Recenzja filmu

Boogie Nights (1997)
Paul Thomas Anderson
Mark Wahlberg
Julianne Moore

Ostatnie lata różowego świata

Niech podniesie rękę chociaż jedna osoba, która nigdy w życiu nie oglądała filmu pornograficznego. Podejrzewam, że nawet najbardziej zagorzały konserwatysta przynajmniej raz w swoim przykładnym
Niech podniesie rękę chociaż jedna osoba, która nigdy w życiu nie oglądała filmu pornograficznego. Podejrzewam, że nawet najbardziej zagorzały konserwatysta przynajmniej raz w swoim przykładnym życiu miał do czynienia z tym wątpliwym gatunkiem filmowym. Albo któż z nas nie zastanawiał się, jak wygląda taki film "od kuchni" albo nie wybiegał w swoich fantazjach, żeby zagrać w takich filmach i legalnie "zaliczać" cycate gwiazdki porno. Ale już zapewne niewielu marzyło, żeby stanąć za kamerą takiej produkcji, chociaż postać reżysera dla wielu w takich produkcjach wydaje się zbędna. A jednak. Takie marzenie miał, jako dziecko Paul Thomas Anderson, kiedy codziennie mijał drzwi budynku wytwórni filmów porno w Kalifornii. Na szczęście jednak reżyser podjął się realizacji o wiele ambitniejszych filmów i, jak historia pokazała, wychodzi mu to nad wyraz dobrze. Fascynacja z dzieciństwa jednak pozostała i w 1988 Anderson nakręcił krótkometrażowy "The Dirk Diggler Story" luźno bazujący na historii autentycznej postaci gwiazdora porno Johna Holmesa. Stworzona przez Andersona postać Dirka Digglera doczekała się dziewięć lat później rozszerzenia w jego drugim pełnometrażowym profesjonalnym filmie zatytułowanym "Boogie Nights". Główną postacią graną przez Marka Wahlberga jest Eddie Addams. Siedemnastoletni chłopak bez większych perspektyw i planów na życie, ale za to hojnie obdarzony przez naturę walorami fizycznymi. Walory te zauważa przypadkowo Jack Horner, w świetnej kreacji Burta Reynoldsa – ambitnego reżysera i producenta filmów porno, który natychmiast proponuje mu współpracę otwierając przed nim drzwi do przybytku seksu i wszelkich uciech cielesnych. Chłopak występując w swojej pierwszej scenie rozbieranej, dzięki pokaźnym rozmiarom swojego przyrodzenia i niespożytej energii seksualnej, szybko zdobywa popularność, uznanie i przede wszystkim pieniądze. Przyjmuje nawet pseudonim artystyczny – Dirk Diggler. Wszystko układa się jak najlepiej, jednak sielanka nie trwa zbyt długo. "Boogie Nights" jest klimatyczną, niezwykle barwą i ilustrowaną niesamowitą muzyką z tamtego okresu, opowieścią rozgrywającą się na przełomie lat 70. i 80. Jest to okres niezwykle ważny dla przemysłu pornograficznego, ponieważ z ciemnych sal kinowych przeniósł się do zacisza domowego na odtwarzacze kaset video. Zarazem jest to okres smutny, ponieważ razem z erą wideo i rozpowszechnieniem tego typu produkcji nastał czas amatorów. Porno biznes stracił coś na swoim, jeśli można tak powiedzieć, uroku, a zyskał niestety na bylejakości. Nastał kryzys i nie wszyscy potrafią się w nim odnaleźć. Widzimy to dokładnie w filmie z punktu widzenia każdego bohatera, każdy odczuwa to na swój sposób. Każdy ma swoje wzloty i upadki i problemy, z których najważniejszy to trudność w odnalezieniu się w normalnym świecie, bo nie łudźmy się, nie jest to do końca zdrowy świat . To co dla nich jest chlebem powszednim, dla nas zwykłych śmiertelników jest nie do przyjęcia, dla wielu nawet skojarzenia nasuwają się z prostytucją. Czy można, zatem mówić tutaj o aktorstwie? Reżyser świetnie opisuje mechanizmy i prawa, jakimi rządzi się to, trzeba przyznać, dosyć hermetyczne środowisko, nie bawiąc się w rozdzielanie, co jest złe, a co dobre. Tak jak reżyser jesteśmy tylko obserwatorami i ale wnioski wyciągamy już sami. Paul Thomas Anderson w ponad dwu i pół godzinnym filmie z wyczuciem opowiada wielowątkową historię, przeplatając między sobą historie wielu postaci, nie tracąc przy tym ani tempa, ani płynności akcji. Już w pierwszym genialnym, ponad trzyminutowym ujęciu Anderson przedstawia nam wszystkie postacie, które pojawiają się w filmie. Tutaj pokłony należą się Robertowi Elswitowi, autorowi zdjęć, który został stałym współpracownikiem Andersona przy jego kolejnych filmach. Później jest już tylko lepiej. Film może się pochwalić świetnym aktorstwem, od postaci pierwszoplanowych do tych z dalszego planu, reżyserowi udało się zebrać na planie plejadę gwiazd. Zachwyca Mark Wahlberg, który obecnie należy do najbardziej drewnianych aktorów, świetny powrót Burta Reynoldsa, ciekawe kreacje stworzyli również Julianne Moore, Philip Seymour Hoffman, Johna C. Reilly, którzy należą do ulubionych aktorów reżysera bowiem można ich zobaczyć w późniejszej "Magnolii". "Boogie Nights" to drugi film Paula Thomasa Andersona, jaki dane mi było oglądać i należy on do tych największych dzieł reżysera. Przyznam szczerze, że już przy pierwszym kontakcie z "Magnolią", która zachęciła mnie do dalszego zgłębiania twórczości reżysera, zachwyciłem się jego talentem i od tamtej pory oceniam go na równi ze Stanleyem Kubrickiem czy Martinem Scorsesem, jednym słowem wpisał się na stałe do listy moich ulubionych twórców. Ten facet to geniusz. "Boogie Nights" tylko upewniło mnie w tym przekonaniu. To prawdziwa uczta dla oka, wystarczy przypomnieć pierwszą scenę Dirka Digglera, w której dużej mierze kamera skupia się na przewijającej taśmie filmowej, na klatkach której uwieczniany jest debiut Eddiego, czy wspomniane już przeze mnie ujęcie wprowadzające. Takich smaczków mógłbym jeszcze wymienić sporo, ale lepiej to obejrzeć i przekonać się samemu. Arcydzieło.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Eddie Addams ma jedną, niezaprzeczalną zaletę: został niezwykle hojnie obdarzony przez naturę. Nie wie... czytaj więcej
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych amerykański reżyser Paul Thomas Anderson podjął się nakręcenia... czytaj więcej
Kilka lat temu natrafiłem na zestawienie statystyczne, z którego wynikało, że prawie 70 procent... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones