Recenzja filmu

Big Short (2015)
Adam McKay
Christian Bale
Steve Carell

Ekonomia dla żółtodziobów

Twórcy filmu dość szybko zorientowali się, że kryzys gospodarczy Stanów Zjednoczonych jest niezbyt przystępnym do opowiedzenia tematem. Sama ekonomia, która dla przeciętnego Kowalskiego (a może
"Big Short" nie porywa bez pamięci. Nie wciska w fotel. Nie wyciska łez. Nie mierzy wysoko. W większości przypadków zwiastowałoby to nieuchronną katastrofę. W większości, ale nie tu. Paradoksalnie bowiem to największe zalety tej produkcji. Niewiarygodne? A jednak. Wszystko to za sprawą oryginalnego podejścia do tematu i nowatorskiej realizacji filmu, którego reżyser, Adam McKay, za wszelką cenę stara się, abyśmy nawet na chwilę nie zapomnieli, że jesteśmy w kinie i oglądamy seans. Używa różnych środków – od prostych cięć montażowych i rysunków na ekranie, po stopklatki, w których bohaterowie zwracają się bezpośrednio do nas. Efekt jest powalający.



Twórcy filmu dość szybko zorientowali się, że kryzys gospodarczy Stanów Zjednoczonych jest niezbyt przystępnym do opowiedzenia tematem. Sama ekonomia, która dla przeciętnego Kowalskiego (a może raczej Smitha) bywa niekiedy istną czarną magią, wymaga trzymania ręki na pulsie i zabrania oderwania się od przyziemnej szarej rzeczywistości. Jeden z bohaterów uspokaja nas jednak już na samym początku, w momencie, gdy liczba pojęć, których nie rozumiemy, zdążyła być większa niż minut, które upłynęły od początku seansu. "Skomplikowane, co? Zaczynasz się czuć znużony albo głupi. Cóż… o to właśnie chodzi. Wall Street lubi używać skomplikowanych terminów, żebyście myśleli, że tylko oni mogą się tym zajmować."

I właśnie tego typu wypowiedzi sprawiają, że nagle czujemy się pewniej. Uspokajamy się, że producenci nie zostawili nas na lodzie, że pomogą nam przejść przez grząski grunt skomplikowanych zawiłości gospodarki i bankowości. Z pomocą przychodzą nam… celebryci. Margot Robbie pijąca szampana podczas kąpieli, Anthony Bourdain przyrządzający owoce morza, czy Selena Gomez grająca w pokera – to oni tłumaczą nam jak dzieciom, czym są obligacje lub jak banki wzbogacają się na naszej głupocie. Ten zabieg to błyskotliwe wizjonerstwo, jakich mało obecnie w kinematografii.


Adam McKay nie skupia się jednak tylko i wyłącznie na dokształcaniu nas z ekonomii. Pierwsze skrzypce w jego filmie cały czas gra rozbudowana fabuła, składająca się z trzech luźno powiązanych historii. Największymi plusami scenariusza są bezpośrednia ironia i droczenie się z widzem, które denerwuje nas jednocześnie malując uśmiech na naszej twarzy. Opowieść splata wątki outsiderów, którzy przewidzieli pierwsze w historii zawalenie się rynku nieruchomości. Obserwujemy poczynania Michaela Burry’ego (Christian Bale) - aspołecznego analityka relaksującego się przy bębnieniu w perkusję, wybuchowego Marka Bauma (Steve Carell), który ma w nosie takt i etykietę, a także dwóch żółtodziobów, którzy pod okiem emerytowanego inwestora, Bena Rickerta (Brad Pitt) próbują dostać się na Wall Street. Ich poczynania w żadnym wypadku nas nie nudzą, dostarczają rozrywki na naprawdę wysokim poziomie.

Od strony stricte technicznej "Big Short" to dopracowany z najmniejszymi drobiazgami ewenement. Prym wiedzie tu bezbłędny montaż, wykorzystujące szybkie przejścia, liczne stopklatki, fenomenalnie splatający wszystkie sceny. Na uwagę zasługuje także szeroki repertuar ścieżki dźwiękowej, łączący różne style muzyki, który idealnie wkomponowuje się w wymowę produkcji. Całokształt tworzy niepowtarzalny twór, wprowadzający dużą świeżość do nowoczesnego typu produkcji filmów. Z pewnością warto się z nim zapoznać.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W jednej z początkowych scen "Big Short" nieskończone słupki liczb –sum pożyczek, rat i spóźnionych dni... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones