Recenzja filmu

Święto ognia (2023)
Kinga Dębska
Paulina Pytlak
Tomasz Sapryk

Święto życia

Kiedy większość jej kolegów i koleżanek interesuje rywalizacja w naturalistycznym zbliżaniu się do rzeczywistości i penetrowanie "mroków ludzkiej natury", reżyserka "Święta ognia" konsekwentnie
Święto życia
"Przez ostatnie lata umacnia się we mnie przekonanie, że trzeba patrzeć i żyć na «tak»" – te słowa Krzysztofa Krauzego, wypowiedziane kiedyś po zrealizowaniu "Mojego Nikifora", przypomniały mi się podczas seansu "Święta ognia", nowego filmu Kingi Dębskiej. Albo inaczej: wracały do mnie niczym bumerang, jak refren piosenki słuchanej o poranku przed ciężkim dniem.


Tym razem  reżyserka "Moich córek krów" nie sięga autoterapeutycznie do własnych wspomnień, adaptuje natomiast materiał literacki – bestsellerową powieść Jakuba Małeckiego sprzed dwóch lat. Oto historia sióstr: cierpiącej na dziecięce porażenie mózgowe Nastki (Paulina Pytlak) i marzącej o baletowej karierze Łucji (tancerka Opery Narodowej Joanna Drabik). Dziewczyny wchodzą w dorosłość w otoczeniu troskliwego, nieco gapowatego ojca (Tomasz Sapryk) i ekscentrycznej sąsiadki (Kinga Preis w swoim żywiole), a pod tajemniczą nieobecność mamy (Karolina Gruszka).

Przyznajmy otwarcie: nie jest łatwo podejmować w kinie, zwłaszcza polskim, temat niepełnosprawności. Trudno powiedzieć tu coś nowego po "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy z pamiętną, brawurową rolą Dawida Ogrodnika (choć Bartosz Blaschke pokazał niedawno "Sonatą", że jest to jednak możliwe). Dębska – za Małeckim – obiera inny kierunek. Portretując świat Nastki, jej niepowtarzalną percepcję, przygląda się jednocześnie innym światom: na czele ze światem Łucji, o tyle podobnym do świata jej siostry (obie zmagają się z ograniczeniami własnych ciał), co od tamtego zupełnie odrębnym, a przecież równie niepowtarzalnym. Dzięki temu relacja dziewczyn okazuje się zażyła, ale w uczciwy sposób, który zbyt rzadko wybrzmiewa w tego typu historiach, lekką ręką pomijających odczucia pozostałych członków rodzin osób z niepełnosprawnościami  – młodsza siostra jest ważna dla starszej, nie wypełnia jej jednak całego życia. W domu rodzinnym dobro Nastki pozostaje dla wszystkich bez wątpienia ważne, ale poza progiem Łucja musi sama mierzyć się z trudami ścieżki, którą obrała. Popełniać błędy, błądzić, szukać czegoś, co nada jej egzystencji sens. Sens, który będzie zapewne inny niż sens siostry.


Film może się podobać dzięki zgrabnej reżyserii, przemyślanej stronie wizualnej (przywołującej na myśl na przykład "Amelię"), świetnemu aktorstwu. Ostatecznie jednak na najgłębszym poziomie chodzi w tej opowieści o coś najważniejszego: o życie właśnie. O wcale niełatwy zachwyt faktem, że się po prostu jest. O wspomniane już bycie na "tak": wobec radości i smutku, triumfów i klęsk, jakie niesie ze sobą – najczęściej nieodłącznie – los. Nawet jeśli czasem trzeba – jak u Młynarskiego – kark umieć przed nim zgiąć, "gdy siłą wziąć sposobu nie ma". Wyśpiewać wtedy pean na cześć życia w rytm piosenek Sama Cooke’a – oto prawdziwe wyzwanie, które podejmują bohaterowie "Święta ognia".

Najnowszy film Kingi Dębskiej pokazuje dobitnie, jak osobną ścieżką w polskim kinie kroczy twórczyni "Zupy nic". Kiedy większość jej kolegów i koleżanek interesuje rywalizacja w naturalistycznym zbliżaniu się do rzeczywistości i penetrowanie "mroków ludzkiej natury", reżyserka "Święta ognia" konsekwentnie stara się portretować dobrych, życzliwych wobec siebie i świata ludzi. Nieidealnych, trochę naiwnych i niedopasowanych. Zatrzymać się przy nich, pobyć z nimi, zrozumieć ich.


Niezbyt też zajmują Dębską eksperymenty formalne i transgresje, raczej solidnie opowiedziana historia (tutaj wielopłaszczyznowa), która autentycznie zaangażuje widza: w odpowiednim momencie wzruszy go, w innym sprawi, że będzie miał uśmiech na twarzy, a może jeszcze na koniec wyjdzie z sali kinowej z jakąś niebanalną refleksją. 

Jasne, że tego typu kino – choć łatwo znajduje swoją publiczność – nie wygrywa festiwali, nie może równać się z fantazją i warsztatową finezją twórców późniejszej generacji. Tyle że Dębska doskonale o tym wie. Jej filmy służą czemu innemu: przyglądaniu się dającej w kość rzeczywistości i szukaniu w niej promyków światła. Choćby tych maleńkich, niewyraźnych, najbardziej kruchych. Dobrze, naprawdę dobrze, że takie kino jest.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones