Nie wkurzaj rosyjskiego mnicha

Vasiliy zrobił wszystko, aby zostawić przeszłość za sobą. Przestał brać zlecenia od korporacji, porzucił zdobycze cywilizacji, ruszył w podróż, aby na końcu zaszyć się w niedostępnym klasztorze
"Redeemer" - recenzja
Vasiliy zrobił wszystko, aby zostawić przeszłość za sobą. Przestał brać zlecenia od korporacji, porzucił zdobycze cywilizacji, ruszył w podróż, aby na końcu zaszyć się w niedostępnym klasztorze wraz z pozostałymi mnichami. Tam chciał w spokoju kontemplować nad sobą i tym, co udało mu się w życiu osiągnąć. Niestety "przeszłość" postanowiła go odnaleźć. Tym gorzej dla niej…



Któregoś dnia Vasiliya z medytacji wyrwały dziwne, niepokojące dźwięki. Chwilę potem zorientował się, że jego spokój został brutalnie zakłócony przez uzbrojonych oprychów, którzy postawili sobie za cel zrównanie z ziemią całego przybytku, w którym przybywał. Oczywiście nie oszczędzając przy tym mieszkających tam mnichów. Nasz protagonista westchnął, a następnie zabrał się za to, co potrafi najlepiej. Przygotujcie się na krwawą jatkę.



"Redeemer" jest przedstawicielem chodzonej bijatyki, w której akcję obserwujemy z lotu ptaka. Mechanika walki jest prosta, ale przemyślana. Zadając ciosy, blokując uderzenia, wykonując rzuty, zaczynamy swoisty taniec śmierci. W łatwy sposób przeskakujemy do kolejnych przeciwników, łamiąc im kończyny, roztrzaskując głowy, bądź fundujemy im bliski i nieprzyjemny kontakt z przedmiotami znajdującymi się w okolicy. Ot, jednego nabijemy na jakiś naostrzony pal, innemu wsadzimy głowę w piłę tarczową, a kolejnemu sprawimy krótki, acz intensywny, lot ze zbocza.



Całość dopełnia możliwość korzystania z broni białej i palnej. Wspomniany oręż ma jednak ograniczoną wytrzymałość (bądź liczbę pocisków w magazynku), tak więc głównie musimy jednak polegać na walce w zwarciu. Choć pierwsze poziomy za bardzo na to nie wskazują, to "Redeemer" jest grą dość trudną. Szybko zaczynamy lawirować pomiędzy kilkoma adwersarzami, musimy błyskawicznie ocenić, który z nich może stanowić największe zagrożenie, a następnie przystąpić do eksterminacji. Utrata koncentracji nawet na chwilę będzie skutkować znacznym uszczupleniem sił witalnych Vasiliya, a w najgorszym wypadku – zgonem i koniecznością powtarzania fragmentu poziomu.



Dlatego też sukces może nam zagwarantować odrobina taktycznego myślenia i spostrzegawczości. Wchodząc na nową „arenę", warto zorientować się, z kim mamy do czynienia i w jakiej liczbie, gdzie znajdziemy broń (lub któremu przeciwnikowi możemy ją wydrzeć z rąk), jakie elementy otoczenia pomogą nam w starciu. Rzucenie się z pięściami na wrogie towarzystwo to okazja do szybkiego ujrzenia napisu "Game Over".

Należy też pamiętać, że jedynym sposobem na odzyskanie części zdrowia jest zabijanie wrogów. Nie mniej ważny jest także styl egzekucji. Vasiliy szybciej zregeneruje się po efektownej jatce, najlepiej z wykorzystaniem elementów otoczenia.



Jak już wspomniałem, pierwsze poziomy nie sugerują nam nadmiernie wymagającej rozgrywki. Im głębiej w las, a raczej w kompleksy naukowo-badawcze i inne tajne bazy, które odwiedzamy, tym trudniejsze staje się przetrwanie. Do walki z bohaterem rzucone zostają silne i wytrzymałe mutanty, a sytuacji nie ułatwia fakt, że im bliżej końca gry, tym bardziej skąpo twórcy porozmieszczali punkty zapisu. W pewnym momencie miałem kilka sytuacji, w których do wybranych fragmentów podchodziłem po kilkanaście razy i nie było to satysfakcjonujące doświadczenie.

Szkoda, że deweloperzy nadmiernie się nie wysilili, serwując nam tylko i wyłącznie chodzoną bijatykę. Dodanie kilku prostych zagadek środowiskowych mogłoby urozmaicić zabawę. Można oczywiście poświęcić czas na poszukanie okazjonalnych "znajdziek", ale to szukanie sobie zajęcia na siłę.



"Redeemer" od strony wizualnej prezentuje dobrą średnią w segmencie gier indie. Nie spodziewajcie się tutaj nie wiadomo jakich fajerwerków wizualnych, ale też to, co obserwujemy na ekranie, nie powinno was odrzucić – no chyba że robi się wam słabo od widoku krwi. Tej nie brakuje.

Do dopracowania jest na pewno optymalizacja gry. Na komputerze z procesorem i7, 16 GB pamięci RAM oraz kartą graficzną GeForce 970 czasami zdarzały się drastyczne spadki wydajności o 20-30 klatek na sekundę.
Czasami szwankuje też sztuczna inteligencja przeciwników oraz, co jest niewybaczalne w bijatyce, odpowiednie odczytywanie hitboksów. Innymi słowy, nie każdy wyprowadzony cios, który powinien zadać obrażenia przeciwnikowi, robi to.



Podsumowując, "Redeemer" to całkiem dobra, wymagająca, acz trochę uboga w treść chodzona bijatyka. Pierwsze kilka godzin zabawy jest bardzo satysfakcjonujące, potem niestety wkrada się monotonia oraz znacznie skacze do góry poziom trudności. To ostatnie może zniechęcić mniej doświadczonych graczy. Po około 8-10 godzinach gry z "Redeemera" nie pozostaje już nic. Można mierzyć się z kolejnymi falami wrogów w trybie areny i tyle. Podobno w przyszłości twórcy chcą dodać tryb współpracy, który pewnie tchnie w tytuł drugie życie. Jeśli lubicie chodzone bijatyki o dość wysokim poziomie trudności, to możecie skusić się na "Redeemera". W innym przypadku albo sobie odpuśćcie, albo poczekajcie na znaczną przecenę.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones