Recenzja filmu

Biała sukienka (2003)
Michał Kwieciński
Paweł Małaszyński
Izabela Dąbrowska

Filmy o religii skazane na niepowodzenie?

Film "Biała sukienka" obejrzałam po raz pierwszy jakiś rok temu. Jakość taśmy nie była najlepsza - ot, kaseta pożyczona od kumpla, który w pośpiechu wziął pierwsze pod ręką VHS, bo jego babcia
Film "Biała sukienka" obejrzałam po raz pierwszy jakiś rok temu. Jakość taśmy nie była najlepsza - ot, kaseta pożyczona od kumpla, który w pośpiechu wziął pierwsze pod ręką VHS, bo jego babcia lubi cykl "Święta polskie", a akurat miała gdzieś wyjść. Chcąc nie chcąc, kolega "kopiował" z telewizji publicznej film i oglądał go, bo przecież trzeba było wiedzieć, kiedy wyłączyć. Poza tym, jak mi sam później opowiadał, i tak nie miał nic lepszego do roboty. Miało być nudno, smętnie, typowo babcinie. No, ale nie było... I w ten oto sposób kaseta zaczęła "krążyć". Wreszcie trafiła do mnie. Filmy religijne nie należą do łatwych. Albo porażają nas mnogością środków wyrazu, zachwycają, albo wprost przeciwnie - nudzą i sprawiają, że czujemy się w pewien sposób oszukani tym, co zobaczyliśmy. Ale skutek obu postaw jest zawsze taki sam - obojętność. A to chyba najgorszy ze stanów, jaki może dotknąć człowieka. Doskonale pamiętam dyskusje, jakie toczyły się i pewnie toczą wokół "Pasji". A może warto Go poszukać nie w wielkiej amerykańskiej produkcji, ale w krótkim, polskim, niskobudżetowym filmie? "Biała sukienka" to film o typowym polskim miasteczku, w którym trwają przygotowania do Bożego Ciała. A na ich tle wiele większych i mniejszych tragedii: spalona sukienka dziewczynki, która miała sypać kwiatki, brak sprawnego mikrofonu w parafii i trochę wstawiony kościelny. Ale zamiarem reżysera było, moim zdaniem, nie ukazanie, że każde przygotowania w polskim Kościele kończą się tak, a nie inaczej, ale obrazu ludzi, którzy w tej sytuacji starają się pomóc i tych, którzy ciesząc się z cudzego nieszczęścia "wietrzą" coś dla siebie. To my - Polacy. I nie obrażam tu nikogo, tak już po prostu jest, nie tylko w naszym kraju. Do tego dochodzi wspaniała podróż dwóch młodych ludzi. Jeden przeżył osobistą tragedię, drugi jest księdzem. Konwersacja, którą prowadzą, jest prosta i rzeczowa, a dotyczy przecież tak ważnych spraw w ludzkim życiu. Nie ograniczam tu jej tylko do Boga katolickiego. To jest wykładnia duchowości o wiele szerzej pojętej, nie tylko religii, wiary, ale poszukiwań człowieka i jego otwarcia na transcendencję. Nie oszukujmy się, każdy z nas, nawet, jeśli uważa, że jest ateistą, poszukuje czegoś. Gdzie to znaleźć? Mnie pomógł właśnie ten film. Damian i Maciek mieli poważny wypadek samochodowy. Damian modlił się o Maćka i prosił go, aby ten też zwrócił się do Boga. I stał się cud... I choć Maciejowi trudno było uwierzyć, jak i pewnie niejednemu widzowi, w taką historię, ksiądz Damian powiedział wspaniałe, piękne słowa: "Możesz nie wierzyć, ale pewien to ty już nigdy nie będziesz". Te słowa są skierowanie nie tylko do bohatera filmowego, ale także do nas. Myślę, że tym filmem nie trzeba się zachwycać. Jego trzeba po prostu przeżyć. I to wystarczy, by zrozumieć mistrzostwo "Białej sukienki" i pojąć, że filmy religijne nie są skazane na niepowodzenie. Tylko od nas zależy, czy mają sens.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones