Recenzja wyd. DVD filmu

Automata (2014)
Gabe Ibáñez
Antonio Banderas

Science fiction rodem z Hiszpanii

"Film Gabe'a Ibáñeza czaruje nienachalnie zrealizowaną wizją powoli rozkładającego się świata przyszłości... przynajmniej przez pierwszą godzinę. Niestety, o ile wstęp przywodzi na myśl
Dobre i klimatyczne kino spod znaku science fiction może obyć się bez pokaźnego budżetu jeśli za kamerą zasiądzie reżyser z wizją, film oparty zostanie na porządnym scenariuszu, większość historii zaś rozegra się w skąpanym mroku, dekadenckim mieście przyszłości. Oczywiście nie są to jedyne słuszne wytyczne, niemniej najlepsze tytuły z opisywanego gatunku, ot, choćby "Łowca androidów" czy "Robocop", dziwnym trafem spełniają wszystkie wymienione wyżej punkty. Nie inaczej jest i z filmem "Automata" od hiszpańskiego twórcy Gabe'a Ibáñeza, jednak produkcja z Banderasem ma parę słabszych momentów, które mocno wpływają na końcowy odbiór obrazu. Mimo wszystko stwierdzić można, iż "Hiszpan potrafi", do czego też postaram się Was przekonać w poniższej recenzji.



Niedaleka przyszłość, Ziemia. Po katastrofie w roku 2044, 99% ludzkości ponosi śmierć. Szczęśliwcy, którzy przetrwali kataklizm, konstruują roboty mające pomóc pozostałym przy życiu w odbudowie świata. Niestety, w wyniku potężnych zniszczeń nastąpił regres technologiczny, zaś duża część Ziemi uległa napromieniowaniu. Niemniej maszyny spełniają swe zadanie, głównie dzięki zaimplementowaniu w ich procesorach dwóch protokołów: zakazu krzywdzenia innych form życia or zakazu samomodyfikacji.



W tak plugawym świecie agent ubezpieczeniowy Jacq Vaucan, (Antonio Banderas) pracujący dla firmy ROC produkującej roboty, bada sprawę maszyny zniszczonej przez Wallace'a (Dylan McDermott), twardego gliniarza. Okazuje się, iż cyborg poddany był wielokrotnej modyfikacji, co stanowi złamanie protokołu numer dwa. Śledztwo prowadzone przez Vaucana szybko nabiera rozpędu, ujawniając spisek mogący wpłynąć nie tylko na życie Jacqua...



Film Gabe'a Ibáñeza czaruje nienachalnie zrealizowaną wizją powoli rozkładającego się świata przyszłości... przynajmniej przez pierwszą godzinę. Niestety, o ile wstęp przywodzi na myśl połączenie motywów z "Łowcy androidów" i "Ja, robot", tak cała misternie budowana konstrukcja artystyczna rozłazi się nieco w szwach po opuszczeniu miasta przez bohatera (spokojnie, spoilerów brak). Napomnę tylko, iż gdy akcja przenosi się wówczas w pustynne tereny, mrok rozświetlany przez kolorowe neony ustępuje miejsca blaskowi dnia, zaś klimat produkcji ulatnia się niemalże bezpowrotnie.



Skoncentrujmy się jednak najpierw na pozytywach. Ibáñez bez ogródek czerpie garściami z klasyków kina fantastycznonaukowego, zarówno fabularnie jak i wizualnie. Zapyziałe miasto z wielopiętrowymi wieżowcami to normalka, zaś uliczki pełne pstrokatych świateł to kopie chińskiej dzielnicy z "Łowcy androidów", jeno na znacznie mniejszą skalę (we znaki daje się budżet). Sam świat przyszłości oparty został na intrygującym koncepcie łączącym nowoczesną technologię (robotyka) ze starymi rupieciami (vide: pager Vaucana). Jednak design robotów oraz wspomniane dwa protokoły to już mocna zrzynka z "Ja, robot", co jednak niekoniecznie działa na niekorzyść "Automaty". Wszak tombak też może pięknie wyglądać, pomimo iż ze złotem ma niewiele wspólnego...



Ciekawie wypada również śledztwo prowadzone przez agenta ubezpieczeniowego, która bawi się w detektywa. Począwszy od drobnych poszlak, skończywszy zaś na intrydze zakrojonej na grubą skalę, "Automata" zaprzęga do roboty postać Vaucana żywcem wyjętą z kina noire. Badanie tropów, łączenie kolejnych elementów układanki w całość czy ryzykowanie własnym życiem dla dobra sprawy to najwyraźniej codzienność dla "garniturowca" w postapokaliptycznej rzeczywistości. Oddanie godne sowitej "trzynastki".



Niestety, po efektownej sekwencji pościgu, w której pewien robot bierze sprawy w swoje ręce, film zaczyna zatracać początkowy impet, zaś rozwój fabuły coraz bardziej się ślimaczy. Mimo wyprania drugiej części seansu z mrocznego klimatu na rzecz pustkowi a la "Mad Max", film broni się jednak paroma dialogami oraz celnymi spostrzeżeniami. Co prawda Gabe Ibáñez raczej unika wdawania się w głęboką filozoficzną dysputę z widzem, tym niemniej parę konwersacji prowadzonych przez bohaterów zahacza o sens ludzkości, zaś tekst jednego z robotów brzmiący, w wolnym tłumaczeniu: "nazwanie nas maszynami to jak nazwanie ludzi małpami" to istna perełka. Co ważne, takie perełki wprost czekają na wyłowienie przez kinomana obserwującego rozwój całej historii.



Większość widzów ucieszy zapewne powierzenie głównej roli nieśmiertelnemu Antonio Banderasowi, którego gwiazda ostatnimi czasy mocno przyblakła. Aktor specjalnie ogolił głowę do filmu, co z pewnością nadaje mu niecodziennego wyglądu. Jako ciekawostkę można dodać, iż amantowi wielkiego ekranu towarzyszy jego żona, Melanie Griffith, z którą to Banderas jeszcze jakiś czas temu nie chciał mieć nic wspólnego... Czyżby nastąpił rozejm? Nawiasem pisząc, nominowana niegdyś do Oscara aktorka ma wyraźnie ponaciąganą skórę na twarzy, czym, paradoksalnie, idealnie wpisuje się w futurystyczny klimat filmu...



"Automata" to film nie do końca udany, jednak jako kino z rodowodem fantastycznonaukowym maźnięte pędzlem gatunku postapokaliptycznego stanowi odważną filmową próbę reżysera i scenarzysty z niezbyt pokaźnym dorobkiem (raptem jeden, przeciętny horror na koncie). Wielu krytyków wypomina twórcy czerpanie ze znanych dzieł na potęgę, wskazując na odtwórczość jako jedną z najpoważniejszych przywar "Automaty". Owszem, być może tytułów traktujących o śledztwie w zmechanizowanym świecie było bez liku, jednak na tle dzisiejszych produkcji film z Banderasem wyróżnia się stonowanymi efektami, które subtelnie wkomponowano w narrację (ot, gdzieś w tle pojawi się holograficzny wyświetlacz; gdzie indziej przechodniów zaatakuje krzykliwa reklama na telebimie...), nastrojową muzyką oraz pewną głębią, która przejawia się w dialogach.



Gdyby "Automata" utrzymała stylistykę i narrację z początkowych sekwencji przez cały seans, pewnikiem mielibyśmy do czynienia z tytułem mocno nietuzinkowym. Gdzieś w połowie drogi  Ibáñezowi zabrakło jednak paliwa, co skończyło się ciągnącą się historią z nieciekawym środkiem. A, jak wiadomo, nawet najpyszniejsze ciastko zapakowane w fikuśne sreberko nie zadowoli smakoszy, gdy nadzienie okaże się naprędce robioną pulpą. Mimo wszystko kinomani uraczeni zostali ciekawą kontrybucją na poletku science fiction z najmniej spodziewanej, hiszpańskiej strony.

Ogółem: 7+/10

W telegraficznym skrócie: Antonio Banderas prowadzący śledztwo w świecie będącym krzyżówką lokacji z "Łowcy androidów" i "Mad Maxa"; mało odkrywczy scenariusz pełen zapożyczeń oferuje niezłą intrygę z paroma filozoficznymi pytaniami przemyconymi w narracji; pierwsza połowa filmu z akcją toczącą się w podupadłym mieście przyszłości to zakrojony na małą skalę majstersztyk; druga połowa, niestety, rozczarowuje. Dla podsycenia apetytu na produkcje spod znaku kina fantastycznonaukowego warto dać "Automacie" szansę.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones