Recenzja filmu

Dzika (2016)
Nicolette Krebitz
Lilith Stangenberg
Georg Friedrich

Wilk biurowy

"Dzika" – formalny i treściowy eksperyment – proponuje nam świeże spojrzenie na stary i kinowo wyświechtany temat dychotomii natura-kultura. Krebitz, inaczej niż choćby Von Trier, nie traktuje
Oddaję "Dzikiej" co dzikie – już dawno nie widziałem filmu, który w tak przemyślany sposób pokazywałby środkowy palec najgłębiej zakorzenionym zakazom kulturowym. Wyobraźni Nicolette Krebitz nie krępują konwenanse, a jej wizja jest – wyjątkowo uczciwie – obliczona na gorszenie widowni, nawet jeśli ostatecznie złoży się na nią wąska grupa gutkofilów. To jednocześnie erotyczna fantazja o – tak, tak, dobrze czytacie – zbliżeniu z dzikim zwierzęciem, antykapitalistyczny pamflet z centralnym symbolem wilka jako wyzwolonej z kulturowego jarzma "podszewki" zachodniej cywilizacji, feministyczny manifest o kobiecej seksualności i męskiej impotencji. Międzygatunkowa miłość – chociaż urealniona w sposób zupełnie absurdalny – przybiera w "Dzikiej" postać metafory: Krebitz za jej pośrednictwem kontrastuje rzeczywistość korporacyjnego zniewolenia – system masek i póz tłumiących cielesną świadomość – z sytuacją "bycia samym ciałem", życia w zgodzie z własnym instynktem, popędem, pragnieniem. Proponuje nam współczesną baśń, w której – na przekór konwencji – to człowiek szuka w świecie zwierząt nowych form, a nie zwierzęta "formują się" w ludzkie charaktery. Czerwony kapturek sam pcha się do paszczy wilka, wcześniej zabijając wszystkich myśliwych w lesie.


Szaleństwo tego filmu polega na  bezkompromisowym wykorzystaniu schematów kina arthouse'owego. Pierwsze ujęcia to czystej wody nowy realizm, charakterystyczny choćby dla rumuńskich nowofalowców: przygaszone kolory, ciasne wnętrza mieszkań, blokowiska na tle szarych chmur, aseptyczne biura. Ania pracuje jako specjalistka IT w anonimowej firmie, a jednocześnie opiekuje się umierającym dziadkiem i dogląda młodszej siostry, która właśnie weszła w dorosłe życie. Bohaterka to na pierwszy rzut oka typ całkowicie aspołeczny – odsuwa się od ludzi, nie zawiązuje żadnych głębszych relacji, odzywa się tylko wtedy, kiedy musi, nigdy sama z siebie. Gardzi branżowymi imprezami, small talkiem, prostackim flirtem, a pracę traktuje mechanicznie, jak zło konieczne. Depresyjna poetyka filmu zaczyna jednak trząść się w posadach, kiedy Ania, w drodze do biura, spotyka na skraju lasu wilka – zwierzę staje się jej obsesją, wkrada do sennych marzeń, skłania do studiowania archaicznych praktyk łowieckich. Dziewczyna wykorzystuje własne wpływy, spryt i inteligencję, żeby urzeczywistnić to, co na pozór niemożliwe – ujarzmić dzikie stworzenie. W jednej chwili prosta, realistyczna fabuła ujawnia całe swoje pogmatwanie, oparcie na niedopowiedzeniach, zakulisowych szeptach, hipokryzji, seksualnym napięciu, w których Ania zajmuje zupełnie inną pozycję, niż film sugerował na początku.


Transgresje bohaterki – coraz bardziej śmiałe i obrazoburcze – mają na celu wytrącenie korporacyjnego świata z kolein powagi. Jeśli za ukradkowymi uśmieszkami, tęsknymi spojrzeniami, krzykiem przełożonego kryją się seks, pragnienie władzy i nieograniczonej konsumpcji, to wilk oznacza popęd w czystej postaci, pozbawiony freudowskiej sublimacji – istotą jego bycia jest mięso, przedłużenie gatunku i stroszenie futra – a Ania, zupełnie dosłownie, zamyka tę "podszewkę społeczną" w ciemnym pokoju i przylega do niej całym ciałem. W konfrontacji z wilkiem wszystkie pojawiające się w filmie figury społecznej, patriarchalnej władzy – groźne na powierzchni  – wpadają w kompleksy i tracą swoją kulturowo nadaną moc. Jednocześnie ten zupełnie surrealistyczny układ nie ma szans na spełnienie, bo i system nie zamierza wyzbyć się swojej konwencjonalnej nadbudowy, jakkolwiek opresyjna by ona była. Ta dwuznaczność zbliża "Dziką" do klasycznego kina kontestacji – kiedy mieszczańsko-kapitalistyczny porządek wali się w posadach, rozpada się również filmowa narracja, dryfując coraz śmielej w kierunku sennego marzenia. 


Dla wielu to przejście od realizmu do zupełnego odrealnienia może być niepotrzebnym, męczącym udziwnieniem. Warto jednak mieć na uwadze, że "Dzika" – formalny i treściowy eksperyment – mimo wszystko proponuje nam świeże spojrzenie na stary i kinowo wyświechtany temat dychotomii natura-kultura. Krebitz, inaczej niż choćby Von Trier, nie traktuje świata zwierząt jako źródła chaosu i grozy, ale, nawet jeśli go do końca nie afirmuje, widzi w nim po prostu życie samo w sobie – cielesność, witalność, pragnienie. Jej spojrzenie nasyca pełna czułości ciekawość, wyczucie potencjału, jaki wyzwala obecność zwierzęcia w dziele filmowym. Podobnie kobieta nie jest w "Dzikiej" jakąś figurą tajemniczej, irracjonalnej zmysłowości, pośredniczką między męskim porządkiem kultury a światem natury, lecz aktywnym podmiotem, skrupulatną narratorką, która ustanawia własne prawa i trzyma się ich na przekór wszystkim przeciwnościom. W tej bajce to czerwony kapturek ujarzmia wilka – i nie oczekuje za to aplauzu publiczności. Raczej zakłada zwierzęce skóry, trzaska drzwiami i wyrusza cieszyć się wolnością.
1 10
Moja ocena:
7
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones