Recenzja filmu

Baby Broker (2022)
Hirokazu Koreeda
Kang-ho Song
Dong-won Gang

Wszystko, co najważniejsze

To film głęboko humanistyczny. Pokazuje, że porozumienie jest możliwe mimo dzielących nas – na wielu polach – różnic. Swoją prawdę i szacunek znajdą w nim zarówno obrońcy życia, jak i zwolennicy
Czy można robić filmy praktycznie cały czas o tym samym, a jednocześnie za każdym razem odkrywać coś na nowo? Hirokazu Koreeda pokazuje, że jak najbardziej tak. W swoich filmach eksploruje temat ludzkich relacji, dlatego często sięga po temat rodziny. W "Baby Broker" przekonujemy się, jak jest ona ważna, choć wcale nie musi oznaczać od razu więzów krwi.
Hirokazu Koreeda (rocznik 1962) jest od dawna uznanym twórcą, ale na szeroką skalę świat poznał go dopiero od filmu "Jak ojciec i syn" z roku 2013. Od tego czasu japoński reżyser konsekwentnie przygląda się rodzinnym relacjom, w których jak w soczewce odbijają się zarówno problemy współczesnego świata, jak i pojedynczego człowieka. Doceniają to widzowie i krytycy na całym świecie, czego najlepszym dowodem jest Złota Palma w Cannes w 2018 roku za film "Złodziejaszki".

Siła filmów Koreedy polega na umiejętności zobaczenia człowieka w różnych jego odcieniach – tak w sile, jak i w słabościach. Japoński reżyser przygląda się temu wszystkiemu z czułością i uważnością, unika oceniania, a tym samym jakże drażniącej w kinie taniej publicystyki. Widać fascynację wielkim mistrzem filmowej nostalgii Yasujiro Ozu, zwłaszcza jego "Tokijską opowieścią". Jednak Koreeda idzie dalej i w swoich filmach syntetyzuje współczesny świat. Pokazuje z jednej strony jego złożoność, indywidualną perspektywę, a z drugiej prostotę życia w całej swej istocie. Ludzie są różni i dlatego często nie mogą się porozumieć, a jednocześnie bardzo podobni w swych pragnieniach, potrzebach, oczekiwaniach.

Koreeda dorobił się też własnego, oryginalnego sposobu opowiadania. Narracja w jego filmach jest spokojna, reżyser stara się nie epatować formą, unika wszelkich, tak dzisiaj popularnych, "fajerwerków". Ale jego filmy od emocji aż kipią. Nasze życie składa się przecież z codziennych, małych decyzji – podejmowanych z tych czy innych względów. Czasem przecież nawet sami przed sobą nie potrafimy wytłumaczyć, dlaczego zachowaliśmy się w ten czy inny sposób. Coś nas do czegoś pcha, coś nas od czegoś odwodzi. Odwieczna wojna postu z karnawałem. Czasem są tego większe, a czasem mniejsze konsekwencje.

W "Baby Broker" mamy historię, która choć praktycznie od początku wydaje się nieprawdopodobna, wciąga nas momentalnie i sprawia, że we wszystko wierzymy. Magia kina działa. Nic nie jest do końca takie, jak nam się wydaje, a raczej czym karmi nas codziennie współczesny świat. Porzucone dzieci, handlarze żywym towarem, łamiący prawo policjanci – niby to wszystko już kiedyś widzieliśmy, ale Koreeda pokazuje – ani przez chwilę nie ocierając się przy tym o relatywizm – jak wiele tu jeszcze możemy zobaczyć. Ten film to rzeczywiście wielka lekcja empatii i miłości – jak głosi hasło z jego reklamowego plakatu. Koreeda trafia moim zdaniem w sam środek naszych współczesnych, egzystencjalnych problemów. Zanik więzi, kryzys relacji to coś, co niektórzy nazywają dżumą XXI wieku. Do tego dochodzi też nieumiejętność zmierzenia się z tym co inne, obce, nieakceptowalne. I to zarówno jeśli chodzi o pojedynczego człowieka, jak i metaforycznie o coś, co wydaje nam się wykraczać poza nasze własne, osobiste przekonania. "Baby Broker" w lekki, subtelny i pozbawiony manipulacji sposób pokazuje nam jednak, że tak wcale być nie musi. Oprócz empatii ten film niesie też ogromną dawkę nadziei. Nawet w najgorszym momencie możemy odnaleźć lub stworzyć jakąś swoją "rodzinę". Jej modele mogą być przeróżne. Więzy krwi nie są tu najważniejsze.

Nieprzypadkowo "Baby Broker" dostał na ostatnim festiwalu w Cannes nagrodę Jury Ekumenicznego. To film głęboko humanistyczny. Pokazuje, że porozumienie jest możliwe mimo dzielących nas – na wielu polach – różnic. Swoją prawdę i szacunek znajdą w nim zarówno obrońcy życia, jak i zwolennicy wolności macierzyńskiego wyboru na każdym etapie. Jedno nie musi z zasady wykluczać, oceniać i poniżać drugiego. Katharsis jest możliwe. Czy tylko w kinie?
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy jeden z ulubionych reżyserów robi nowy film, często towarzyszy temu mieszanka ekscytacji i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones