Recenzja filmu

Cały ten zgiełk (1979)
Bob Fosse
Roy Scheider
Jessica Lange

Po prostu cały ten jazz

"Cała ta praca. Cały Ten Zgiełk. Cały Ten ból. Cała ta miłość Cały Ten zwariowany rytm, Po prostu cały ten jazz".   Musicali nigdy nie traktowałem poważnie. Pamiętam, jak ze swoją dziewczyną
"Cała ta praca. Cały Ten Zgiełk. Cały Ten ból. Cała ta miłość Cały Ten zwariowany rytm, Po prostu cały ten jazz".   Musicali nigdy nie traktowałem poważnie. Pamiętam, jak ze swoją dziewczyną śmiałem się z "Grease", jak razem płakaliśmy ze śmiechu z tańca Travolty. Owszem, "Hair" Formana pokazał mi, że musical to nie tylko taniec, ale dopiero "Cały ten zgiełk" wielkiego Boba Fosse'a sprawił, że po seansie analizowałem film, interpretowałem go. Ale od początku. "Cały ten zgiełk" oparty jest na życiorysie reżysera, Boba Fosse'a. Opowiada historię jego wzlotów i upadków. Pościg za perfekcją. To w pewnym sensie film o autodestrukcji, o osławionym "wyścigu szczurów". Joe Gideon (genialny Roy Scheider grający samego Boba Fosse'a) jest cenionym na całym świecie reżyserem, scenarzystą i choreografem. W zawodzie jest perfekcjonistą, ale w życiu osobistym jest kompletnym zerem, dnem. Jako ojciec jest dla swojej córki wiecznie nieobecny. Potrafi tylko składać obietnice, z których i tak wiadomo, że się nie wywiąże. Z uczuciami kobiet kompletnie się nie liczy (aby zaliczyć panienkę, przepuszcza niektóre w trakcie castingu). Ale nie jest to postać całkowicie zła. Widać, że kocha swoją córkę i byłą żonę. Po prostu pracę przekłada ponad życie osobiste. Kobiety zresztą są ważnym składnikiem jego życia. Nie potrafi bez nich żyć. Bez nich i bez seksu. Jest to nawet widoczne w jego sztukach. Mimo to jest w nim coś, co sprawia, że kobiety zabiegają o niego, choć widzą, że je zdradza. Jego była żona, Audrey, mimo że nie ma wątpliwości, że ich związek jest skończony, zawsze jest gotowa mu pomóc. Ulega mu. A jego dziewczyna Katie, mimo że nakryła go w łóżku z inną (pewnie nie pierwszy raz), jest mu wierna i wybacza mu. Tajemniczą osobą jest, grana przez Jessicę Lange, Angelique. Ale o niej wolę nie pisać. Jest to jeden z tych elementów filmu, który każdy interpretuje na swój sposób i każdy musi do tego dojść sam. Cały film został nakręcony w sposób dość niecodzienny. Fabuła nie jest poskładana jak w innych produkcjach, jest bardziej zawiła, prawie jak u Lyncha. Ale jeśli ogląda się go uważnie, nie powinno być problemu ze zrozumieniem. Ciekawym zabiegiem są sceny pokazywane jednocześnie. Pamiętacie ostatnie sceny "Ojca chrzestnego"? Kiedy bohater grany przez Ala Pacino, podczas chrztu wyrzeka się grzechu, a w tym samym czasie dokonywane są zlecone przez niego morderstwa? Tu jest podobnie, tyle że nie jest to pokazane w sposób dosłowny. Wielu scen nie należy interpretować w sposób dosłowny. I na tym polega geniusz Fosse'a jako reżysera i scenarzysty. Słyszałem zarzuty o kiczowatości niektórych scen. Kicz zawsze kojarzył mi się z De Palmą czy Burtonem, a w tym przypadku mamy do czynienia z całkiem innym rodzajem tegoż kiczu. Bo patrząc na chociażby ostatnią scenę (genialną swoją drogą), ciężko tego nie zauważyć. Niektórym to się nie podoba, mi to pasuje. Pisząc o tym filmie, ciężko nie zwrócić uwagi na wybitną kreację Roya Scheidera (Szeryf Brody, jakby ktoś nie wiedział). Aktor ten pod okiem Fosse'a wzbił się na swoje wyżyny. Jego rola była diabelnie trudna (sam Roy mówił, że potrzebował dużo czasu, aby znów coś zagrać, tak go wyczerpała ta rola). Przed rozpoczęciem zdjęć musiał przejść wyczerpujące szkolenie nauki tańca i śpiewu. Wyszło genialnie. Wspomniana już ostatnia scena filmu wprawia w zachwyt. Roy niesie nas ze sobą, widz ma wrażenie, że jest na koncercie i sam Roy Scheider stoi obok niego i śpiewa i tańczy. Nie jestem znawcą muzyki, nie mam pojęcia, czy ktoś fałszuje, czy nie (no chyba, że aż do bólu), ale w przeciwieństwie do również nagrodzonej nominacją do Oscara roli Deppa z "Golibrody", po przesłuchaniu oryginalnych piosenek, nie odczuwam, żeby Roy śpiewał gorzej. Ba, w niektórych momentach nawet lepiej. Ale poza śpiewem Roy musiał oddać trudny charakter swojego bohatera. Musiał przedstawić całą gamę uczuć, jakie czuł Gideon. Genialnie pokazał wyrzuty sumienia nękające go w szpitalu. Oczy. Tam to się rozgrywa. I nie chodzi o łzy, tylko spojrzenie. Pamiętacie legendarną rolę De Niro z "Łowcy jeleni" (którą notabene miał zagrać właśnie Scheider, tylko miał w kontrakcie umowę na sequel "Szczęk")? Roy pokazał to równie przekonująco. Świetnie panuje nad swoim głosem (widać, że dykcję ma świetną). Fakt, ekspresyjnie gra bardziej ciałem niż głosem, ale w wielu scenach pokazał, że i doskonała gra głosem nie jest dla niego problemem. Bogu dzięki, że Richard Dreyfuss (kumpel ze "Szczęk") po zdjęciach początkowych zrezygnował z tej roli, bo nie wierzę, żeby zagrał równie dobrze. O piosenkach już trochę powiedziałem, ale nie zaszkodzi powiedzieć coś więcej. Cóż zdecydowanie najlepszym utworem jest ten końcowy. Chodzi oczywiście o "Bye Bye Life". W wykonaniu Scheidera, w połączeniu z genialną reżyserią i choreografią robi wrażenie. Fakt, jest tu obecny kicz, o którym wspominałem na początku, ale nie jest to takie tandetne jak wyczyny Travolty w "Grease". Fosse miał wizję, którą od początku do końca konsekwentnie realizował. Wyśmienite są układy taneczne. Przede wszystkim ten najbardziej odważny. Znakomity układ, seksowny, dziki, ostry, oparty na świetnej muzyce. Nawet na gościu, któremu słoń przydeptał ucho, zrobi to niemałe wrażenie. To nie jest łatwy film. Wszelkie wypady do ubikacji są zabronione, ponieważ naprawdę trzeba uważnie oglądać, aby wszystko zrozumieć. Bo wybitną rolę Roya doceni każdy, kto obejrzy chociaż jedną scenę z jego udziałem, ale aby ocenić Fosse'a, trzeba się skupić i w niedługim czasie obejrzeć film jeszcze raz. Mimo że nie oglądałem zbyt wielu musicali, to z czystym sumieniem polecam każdemu to arcydzieło sztuki filmowej. Choć uprzedzam: nie każdemu musi się spodobać. Ja jestem zachwycony. Dawid Waszewski
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones