Wolność, równość, streetwear

Jako gracze przeżyliśmy już niejeden zmierzch cywilizacji i nie raz budowaliśmy na jej gruzach nowy świat. Rzadko kiedy jednak zaczynaliśmy działać w trakcie "godziny zero", kiedy horror zagłady
"Tom Clancy's The Division" - recenzja
Apokalipsa to nasz chleb powszedni. Jako gracze przeżyliśmy już niejeden zmierzch cywilizacji i nie raz budowaliśmy na jej gruzach nowy świat. Rzadko kiedy jednak zaczynaliśmy działać w trakcie "godziny zero", kiedy horror zagłady jeszcze się nie skończył, nowe układy społeczne nie zostały uformowane, a stosunek sił wciąż był nieostry. W "The Division" na gruncie tej konwencji kwitnie patriotyczna fantazja o społeczeństwie obywatelskim, które w modnych ciuchach idzie na wojnę z terrorem.



Rzecz dzieje się w Nowym Jorku tuż po tzw. "czarnym piątku", najważniejszym święcie kapitalizmu, które i bez udziału terrorystów zamienia kraj w pole bitwy. Tym razem jednak ktoś postanowił dmuchać na zimne i spryskał przekazywane z rąk do rąk banknoty śmiercionośnym wirusem. Gdy choroba rozprzestrzenia się na całe miasto, do boju rusza tytułowa jednostka złożona z zakonspirowanych agentów, rekrutowanych spośród szarych obywateli. Naszym zadaniem będzie odwrócenie wiatru: odbudowanie komunikacyjnej infrastruktury Nowego Jorku, przepędzenie z niego bojówkarzy i szabrowników, wreszcie – ukaranie odpowiedzialnych za epidemię. I nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że będzie to mówcza robota:"The Division"to odbijanie miasta metr po metrze, przywracanie do stanu używalności kluczowych instalacji (od szpitali, przez elektrownie, po przekaźniki radiowe), a także wymiany ognia, w trakcie których spędzicie godziny skuleni za prowizorycznymi osłonami.


Już kilka pierwszych chwil spędzonych w Nowym Jorku uświadamia, jak często marnotrawimy frazę o mieście jako "równorzędnym bohaterze" jakiejś opowieści. I choć odwzorowane z pietyzmem metropolie są wizytówką "piaskownic" autorstwa Ubisoftu, to w nowym tytule studia udało się coś więcej. Zderzanie rozległych, otwartych miejscówek z ciasnymi wnętrzami i zamkniętymi przestrzeniami raz po raz przesuwa akcenty narracji: oglądamy nie tylko pompatyczny epos, ale również kameralną historię ludzi, których zaskoczył bezprecedensowy akt terroru. Zaśnieżone ulice i opuszczone w pośpiechu mieszkania, pozbawione elektryczności Times Square i korporacyjne biura, obóz wojskowy założony przy rzece Hudson i komisariat policji zmieniony w fortecę gangu Rikersów. Każda lokacja opowiada tu swoją historię, po każdej – z racji tego, że przedmioty zostały zaznaczone na mapie i jest ich stosunkowo niewiele – będziemy rozglądać się bez stresu. Za metaforę miasta jako żyjącego i "pamiętającego" organizmu służą tzw. echa, czyli holograficzne zapisy przeszłości, zrekonstruowane dzięki zapisom z kamer przemysłowych, monitoringu miejskiego i smartfonów Uruchamiając je, zyskamy wgląd w koszmar, który rozegrał się zaledwie parę dni wcześniej.


Echo to oczywiście niejedyne narzędzie, którym scenarzyści budują fabularny kontekst. Poza tradycyjną narracją rozpisaną na zdawkowe dialogi oraz krótkie przerywniki filmowe, wiele informacji należy – dosłownie – zebrać z ulicy. Raz będą to tropy pozostawione przez zaginionych w akcji agentów. To znów audiologi, nagrania wideo, albo informacje wywiadowcze z rozbitych dronów. Kiedy indziej zaś – misje poboczne polegające na szukaniu istotnych osób. I choć fabuła gry nie jest krynicą oryginalności, to ma odpowiednie tempo, dramaturgię i precyzyjnie rozmieszczone punkty węzłowe. Wyciąganie jej strzępków spod każdego kamienia wymaga cierpliwości, ale popłaca.



Nie musicie być natomiast zen, żeby czerpać radochę z kluczowego elementu rozgrywki, czyli prucia ołowiem i poszukiwań coraz efektywniejszego sprzętu."The Division"to na papierze strzelanina z trzecioosobowej perspektywy, ale w praniu bliżej jej do taktycznego shootera zmiksowanego z grą rpg. Z jednej strony mamy więc wielopoziomowe lokacje, przemieszczanie się od osłony do osłony, flankowanie, komunikację między graczami i tym podobne atrakcje. Z drugiej – nacisk na gromadzenie broni, ciuchów i wszelkich dopalaczy, porównywanie i modyfikowanie uzbrojenia oraz ciągły rozwój aktywnych i pasywnych umiejętności bojowych. Naszą bazą jest muzeum Metropolitan, w którym –poza korowodem najróżniejszych sprzedawców, skrytką na fanty i punktami modyfikacji ekwipunku – znajdziemy trzy główne sekcje, rozbudowywane za odpowiednie surowce. Inwestując w skrzydło medyczne, zyskamy dostęp do aktywnych umiejętności i talentów oraz pasywnych atutów związanych z leczeniem. Bogatszy sektor ochrony to ciekawsze skille ofensywne na polu bitwy. Z kolei w pełni funkcjonalne skrzydło techniczne da nam dostęp do wszelkich atutów pomocniczych. Możliwości jest zatrzęsienie, rozwój postaci to sam cymes, a w ekwipunku będziecie grzebać godzinami. Menusy są przejrzyste i intuicyjne, podobnie zresztą jak cały interfejs – cieszą nie tylko przydatne skróty oraz czytelna lista misji i zadań pobocznych, ale przede wszystkim fenomenalnie zrealizowana pod względem estetycznym mapa Manhattanu. Nawigacja to w"The Division"czysta frajda.



Kiedy wreszcie ruszamy na miasto i kładziemy palec na spuście,"The Division"pokazuje swoje prawdziwe oblicze: napakowanej akcją, premiującej kreatywność strzelaniny. Gra wymaga stałego połączenia z siecią, więc nawet, kiedy gramy w pojedynkę, musimy mieć na uwadze jej multiplayerowy charakter. Rozgrywka w samotności ma oczywiście sporo plusów (gra skaluje odpowiednio poziom trudności), jednak tytuł rozkwita dopiero wtedy, gdy zaprosimy do drużyny innych graczy (od 1 do 3). Są tu dramatyczne wymiany ognia i bitwy przypominające partię szachów, iście kawaleryjskie odsiecze oraz szybkie, skoordynowane akcje. Wraz z kolejnymi poziomami doświadczenia zyskujemy dostęp do coraz lepszego sprzętu, a ten z kolei jest gwarancją coraz bardziej emocjonujących starć. I kiedy wydaje się, że wszystko już widzieliśmy, spoglądamy jeszcze raz na mapę – w stronę czarnej dziury ziejącej pośrodku Manhattanu. To właśnie tam"The Division"zamienia się w tytuł, któremu warto poświęcić dziesiątki, jeśli nie setki, godzin.



Wspomniana przestrzeń, dość niefortunnie przetłumaczona na "strefę mroku" (z ang. terminu wojskowego Dark Zone), to epicentrum ataku bronią biologiczną i zarazem obszar, w którym możliwe są pojedynki nie tylko z przeciwnikami najwyższej klasy, ale także z innymi graczami. W teorii działa to świetnie. Przekraczając bramę, musimy pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że sprzęt, który na miejscu złupimy, jest skażony i aby z niego skorzystać, należy ewakuować go śmigłowcem do bazy. Po drugie, że wyprawa po najlepszy loot w grze może okazać się drogą przez mękę, jeśli jeden z graczy obecnych w strefie zdradzi, nafaszeruje nas ołowiem i okradnie (on i jego drużyna zostaną wówczas adekwatnie oznaczeni i staną się łatwym celem dla reszty). W praktyce wypada to jeszcze lepiej, gdyż przekłada się na fascynującą grę napięć pomiędzy uczestnikami. Zdezerterować i zgarnąć łup kolegów czy może poczekać grzecznie na ewakuację i ich osłaniać do końca? A może wykazać się sprytem i wbiec komuś na linię strzału, by "oznaczyć" go jako zdrajcę, a następnie łatwo wyeliminować?



Roztrząsając podobne dylematy, spędzicie z"The Division"kolejne miesiące. Nie miejcie złudzeń: to nie jest drugie "Watch Dogs", gra pełna obietnic bez pokrycia. Choć obydwa tytuły zaliczyły poważny downgrade,"The Division"wciąż wygląda świetnie, zachwyca bogactwem detali, zaś zmienne warunki atmosferyczne i fenomenalne efekty cząsteczkowe nadają każdej miejscówce niepowtarzalny klimat. To ten rodzaj gry, którą każdy developer powinien mieć w swoim portfolio: ambitnej, ale nie uginającej się pod ciężarem niezrealizowanych konceptów; wymagającej czasu, lecz potrafiącej nas adekwatnie wynagrodzić; stanowiącej koherentną całość, ale z potencjałem rozbudowy. Stawka jest wysoka, nie wszystkie karty wylądowały jeszcze na stole. Coś mi mówi, że ta epidemia nie zostanie zduszona w zarodku.
1 10
Moja ocena:
9
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones