Recenzja filmu

Bękarty wojny (2009)
Quentin Tarantino
Eli Roth
Brad Pitt
Mélanie Laurent

Urzekający absurd

Pewni reżyserzy mają swój niepowtarzalny styl, którego nie zmieniają bez względu na opinie krytyków. Taki Tim Burton, nie zważając na rodzaj historii, przy każdej okazji serwuje pyszną baśń,
Pewni reżyserzy mają swój niepowtarzalny styl, którego nie zmieniają bez względu na opinie krytyków. Taki Tim Burton, nie zważając na rodzaj historii, przy każdej okazji serwuje pyszną baśń, niezależnie, czy przesyca ją kolorami, czy używa wręcz groteski. Roland Emmerich i Michael Bay z kolei jadą na tym samym wózku. Zawsze dają czysto odmóżdżający, popcornowy produkt. Czasem nie sprawdzają jednak daty ważności, podczas seansu można więc się zatruć. Lars von Trier natomiast wypuszcza towar ciężkostrawny, zostający w pamięci, na który trzeba się nastawiać długo przed premierą. A Quentin Tarantino? Oczywiście jak każdy wyżej wymieniony ma swój unikalny styl. Jednak w przeciwieństwie do powyższych osobistości, wykracza poza wszelkie ramy, co powoduje niemożność, a na pewno większą trudność, próby jego zaszufladkowania. Tym razem Tarantino przedstawia historię osadzoną w realiach II wojny światowej. Tytuł to nazwa oddziału złożonego z amerykańskich żołnierzy żydowskiego pochodzenia. Grupa ta została powołana tylko w jednym celu – zabijaniu nazistów. Dowodzi nią porucznik Aldo Raine. Jej głównym celem jest obalenie przywódców III Rzeszy. Staje się on realny podczas pewnej premiery kinowej. Właścicielka kina także planuje zemstę... Każda kolejna produkcja to dla Tarantino okazja do rozrywki, żartu, mieszania stylów i konwencji. Nie inaczej jest tym razem. Tak więc na początek przestrzegę wszystkich, którzy oczekują poważnego filmu wojennego. Osoby szukające produkcji na "serio" toczącej się podczas II wojny, odsyłam przykładowo do "Okrętu"”, "Walkirii" lub "Oporu". Dziełu Tarantino bliżej bowiem do "Parszywej dwunastki" czy "Złota dla zuchwałych". Na myśl przychodzi zwłaszcza ten pierwszy tytuł. Podobieństwo zebrania oddziału jest uderzające. Później natomiast film nabiera elementów komediowych, stąd skojarzenie z dziełem Huttona. Mimo że "Bękarty" są momentami brutalne, sądzę, że Tarantino przede wszystkim chciał rozbawić widza. Po pierwsze, już zwiastun został odpowiednio ku temu zmontowany. Po drugie, ma na to wpływ oprawa techniczna. Trzeba zwrócić uwagę choćby na sposób przedstawienia Goebbelsa - czysto młodzieżowe podejście do tematu. Pewnie nazbyt poważnym historykom się to nie spodoba, ale młodzież będzie bawić się świetnie. Dziwaczność sięga natomiast apogeum w sposobie ukazania Hitlera. W ogóle nie ma znaczenia, że nie przypomina rzeczywistej postaci. W końcu nie każdy film o tle historycznym musi ściśle trzymać się faktów. Za przykład niech służy "Gladiator" Ridleya Scotta. Tam także potraktowano historię z przymrużeniem oka, co nie miało nawet w minimalnym stopniu negatywnego wpływu na całokształt. Żartowanie z tak drażliwego okresu, jakim jest  II wojna światowa, widoczne jest nawet w obsadzie. Jedną z ról drugoplanowych gra Mike Myers. Tak -  to ten sam, który wcielał się w Austina Powersa. Co prawda w "Bękartach" ma poważną rolę, ale nie zmienia to, zawartego między wierszami, przekazu. Główną uwagę przykują jednak Brad Pitt i Christoph Waltz. W galimatiasie wydarzeń odnaleźli się znakomicie. W "Bękartach" każdy znajdzie coś dla siebie. Jest krwawo, więc wielbiciele obrazów w stylu "Kill Bill" po raz kolejny zostaną urzeczeni. Ponadto jest zabawnie i groteskowo. To zapewni rozrywkę wielbicielom komedii. A dla miłośników historii powinno wystarczyć wplecenie do fabuły autentycznych postaci. Tarantino "Bękartami" pokazuje środkowy palec wszystkim swym krytykom. Dobitnie mówi im, że stylu nie zmieni bez względu na poruszany temat. Adresaci pewnie połkną haczyk i znów się wyładują. Co najwyżej jednak na twarzy twórcy "Pulp Fiction" wywołają tym szyderczy uśmiech. Najnowsze dziecko Tarantino z pewnością bękartem nie jest. Reżyser po raz kolejny się przyłożył i teraz jak zwykle może pochwalić się szczęśliwym ojcostwem. Kolejny raz uraczył nas zdrowym i pulchniutkim bobasem, który zachwyci rzeszę ludzi. Osobiście mam nadzieję, że pasja i płodność Quentina nie opuszczą i wkrótce będzie można oblewać narodziny jego kolejnego, udanego potomka.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy do mediów przedostały się pierwsze informacje o planowanym najnowszym projekcie Quentina Tarantino,... czytaj więcej
Najnowszy film Quentina Tarantino "Bękarty wojny" już teraz, zaledwie kilka tygodni po premierze... czytaj więcej
Quentin Tarantino - to nazwisko przebrzmiewające głośnym echem przez branżę filmową, budzące tyle samo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones