dean mówi m.in. że "Na autostradzie jest super-ostrożny", ale z jego twarzy bije rozbrajająca nieszczerość... Ciarki przechodzą.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones