Recenzja filmu

Teoria wszystkiego (2014)
James Marsh
Eddie Redmayne
Felicity Jones

Zabrudzone okulary

Jaki jest Stephen Hawking, każdy widzi. Ale jaki był, zanim stał się właśnie takim? Odpowiedzi na to pytanie stara się udzielić widzowi James Marsh.
Nieśmiałego, może trochę nieporadnego, z całą pewnością nietuzinkowego - takiego Stephena pokochała Jane (Felicity Jones). Uczucie humanistki i ścisłowca, zrodzone w uniwersyteckich murach, trwać miało dwa lata. Tyle, ile życie głównego bohatera po tym, jak usłyszał druzgocącą diagnozę. Choć "Teoria wszystkiego" to biografia Hawkinga, jego żona odegrała w niej rolę na tyle znaczącą, aby uzasadnionym było nieograniczanie jej wątku jedynie do trwającej u boku, a może nawet skrytej w cieniu, wiernej i cichej kobiety. Marsh ewidentnie postawił na równouprawnienie. I opłaciło się. Znalazł sposób, by uniknąć popełnienia grzechów znanych nam choćby z rodzimego podwórka - nie uderza w patetyczne, trącące pretensjonalnością nuty, byleby za wszelką cenę doprowadzić widza do łez. Jak to się stało, że jego najnowsze dzieło nie jest deklamacją odysei genialnego naukowca, ale podróżą śladami człowieka, którego skrywa ten tytuł?



W pierwszym szeregu bezsprzecznych atutów filmu stoją w pełni zasłużenie nagradzane kompozycje Jóhanna Jóhannssona, przesycające prezentowane obrazy unikatowym nastrojem, kameralnością. Osiągnięcia Hawkinga są znane większości ludzi; to właśnie możliwość przyglądania się jego prywatności, z dala od mikrofonów, kamer i naukowych konferencji, z perspektywy wiecznie zabrudzonych okularów, unikania tańca i zapisywania równań na odwrotach przeterminowanych biletów kolejowych, stanowi o wyjątkowości fabuły. Wiemy, co uczyniło go wielkim, zaś po upływie dwóch godzin mamy już świadomość tego, w czym jego losy podobne były żywotom zwykłych śmiertelników. Żona, dzieci, przyjaciele. Zarówno z kręgu profesorskiego (David Thewlis), jak i rówieśniczego (Harry Lloyd). Wszystko to przyprawione goryczą choroby, która utrudnia dążenie do osiągnięcia życiowych celów i aspiracji, ale nie uniemożliwia go.

Choć ekranowy Stephen (Eddie Redmayne) to, w istocie, wręcz lustrzane odbicie prawdziwego Hawkinga, jego kreacja nie wzbudziła mojego histerycznego zachwytu, nie doprowadziła do bezdechu, nie pozostawiła wstrząśniętą. Fizyczny aspekt aktorskiego warsztatu Redmayne'a - postawa, gesty, mimika - został z pewnością doszlifowany do perfekcji. Czegoś jednak brakuje. Być może wiąże się to w sposób nierozerwalny ze specyfiką roli: stwarzającą możliwości, ale także ograniczającą niektóre środki ekspresji. Gdybym miała wyróżnić czyjąś charyzmę, na podium znalazłby się wspomniany już Harry Lloyd - drugoplanową rolę Briana, przyjaciela głównego bohatera, rozświetla blask humoru, młodości, lekkości, ale także lojalności. Dzięki temu połączeniu wzbudza on natychmiastową i niesłabnącą sympatię.



Nieco podobnie rzecz ma się z panią Hawking (Felicity Jones). Podziw budzą jej wytrwałość, pokora, zaangażowanie i wierność. Kiedy płacze, obserwując krykietowe zmagania Stephena, płaczemy razem z nią i czujemy dlaczego. Kiedy bezskutecznie próbuje skupić się na doktoracie z poezji średniowiecznej, kiedy mierzy się z oskarżeniem o zdradę - jesteśmy gotowi wybuchnąć wraz z nią. Ale ona nie wybucha. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Kiedy mówi mężowi, że go kochała i starała się ze wszystkich sił, wiemy, że mówi szczerze - obserwowaliśmy i jedno, i drugie. 

Efektem końcowym, który - mniej lub bardziej umyślnie - osiągnął Marsh, jest poczucie, że Hawking nie tylko o czarnych dziurach może nas czegoś nauczyć, a jego historia, odpowiednio opowiedziana, może przerodzić się w przypowieść o tym, że dopiero rezygnacja, samotność, jałowość stanowią ostateczne porażki człowieka. Dopóki nie brak sił, albo chociaż zapału i chęci, aby stawić przeszkodom czoła, wspólnymi siłami zajść można zaskakująco daleko. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Naukowy dorobek Stephena Hawkinga nie stanowi tajemnicy. Prawdziwe fascynujące okazuje się odkrywanie... czytaj więcej
Bardzo trudno nakręcić film biograficzny, a sztuka ta staje się tym trudniejsza, gdy osoba, o której się... czytaj więcej
Idąc przez życie, godzimy się stopniowo ze świadomością rzeczy, których nigdy już nie zrobimy, ludzi,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones