Recenzja wyd. DVD filmu

500 dni miłości (2009)
Marc Webb
Zooey Deschanel
Joseph Gordon-Levitt

Powiew świeżości

Gatunek komedii romantycznej to jednocześnie połyskujący i zakurzony. Połyskujący dlatego, że wciąż cieszy się sporym powodzeniem wśród współczesnych widzów, oferując im przelewającą się
Gatunek komedii romantycznej to jednocześnie połyskujący i zakurzony. Połyskujący dlatego, że wciąż cieszy się sporym powodzeniem wśród współczesnych widzów, oferując im przelewającą się schematyczność i landrynkowość. A czemu "zakurzony"? Ano dlatego, że jak daleko sięgam pamięcią, dawno nie powstał film z tego kanonu, który chociaż przez moment oderwałby się z wszystkich tych sztampowych elementów.

"500 dni miłości" to debiut reżyserski pana Marca Webba, który dotychczas kręcił teledyski i wideoklipy. Debiut tak dobry, że można spokojnie go przyrównać z pierwszorzędną robotą Tarantina przy "Wściekłych psach" czy chociażby "Powrotem" Zwiagincewa. Ale może pójdę w innym kierunku. Film Webba to odstąpienie od wszelkich standardów, schematów, obowiązujących dotychczas we wszystkich miłosnych komedyjkach. Już na samym początku filmu nawet sam narrator ogłasza, że nie będzie to kolejna historia miłosna…

Krótko o fabule. Główny bohater, niejaki Tom (świetny Joseph Gordon-Levitt), jest typem romantyka, melancholika, który wciąż oczekuje na swoją idealną "drugą połówkę". Wychowany został na brytyjskich piosenkach i złej interpretacji "Absolwenta" Nicholsa. Ma 20 lat i pracuje pisząc życzenia do kartek. Pewnego dnia w pracy pojawia się piękna Summer (bardzo dobra Zooey Deschanel), w której Tom bezgranicznie się zanurza. Razem tworzą wręcz zdjęcie z obrazka. Jednak Summer nie wierzy w miłość… I tutaj zaczynają się schody.

Webb, jak napisałem, obalił wszystkie możliwe stereotypy związane z tym gatunkiem. Reżyser całkowicie zmienia punkt widzenia – odwraca rolę. Zamiast rozhisteryzowanych dam mamy tutaj Toma, chłopaka, który bardzo emocjonalnie przeżywa wszelkie nieporozumienia i kłótnie z Summer. Chłopak idealizuje dziewczynę, przy tym cały czas jest przekonany, że to ta jedyna, pisana właśnie mu. Marc jednak rozwiewa jego mit. Czyni to w sposób humorystyczny z zachowaniem dobrego smaku. Dużo tutaj także odwołań do kina, poczynając od fragmentów "Absolwenta", oglądanych w kinie przez naszych bohaterów, po "Annie Hall" (podobieństwo charakterów Summer i Annie jest niebywałe!) czy krótką parodie filmów Bergmana ("Persony" i "Siódmej pieczęci").

Film Webba to także swoisty manifest na propagowane przez media gotowe wzorce zachowań. W filmie pojawia się scena, w której zdesperowany Tom porzuca pracę, której i tak nie lubi, wygłaszając przy tym monolog o faszerowaniu nas, odbiorców mass-mediów zalewem sztucznych, kolorowych i nic nie znaczących gotowych "odpowiedzi" na wszystko. Właśnie te elementy niszczą nasze ideały, którymi powinniśmy się kierować, a podsuwają gotowe schematy postępowania. Reżyser tym samym uświadamia nam, że poprzez te sztywne ramy tracimy naszą zdolność racjonalnego myślenia, naszą uczuciowość i romantyczność. Jednak Webb nie skreśla uczucia jakim jest miłość. Twierdzi, że jest jak najbardziej możliwa (żaden tam Święty Mikołaj!), ale na drodze przebytych doświadczeń.

"500 dni miłości" jak na film o stosunkowo niskim budżecie sprawdza się nad wyraz dobrze. Aktorzy zostali bardzo dobrze poprowadzeni, ich postacie długo zapadają w pamięć. Na ekran ani przez chwilkę nie wkradła się sztuczność ani pretensjonalność. Szczególnie dobrze wypadł Gordon-Levitt, którego dotąd mało widziałem na ekranie, a w tym filmie przekroczył samego siebie. Stworzył nietypowego melancholika, który ciągle szuka miłości. Rola ta przyniosła mu nominację do Złotego Globa i szkoda, że zabrakło nominacji do Oscara. Także dobór piosenek pozostaje w moich oczach niezwykle trafny. Rytmiczne, wpadające w ucho sprawiają, że mamy niekiedy wrażenie, że oglądamy jeden wielki teledysk. Rzadko się zdarza, że twórcy decydują się “wstawić” utwory klasyczne (tutaj piosenki The Smithsów czy Simon & Garfunkel) w naszych czasach, gdzie króluje bezmózgi hip-hop i inne Dody i Lady Gagi

Twórcy tego cudownego filmu udowadniają, że można w sposób przejrzysty opowiedzieć historię miłosną, bez jakiś zapierających dech w piersiach krajobrazach w tle, całej gamy światowych gwiazd i multum postaci. Jedynie dobry smak, inteligencja i niezwykłe poczucie humoru wystarczą by w sposób niebanalny opowiedzieć historię romantyczną. Z wdziękiem i gracją! Tylko film i aż tylko!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nakręcić ciekawą ioryginalną komedię romantyczną w dzisiejszych czasach to nie lada wyczyn. A mimo tego... czytaj więcej
"Większość dni w roku jest nieistotnych, nie niosą za sobą żadnych wspomnień – takie zdanie pada w... czytaj więcej
"Miłość jest jak fala – czasem się zbliża, a czasem oddala". Takie właśnie może być pierwsze wrażenie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones