Recenzja filmu

Chłopiec i czapla (2023)
Hayao Miyazaki
Soma Santoki
Masaki Suda

Labirynt i fauna

Wprawdzie "Chłopiec i czapla" nie sięga maestrii dzieł Miyazakiego z przełomu tysiącleci, jednak zdaje się jego najbardziej osobistym i najambitniejszym projektem.
Labirynt i fauna
Ci, których nie do końca usatysfakcjonowało pożegnanie Hayao Miyazakiego z kinem, jakim miał być pozbawiony pierwiastka fantastycznego "Zrywa się wiatr", chyba mogą odetchnąć z ulgą. Mistrz anime wraca do krainy bogów, do świata na pograniczu rzeczywistości i wyobraźni. Wprawdzie "Chłopiec i czapla" nie sięga maestrii dzieł Miyazakiego z przełomu tysiącleci, jednak zdaje się jego najbardziej osobistym i najambitniejszym projektem – wzorcowym dziełem późnym, lecz dalekim od starczych tautologii i autopastiszy, summą, a być może i (tym razem naprawdę) artystycznym testamentem.



Wyczekiwany dziesięć lat film rozpoczyna niezwykle dramatyczna scena, stanowiąca najpewniej jedno z pierwszych wspomnień samego reżysera: bombardowane podczas drugiej wojny światowej japońskie miasto stające w okamgnieniu w płomieniach. Miyazaki, potęgując własne przeżycia, już na początku zrzuca na swego bohatera, 11-letniego Mahita, serię bomb. Te dosłowne zabierają chłopcu ukochaną matkę. Kolejne uderzenia to szereg zmian, które w obliczu traumy i osamotnienia burzą stabilność dziecięcego świata. Chłodny ojciec Mahita poślubia swoją szwagierkę i razem wyprowadzają się do jej rodzinnej, wiejskiej posiadłości, zamieszkiwanej również przez grono leciwych i osobliwych pokojówek. 

W życiu Mahito nagle wszystko staje się nowe i obce: ojca zajmującego się wojskową inżynierią lotniczą coraz bardziej pochłania praca, macocha spodziewa się dziecka, a w nowej szkole kontakty z rówieśnikami nie układają się pomyślnie. Nieprzepracowana żałoba i tocząca się wokół wojna tylko intensyfikują trudności z przystosowaniem się do nowego (nie)ładu. Bagaż doświadczeń i ekspresja roztrzaskanego poczucia bezpieczeństwa introwertycznego Mahita nasuwał mi skojarzenia z sytuacją dwóch dziecięcych bohaterek kina hiszpańskiego: Any z "Nakarmić kruki" i Ofelii z "Labiryntu fauna". Tak jak one, w procesie przeżywania traum chłopiec zdany jest głównie na swoją wyobraźnię. Nowy dom, pełen śladów po dorastającej tam niegdyś matce, tajemnicza, opuszczona wieża po sąsiedzku oraz natrętny tytułowy ptak o ludzkim głosie i nie do końca jasnych zamiarach sprawiają, że poszukujący odpowiedzi Mahito – niczym Alicja z powieści Lewisa Carrolla – trafia do dziwnego, onirycznego świata poza czasem i przestrzenią.

Labiryntową krainą rządzi logika snu. Czaple nie są tym, czym się wydają, upiorne pelikany nie bez powodu połykają bezbronne dusze, a armia wielkich papug-ludożerców wprowadza kafkowską wręcz aurę. To być może najbardziej surrealistyczny pod względem kreacji ekranowej rzeczywistości film Miyazakiego. Równoległy, baśniowy świat pełen fantastycznych istot? Zaświaty, w których żywi przenikają się ze zmarłymi i nienarodzonymi? Imaginarium podświadomości, gdzie zderzają się odpryski traum Mahita i ludzkości pogrążonej w wojnie? 

W zasadzie wszystkie odpowiedzi są prawdziwe. Reżyser utkał tak gęstą i kalejdoskopową sieć symboli oraz psychoanalitycznych tropów, że z pewnością wpłynie to na mieszany odbiór filmu przez widownię, w różnym stopniu zaznajomioną ze stylem animatora. Trudno zaprzeczyć, że ekscesy i intelektualna ambicja Miyazakiego osłabiają i przytłaczają dynamikę narracji w drugiej połowie opowieści. Punkt kulminacyjny nie daje emocjonalnego spełnienia w stopniu, jakiego można było oczekiwać po tak intrygująco nakreślonych światach i wątkach, zwłaszcza mając w pamięci doskonały rytm "Spirited Away". A mimo to próba introspektywnego i z ducha modernistycznego spojrzenia w głąb siebie, jaką "Chłopiec i czapla" niewątpliwie jest, nie zapada się pod własnym ciężarem. Miyazaki dokłada koleje klocki do momentami chybotliwej wieży, wierząc jednak w publiczność i interpretacyjny potencjał swojego dzieła. Początkowe przytłoczenie i wrażenie balansowania na granicy pretensjonalności w moim przypadku ustąpiły miejsca podziwowi. 

Wychodząc z kina, pomyślałem, że mistrz anime tym razem łapie zbyt wiele srok – a właściwie wszelkiej maści ptaków – za ogon; że choć film jest przejmujący, spójny i oszałamiający wizualnie, otworzonych zostało zbyt wiele drzwi, że padło zbyt wiele obietnic. Lekki przesyt i niedosyt jednocześnie. Film okazał się jednak tekstem wspaniale dojrzewającym. Wraz z naturalnie przychodzącą refleksją ujawniały się kolejne warstwy i niuanse opowieści oraz zapisane w niej metafory, trudne do przyswojenia w czasie dynamicznego seansu. Obraz pracował na swój kształt jeszcze długo po obejrzeniu. 

Ostatecznie "Chłopiec i czapla" to znacznie więcej niż pacyfistyczna i na poły autobiograficzna historia przyspieszonego dorastania w cieniu traum i tęsknot. Film można czytać także w kluczu autotematycznym. Jego transcendentna kraina, nad którą unosi się widmo końca, nieprzypadkowo czerpie z wcześniejszych światotwórczych dokonań reżysera. Być może demiurg Miyazaki w dekadenckim i górnolotnym stylu chciał po prostu (o)powiedzieć wszystko, co mu w duszy grało, mimowolnie podsumowując swoją twórczość. Warto jednak wysłuchać tego głosu do końca. Wprawdzie nestor japońskiej animacji po raz pierwszy od dawna nie zapowiada emerytury – snując wręcz plany na kolejny film – ale melancholijna odyseja Mahita może się okazać faktycznym pożegnaniem Miyazakiego ze zrodzonymi jego umysłem i rękami ekranowymi światami. Spuścizną, którą – co zdaje się wiedzieć sam reżyser – trudno będzie kontynuować.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones