Recenzja filmu

Dunkierka (2017)
Christopher Nolan
Fionn Whitehead
Tom Glynn-Carney

Czas to ojciec cudów

Dzieło Nolana to film o strachu, śmierci i walce z czasem, czyli o czymś, czego człowiek boi się najbardziej. Właśnie ta perspektywa nieznanego budzi największe przerażenie. Kiedy oglądając
Niepokój towarzyszy człowiekowi od zawsze. W końcu strach to uczucie wrodzone w naszych umysłach. Nie da się go nigdy w pełni zwalczyć. Ludzie boją się różnych rzeczy. Jedni panikują na widok pająka, drugich ogarnia przerażenie w momencie zamknięcia w ciasnej przestrzeni, a jeszcze inni boją się ciemności. Fobii jest wiele, ale każdą z nich można wyleczyć. Jednak każdy z nas obawia się śmierci oraz… czasu, nad którym nie potrafi zapanować. Perspektywa nieznanego budzi największe przerażenie. A gdzie można najsilniej doświadczyć walki ze śmiercią i czasem, jak nie na wojnie? Kinematografia często porusza tą tematykę w filmach o II Wojnie Światowej...

Pierwsze produkcje na temat Wielkiej Wojny zaczęły powstawać w czasie jej trwania. Warto jednak zauważyć, że były to filmy dokumentalne. W państwach alianckich produkcje te miały za zadanie podtrzymywanie nadziei. Tymczasem w III Rzeszy stały się one narzędziem propagandy. Już w latach 40‑tych powstały takie legendarne dzieła jak "Casablanca" czy "Dyktator", gdzie wojna pełniła istotną rolę, ale walki nie zostały ukazane. Również "Najlepsze lata naszego życia" w ciekawy sposób ukazywały wojnę. Wszystko zmieniła jednak "Dunkierka" Leslie Normanaz 1958 roku. Film ten znacznie różnił się od pozostałych, gdyż to walka była w nim najważniejsza. W latach sześćdziesiątych nastała zaś "moda" na kino wojenne. Już trzy lata po "Dunkierce" powstały niesamowite "Działa Navarony", a następnie kultowy "Najdłuższy dzień", opowiadający o inwazji na Normandię w 1944 roku. W kolejnych latach popularnością cieszyły się takie perełki jak "Parszywa dwunastka", czy "Bitwa o Anglię". Tymczasem od lat dziewięćdziesiątych reżyserzy coraz częściej sięgali po tematykę holokaustu. Mimo to i w tym czasie powstawały dzieła, w których opisywano trudy wojny. Znaczącym rokiem był 1998. Wówczas pojawiło się dzieło Stevena Spielberga"Szeregowiec Ryan", a także niezapomniana "Cienka czerwona linia" Terrence'a Malicka. Co prawda, akcja tego drugiego dzieła, toczyła się na froncie wschodnim, ale w świetny sposób ukazane są tam emocje żołnierzy. Przez następne kilkanaście lat brakowało zaś filmów, które oddawałyby to, co działo się na froncie zachodnim. Dlatego kiedy Christopher Nolanpodjął decyzję o nakręceniu nowej wersji wydarzeń spod Dunkierki, ucieszyło to wiele osób. Jednak byli także sceptycy, którzy powątpiewali w ten pomysł. Czy zatem reżyser zdołał stanąć na wysokości zadania? I czy ukazana walka w "Dunkierce", to rzeczywiście czas cierpienia, śmierci i strachu?



Film Christophera Nolanaskupia się na jednym z najważniejszych momentów w czasie II Wojny Światowej – mowa tu o Operacji Dynamo, która miała miejsce na przełomie maja i czerwca 1940 roku. Po tym wydarzeniu doszło do legendarnej Bitwy o Anglię, która odmieniła losy wojny. Przedtem jednak była gorycz, śmierć i ból. Kiedy pod koniec maja 400 tysięcy żołnierzy zebrało się na plaży nad kanałem La Manche, każdy z nich myślał tylko o jednym: powrocie do domu. Do takich osób należeli również Tommy, Alex i Gibson. Byli głodni, brudni i zmęczeni. Wiedzieli, że wróg się zbliża, ale nie sądzili, że… zjawi się tak szybko. W jednej chwili zwykła ewakuacja zamieniła się w walkę o przeżycie. Z jednej strony ogrodzeni przez wrogie wojska, z drugiej zagrożeni przez nadlatujące samoloty żołnierze robią wszystko, by przeżyć. Na pomoc rusza im eskadra Spitfire'ów, a także brytyjscy cywile. Czy uda im się jednak uciec z piekła? I czy walcząc z wrogiem, zdołają także przezwyciężyć swoje lęki?

Przyznać trzeba reżyserowi, że decydując się na nakręcenie "Dunkierki", podjął wielkie ryzyko. Kinematografia wojenna to bowiem jeden z najtrudniejszych gatunków filmowych. Trzeba w nim nie tylko wykazać się zgodnością z faktami historycznymi, ale także tym, co u reżysera jest najważniejsze: kreatywnością. To nie jest tak, jak w większości innych produkcji, gdzie można puścić wodze fantazji. Wówczas do sukcesu potrzeba tylko dwóch rzeczy: świetnego pomysłu i dobrego wykonania. Zgoła natomiast inaczej prezentują się filmy wojenne, gdzie zarówno koncepcja, jak i wykonanie odgrywają kluczową rolę. W takiej sytuacji potrzeba obu czynników do uzyskania harmonii. I właśnie z powodu tej trudności, tematyka ta jest coraz rzadziej podejmowana. Tego trudnego wyzwania podjął się jednak Nolan, który jeszcze nigdy nie miał do czynienia z tematyką wojny. Słynie on z filmów sci-fi, a nagle postanawia zrobić coś takiego. Dla wielu jego decyzja mogła się wydawać nierozważna. Pomimo tego podjął się ryzyka, które mu się opłaciło, gdyż po raz kolejny udowodnił, że jest wszechstronnym reżyserem, który ma wiele do zaoferowania współczesnemu kinu.




Kiedy oglądając pierwszy zwiastun widz słyszał w tle coraz szybsze tykanie zegara i rozbrzmiewający głos, wygłaszający pod koniec tą samą kwestię: "Nigdy się nie poddamy", to po plecach mogły przebiec ciarki. Co jednak ważne, to uczucie występuje u widza także w czasie seansu. Nie bez przyczynyNolanprzedstawia wojnę w wydaniu szybkiej i niespodziewanej – bo tak rzeczywiście było. W tamtych czasach żołnierz nigdy nie mógł mieć pewności, czy za sekundę nie wybuchnie koło niego bomba. On mógł liczyć tylko na to, że tak nie wydarzy. I właśnie na to stara się nam zwrócić uwagę reżyser – że strach i niepewność to cechy, które towarzyszyły wtedy każdemu. Wszystko działo się nagle – w jednej chwili żołnierz wstawał gotów do walki, by po chwili zginąć. Reżyser w świetny sposób nawiązuje do tej sytuacji – w jego filmie wszystko następuje po sobie tak szybko, że sam widz może powątpiewać w swoje bezpieczeństwo. "Dunkierka" to film specyficzny, różniący się od wszystkich pozostałych. Nie wszystkim spodoba się styl tej opowieści – mało w niej dialogów, poznawania bohaterów – ale to zamierzony efekt.Nolanstawia w tej historii na to, by poruszyć widza. I udaje mu się to znakomicie, gdyż "Dunkierka" nie jest zwykłym filmem, a niesamowitym, który przez cały czas dostarcza niezapomnianych emocji.

Reżyser nie skupia się jednak wyłącznie na dostarczeniu szybkiej akcji i emocji, bo w jego filmie kluczową rolę odgrywa także czas. Ludzie boją się śmierci – nikt nie ma pojęcia, czym ona jest, kiedy nadejdzie i co po niej nastąpi. A ta niewiedza budzi lęk. Obawiamy się też strachu – u każdego przychodzi do momentu, w którym ręce mu drżą, a umysł myśli o ucieczce. A co go powoduje? Pytanie trudne, ale odpowiedź prosta – śmierć. Pytanie pozostaje zatem tylko jedno: co przyczynia się do śmierci? Odpowiedź brzmi: czas. Jego tematyka już niejeden raz pojawiała się w filmach Christophera Nolana. Takie dzieła jak "Incepcja" lub "Interstellar" opierały się na nim. W każdej z tych produkcji jest on jednak zastosowany inaczej. W "Incepcji" był on narzędziem wnikania w świadomość człowieka. Z kolei w "Interstellarze" pełnił funkcję przemijania. Wreszcie w odmienny sposób czas jest przedstawiony w "Dunkierce" – bo tym razem to bomba, która albo może komuś uratować życie, albo je odebrać. I z tych trzech perspektyw ta ostatnia najbliższa jest widzowi. Ten film nie tylko dostarcza widzowi wielkich emocji – to także wielki hołd dla ludzi, którzy na wojnie zmagali się z wrogiem, ale ich największym przeciwnikiem był czas.




Christopher Nolankładzie oczywiście nacisk na akcję i emocje, ale nie wykorzystuje ich w ramach rozrywki, a do tego, by oglądający sam mógł się poczuć, jakby był w centrum wydarzeń. W tym miejscu warto zauważyć, że on traktuje widzów w bardzo dojrzały sposób. W żadnej ze swoich dotychczasowych produkcji nie stawiał na humor, a happy-endy bez strat, nie zdarzają mu się. I podobnie jest w "Dunkierce". A reżyser traktuje widza jeszcze poważniej, gdyż historia ta nie jest przedstawiona z jednej perspektywy, ale aż z trzech. A każda z nich wnosi wiele do fabuły…

W filmie tym dostajemy jednocześnie trzy spojrzenia na te same wydarzenia. Pierwsze z nich mamy szansę zaobserwować od strony "plaży". W nim obserwujemy opowieść okiem żołnierza, Tommy'ego, który niczym nie wyróżnia się na tle reszty – jest młody, chce wrócić do domu, a jednak wie, że w oddali czyha wróg. W tej perspektywie jest najwięcej napięcia. Widzimy, że zarówno Tommy, jak i jego towarzysze Alex i Gibson, martwią się przede wszystkim o swoje życie. Stąd właśnie takie sceny, jak tonięcie statku, są niezwykle emocjonujące – widz wie, że bohaterowie są w nich zdani tylko na siebie. I choć zapewne chciałby im pomóc, to zarażony wizją reżysera, zaczyna bać się o siebie. Kiedy statek tonie, a ludzie wraz z nim, widz sam upewnia się, czy jest bezpieczny. I to jest niezwykłe – reżyser zaraża strachem także publiczność.



Drugą perspektywą jest "morze". W niej skupiamy się na opowieści pana Dawsona, który wraz ze swoim synem Peterem i Georgem wypływają z portu z Wielkiej Brytanii na pomoc zamkniętym w potrzasku żołnierzom. Tu jest zaskakująco więcej spokoju. Reżyserowi nie zależy bowiem na samej akcji – wie, że aby napięcie mocniej działało, potrzeba kogoś, kto je zbuduje. I chyba właśnie tę funkcję pełni ten wątek. Mamy tu także szansę usłyszenia dialogów, chociaż są one krótkie. Ktoś mógłby powiedzieć, że szkoda, bo można było rozwinąć portrety psychologiczne osób, które rzucają się w wir wojny, mając za tarczę jedynie wiarę. Jednak wówczas mogłoby zostać przerwane napięcie, które definiuje cały film. Te dryfujące na morzu statki i milczący ludzie są zwiastunem tragedii. Pytanie tylko, czy tym prostym cywilom, których jedyną bronią jest wiara, uda się pokonać strach i pomóc uwięzionym w morzu i na plaży żołnierzom?

Chyba jednak najbardziej widowiskowa jest trzecia perspektywa – "powietrze". Skupia się ona bowiem na historii 2 lotników, Farriera oraz Collinsa, którzy latają w Spitfire'ach i przeczesują teren kanału w poszukiwaniu wroga. Jednak w momencie niespodziewanego ataku, ich losy się odmieniają i od tej pory są zmuszeni do podejmowania ryzykownych decyzji. Z początku ta perspektywa na tle wszystkich może się wydawać najmocniej oderwana. To jednak także jest zamierzony efekt. W perspektywie "plaży" widz zostaje osadzony prosto w epicentrum wydarzeń. W sekwencji "morza" zaś zdaje sobie sprawę z tego, że cywile płyną wprost do piekła. Tymczasem w trzecim obrazie, piloci wykonują swoje codzienne zadania i nagle zostają zaskoczeni. I wtedy dochodzi do najważniejszej decyzji: Czy piloci się wycofają, czy ruszą do walki, wiedząc, że mogą zginąć? Najbardziej niesamowite w tej perspektywie są ukazane samoloty i sceny walk w powietrzu, które zapewniam, że są najwybitniejsze w historii całego kina. Ja sam, który jako dziecko składałem i bawiłem się modelami samolotów, patrząc na nie w "Dunkierce" otwierałem szeroko oczy, bo… tego nie da się opisać. Te sceny są po prostu mistrzowskie. A same ujęcia w kokpicie i strącane statki, były czymś niezwykłym, czego nie da się zapomnieć na długie lata.



FilmNolanato nie tylko emocje, różne perspektywy, ale także wybitna strona wizualna. Właściwie, nie powinno być to zaskakujące, gdyż widowiska tego reżysera od zawsze wyróżniały się dobrą koncepcją techniczną. Warto jednak pamiętać, że takie dzieła jak: "Incepcja" czy "Interstellar" szczególnie imponowały efektami specjalnymi. I wydawało się, że w "Dunkierce" będzie podobnie. Ale reżyser miał dla widzów zaskakującą nowinkę – bo nie dość, że to jego najkrótszy film od "Memento", to jeszcze bez wykorzystania efektów. Dla wielu mogłoby się to wydawać ryzykowne, aleNolanudowadnia, że aby zbudować napięcie niepotrzebne są sceny akcji… wystarczy podregulować głośniki. I rzeczywiście dźwięk jest doskonały. Słyszałem wiele opinii o tym, że w kinie aż uszy bolały, bo tak było głośno. Ja również bym je zamknął… gdyby nie to, że nie mogłem. Ten film to także odrodzenie kompozytora Hansa Zimmera, który niestety ostatnio miał problemy z odnalezieniem siebie. Ostatnim jego wielkim zrywem był "Interstellar", gdzie stworzył niesamowitą ucztę dla umysłu widza. Nic zatem dziwnego, że reżyser ponownie dał mu szansę. Przyznam, że obawiałem się tego.Zimmerudowodnił jednak, że ciągle jest utalentowanym kompozytorem. Jego motyw czasu aż wbija w fotel, a tykający zegar gra na zmysłach. Nie można też nie wspomnieć o doskonałych zdjęciach Hoyte'a Van Hoytemy. Jego dotychczasową największą perełką był "Interstellar". Szwajcar spisał się tam fenomenalnie, więcNolanznowu go zatrudnił. I to była znakomita decyzja – bo to zdjęcia wraz z muzyką budują największy klimat. Ujęcia molo, czy żołnierzy robią olbrzymie wrażenie. Najlepiej wyglądają jednak ujęcia w powietrzu – pojedynków samolotów i ujęć prosto z kokpitu. Widz czuje się, jakby sam był w maszynie i dlatego oglądając to, czuje się obłędnie.

Osobną kwestię pozostawia natomiast obsada – której, jakby ktoś mógł rzec, wcale nie ma. Nie poznajemy bowiem charakteru ani osobowości żadnego z bohaterów. W przypadku co niektórych bohaterów nie dowiadujemy się nawet, jak mieli na imię. Tak właśnie przedstawiają się postacie w tym filmie. Nie wszystkim osobom takie ukazanie może się spodobać – w końcu na filmy ludzie chodzą po to, by doświadczyć niezwykłych emocji, które często są przekazywane przez bohaterów. Dlatego aktorzy i aktorki stanowią kluczową rolę w widowiskach. Tymczasem Nolannie potrzebuje tego. W głównych rolach nie spotkamy bowiem znanych aktorów, bo dla większości z nich… to był debiut lub drugi występ. A nawet ich nie poznajemy dobrze. Nie dostajemy na to szansy z tego względu, że na wojnie nie ma na to czasu. Co chwilę gdzieś słychać wybuch, co chwilę ktoś może zaatakować. Ludzie walczą o przetrwanie i to jest najważniejsze. Doskonałym tego przykładem jest główny bohater, Tommy, w którego rolę wciela się Fionn Whitehead. I choć można było mieć wątpliwości względem jego kreacji, to jednak młody aktor udowodnił, że stać go na wiele. Co prawda, przez pierwsze pół godziny nie wypowiada żadnej kwestii, ale wystarczy spojrzeć na jego twarz, na emocje jakie z niej biją, by wszystko zrozumieć. Moim zdaniem to może być wielki talent. Dobrze spisali się także pozostali debiutanci – Tom Glynn-Carneyczy Harry Styles(Idol nastolatek z One Direction), którzy dobrze wykorzystali swój czas.

Show jednak kradną panowie na drugim planie, którzy pomimo krótkiego czasu, potwierdzili, że nie bez przyczyny są uznanymi aktorami. Mówiąc to, mam przede wszystkim na myśli Marka Rylance'a, który choć pojawił się w kilku scenach, to w każdej z nich hipnotyzował widza. W jego przypadku nie trzeba wiele mówić – wystarczy tylko spojrzeć, by wszystko wyrazić.Rylancenie pierwszy raz udowadnia, że jest świetnym aktorem, który maksymalnie wykorzystuje swój czas – już w "Moście szpiegów" zrobił wielkie wrażenie. Świetnie spisuje się także Tom Hardyjako pilot Farrier, który niemal cały film spędza w kokpicie. I pomimo niewielkiej ilości czasu, doskonale go wykorzystuje. Świetne wrażenie robi ponadto Cillian Murphyjako Dygoczący Żołnierz. Nie poznajemy jego imienia, ani historii, ale od tej postaci biją wielkie emocje. Jedynie w tym całym zestawieniu nie pasuje Kenneth Branagh. Uważam, że nie wykorzystał on w pełni swojego potencjału.



"Dunkierka" to zatem niezwykłe widowisko. Oczywiście nie wszyscy mogą być gotowi na tak odmienną formę. Czy jednak ludzie nie chodzą do kina właśnie po to, aby zobaczyć coś nowego? Film Christophera Nolanajest perełką na tle blockbusterów, które pojawiły się w 2017 roku. Przedstawia historię, która ma zmusić widza do myślenia. Gdy patrzyłem na ludzi wychodzących z kina, większość z nich była milcząca. Oto w jaki sposób o tym wydarzeniu z 1940 roku wypowiadał się Winston Churchill:

"Musimy bardzo uważać, aby nie przypisywać tej ewakuacji miana zwycięstwa. Wojen nie wygrywa się dzięki ewakuacjom. Lecz w tym ocaleniu było jednak zwycięstwo, które należy uznać."

DziełoNolanato zatem film o strachu, śmierci i walce z czasem, czyli o czymś, czego człowiek boi się najbardziej. To hołd oddany żołnierzom, którzy znajdują się w pułapce, nie mogąc podjąć walki z wrogiem, będąc zupełnie bezbronnymi. To także hołd dla zwykłych ludzi, którzy wykazują się nadzwyczajną odwagą, wbrew rozsądkowi. W Iranie funkcjonuje pewne powiedzenie. Brzmi ono: "Czas to ojciec cudów". I to zdanie idealnie opisuje historię przedstawioną w "Dunkierce". Są filmy, o których się nie zapomina na długie lata. A "Dunkierka" jest jednym z takich cudów.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Christopher Nolan jest twórcą wybitnym, ale i w pewnym sensie bardzo specyficznym. Nie sposób wytknąć... czytaj więcej
Nolan ma jaja, bez wątpienia. Jako jeden z nielicznych hollywoodzkich reżyserów może pozwolić sobie na... czytaj więcej
"Memento" jest filmem, który na przełomie wieków wprowadził powiew świeżości do amerykańskich thrillerów.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones