Recenzja filmu

Bullitt (1968)
Peter Yates
Steve McQueen
Robert Vaughn

Są gliniarze źli i dobrzy. I jest Bullit

Dla filmu policyjnego niewątpliwie najlepszym okresem był przełom lat 60. i 70. Powstały wtedy takie niekwestionowane arcydzieła, jak "Blef Coogana" i "Brudny Harry" Siegela, "Bullitt" Yatesa czy
Dla filmu policyjnego niewątpliwie najlepszym okresem był przełom lat 60. i 70. Powstały wtedy takie niekwestionowane arcydzieła, jak "Blef Coogana" i "Brudny Harry" Siegela, "Bullitt" Yatesa czy chyba najlepszy z nich – "Francuski łącznik" Friedkina. Charakterystyczną cechą wszystkich tych produkcji był główny bohater – samotny policjant, niestroniący od przemocy i nielegalnych działań, dla którego liczyło się tylko rozwiązanie zagadki i doprowadzenie sprawy do końca, nieważne jakimi metodami. Przypominał on "jeźdźca znikąd", którego wykreował Clint Eastwood, przenosząc niejako tę postać do nieprzyjaznego labiryntu metropolii i współczesnej cywilizacji. W każdym z tych filmów bohater musiał stawić czoła wszechobecnej korupcji, opieszałej biurokracji i wiernym paragrafom przełożonym. W finale klasycznego filmu policyjnego często dochodziło do samosądu, który ostatecznie zacierał cienką granicę między policjantem a kryminalistą. Do realizacji "Bullitta" doszło ze względu na inicjatywę Steve'a McQueena, którego w powieści Roberta Pike'a zaintrygowała ciekawa fabuła z samotnym bohaterem muszącym zmierzyć się z przeciwnościami śledztwa. Nie bez znaczenia była zapewne możliwość zrealizowania kilku popisowych pościgów samochodowych – McQueen był wielkim fanem wyścigów i sportowych wozów. Gwiazdor powierzył więc reżyserię Peterowi Yatesowi, który miał już na koncie jeden kryminał – "Napad" z 1967 roku  i wspólnie zabrali się za realizację, jak się później okazało, jednego z najważniejszych filmów nurtu kina policyjnego. Porucznik Frank Bullitt (Steve McQueen) zostaje oddelegowany do ochrony świadka, który ma obciążyć zeznaniami mafię. Wraz z dwoma partnerami pilnuje go na zmianę w hotelowym pokoju. Ktoś jednak dowiaduje się o miejscu ukrycia świadka, następnie włamuje się i z zaskoczenia zabija, raniąc chroniącego go policjanta. Bullitt przyciśnięty do muru, musi poprowadzić sprawę na własną rękę. Intryga filmu jest zajmująca. Oferuje ponadto kilka ciekawych i zaskakujących zwrotów akcji. W centrum cały czas pozostaje postać Franka, którą brawurowo odtwarza McQueen, poszerzając wizerunek samotnego policjanta o wewnętrzne dylematy i rozdarcia. Obcując na co dzień ze zbrodnią i przemocą, powoli przesiąka złem. Metody działania zbliżają go niekiedy do bezwzględności osób, które zobowiązany jest ścigać – to właśnie postać Bullitta sprawia, że film na długo zapada w pamięć. Nie do przecenienia jest popisowa sekwencja samochodowego pościgu. Może ona śmiało konkurować z najwybitniejszymi dokonaniami kinematografii na tym polu – sceną z "Francuskiego łącznika" czy "Mad Maxa". Na początku rozgrywa się pośród uciążliwych ulic San Francisco, później już poza miastem, gdzie samochody mogą rozwinąć pełną prędkość. Scena ta, w znacznym stopniu ze względu na nagrodzony Oscarem montaż Kellera, posiada znakomicie dawkowaną dramaturgię. Popisowym i pomysłowym zastosowaniem możliwości montażu jest również końcowa akcja rozgrywająca się na lotnisku. "Bullitt" w znacznej mierze przyczynił się do konsekwentnie budowanej legendy McQueena. Przez większość filmów pozostawał on małomównym twardzielem, którego od słów bardziej określają czyny. Mimo że wielokrotnie powracał do tego wizerunku, to właśnie w "Bullicie" zyskał swój najpełniejszy wymiar. Film oczarowuje sugestywnym klimatem, świetną dramaturgią i rzetelnym aktorstwem. Płynnie wtapia się w klasyczne filmy policyjne, który to nurt owocnie i w nowatorski sposób współtworzył. Krótko mówiąc - należy znać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones