Recenzja filmu

Demon salsy (2014)
James Griffiths
Nick Frost
Rashida Jones

You Make Me Feel Like Dancing

Budzicie się rano u boku swojej miłości. Spoglądacie na jej mieniące się promieniami wschodzącego słońca rumiane lica. Uśmiecha się anielsko. Trochę to dziwne, bo wczoraj delikatnie się
Budzicie się rano u boku swojej miłości. Spoglądacie na jej mieniące się promieniami wschodzącego słońca rumiane lica. Uśmiecha się anielsko. Trochę to dziwne, bo wczoraj delikatnie się "poprztykaliście". Kilka chwil później przynosi wam do łóżka śniadanie i… już w kościach czujecie, że coś się kroi. Jeszcze nie wiecie, co dokładnie, ale po takim poranku nie może to być nic dobrego. Przed wyjściem do pracy całuje was namiętnie. Osiem godzin w biurze upływa na nieustannym zerkaniu w stronę zegara wiszącego na ścianie i oczekiwaniu tego, co wydarzy się po powrocie do mieszkania. Z niepokojem i strachem w oczach otwieracie drzwi. Zapachy docierające z kuchni zwiastują jedno – wystawna kolacja już czeka, a to - wbrew pozorom – bardzo zły znak. W duchu przygotowujecie się na najgorsze. Zasiadacie przy stole i drążącą ręką sięgacie po szklankę wody – z nerwów zaschło wam w gardle. Wtedy luba wypowiada zdanie, które sprawia, że wypuszczacie sztućce z rąk. "Zapisałam nas na kurs tańca" – i jakby całe życie stanęło wam przed oczyma. Próbujecie jakoś się bronić, ale wizja, jaką roztacza ta jedna sentencja, okazuje się na tyle paraliżująca, że nawet trzy litery składające się na "NIE" grzęzną bezwiednie w gardle. Wasz wzrok zastyga na talerzu gdzieś pomiędzy kawałkiem pieczonej kaczki a porcją żurawiny – tę partię życiowych szachów ze swoją piękniejszą i inteligentniejszą połówką przegraliście z kretesem.

Po pierwsze, żeby była jasność, Panowie. Żadnemu z nas takiego dnia nie życzę. Brrrr. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Ale nie ma się też co zbytnio oszukiwać – nieszczęścia chodzą po ludziach i kto wie, być może pewnego razu zapukają do naszych drzwi. Co zaś do was, drogie Panie, to miejcie świadomość, że zrobimy wiele, bardzo wiele, ba praktycznie spełnimy dowolną zachciankę wyszeptaną przez wasze usta, by tylko uniknąć wprowadzenia wspomnianego scenariusza w życie. Cały weekend na zakupach w centrum handlowym – ależ oczywiście, przecież każdy facet o tym pokątnie marzy. Wizyta najcudowniejszej teściowej? Kto by się nie cieszył z takiego spotkania? Pranie, sprzątanie, gotowanie? Czego tylko sobie zażyczycie najdroższe wybranki naszych serc - wszystko byle nie ten nieszczęsny taniec.

Bruce urodził się w baletkach. No może nie dosłownie, ale taniec od dziecka miał we krwi. Kiedy inni grali w piłkę on pędził na treningi. Konkurs za konkursem, zawody za zawodami, trofeum za trofeum mozolnie wspinał się na taneczny Olimp, na którego szczycie wbita została flaga z dumnie powiewającym jednym słowem – salsa. Tę wyśmienicie zapowiadająca się karierę przerwało na pozór niewinne wydarzenie. Oto bowiem przed kluczowymi zawodami grupka zawistnych gamoni dorwała młodego mistrza w trzewikach, spuściła mu łomot i wyśmiała przy okazji jego największą miłość, sugerując, iż to hobby niegodne prawdziwego mężczyzny.

Spójrzmy prawdzie w oczy: zakwestionowanie męskości złamałoby najtwardszego macho, a co dopiero takiego młokosa jak Bruce. Chłopak zawiesił więc buty na kołku i zupełnie zerwał z dawnym życiem. Będąc już dorosłym mężczyzną, swój skrawek świata znalazł przy… tokarce, a dokładniej w firmie zajmującej się projektowaniem ciężkiego sprzętu. Jednak dawna pasja przypomni o sobie, gdy w korporacji pojawi się nowa piękna przełożona rozkochana w latynoskim tańcu…

Wchodząc na zajęcia prowadzone przez duet James GriffithsJon Brown, trzeba być świadomym jednego: zaproponowany przez nich ekranowy układ choreograficzny stanowi doskonale znany widzom schemat. Na próżno szukać na tym parkiecie jakiś zaskakujących obrotów, niespodziewanych kroków czy ekwilibrystycznych piruetów z partnerką u boku. Wszystko toczy się wedle sprawdzonej formuły. Bruce zostanie zmuszony do pojedynku na cekiny i zwiewne koszule z przystojniejszym i bardziej przebojowym kolegą z pracy o serce ukochanej. Oczywiście po drodze przewartościuje pewne rzeczy i udowodni niedowiarkom, że chcieć równa się móc. Czy to duży problem, że film niczym nie zaskakuje? W końcu lubimy oglądać te same historie za każdym razem podane w lekko zmienionej formie. Głównym determinantem jak zawsze będą nasze oczekiwania. Jeśli Bruce ma nam zapewnić kilka miło spędzonych chwil po całotygodniowej wymianie ciosów z szefem, a do tego lubimy Frosta i brytyjski humor, to "Cuban Fury" spełni swoją misję. W innym przypadku nie obędzie się bez lekkiego rozczarowania. Mimo paru naprawdę zabawnych momentów obrazowi po prostu brakuje lekkości bądź mówiąc językiem salsy – el corazón.

Czym byłaby nauka tańca bez porządnych nauczycieli. Na naszym parkiecie króluje Nick Frost, a przynajmniej bardzo się stara. Aktor, którego przeciętny zjadacz filmowego chleba wskazałby zapewne jako nierozłączna połówkę Simona Pegga, radzi sobie w "Cuban Fury" co najmniej przyzwoicie, choć trudno pozbyć się wrażenia, że filmowi przysłużyłaby się wyjątkowa chemia występująca między tymi dwoma reprezentantami Wysp Brytyjskich. Tym większa szkoda, że Simon dosłownie miga nam ledwie w jednym ujęciu. Sam Nick wydaje się dobrym wyborem do roli poczciwego, trochę zahukanego i niepewnego swych atutów mężczyzny, który w momencie pojawienie się urodziwej niewiasty na horyzoncie zechce zawalczyć o jej względy. Problem polega na tym, że w tej mocno ogranej historii nie do końca ma szansę udowodnić widzom, że dorósł już do dźwigania na swoich barkach ról pierwszoplanowych – patrz uginający się od wyblakłych klisz scenariusz. Za to wszystko ze swojej postaci stara się wycisnąć inny Brytyjczyk - Chris O’Dowd. On z kolei kojarzony przez szerszą publikę z małych epizodów zazwyczaj osadzonych w komediowej stylistyce, tutaj dostaje ciut większe pole do popisu i robi z niego prawidłowy użytek. Nieustannie świntuszący i rzucającego kłody pod nogi Bruce’a bufon Drew prezentuje się tak jak powinien – jako zupełne przeciwieństwo głównego bohatera. Na dalszym planie przemyka zawsze mile widziany na ekranie Ian McShane czy znany ze świetnego "Four Lions" Kayvan Novak, i to jego Bejan nadaje trochę brakującego kolorytu obrazowi.

Wydanie Blu-ray (mowa o edycji amerykańskiej) ląduje w segmencie satysfakcjonującej średniej – nic złego o aspektach technicznych audio i wideo nie można powiedzieć, choć z drugiej strony do ścisłej czołówki też pozostaje pewien dystans. Sferę dodatków tworzy ciąg króciutkich filmików obejmujący m.in. treningi Nicka czy Q&A ze wspomnianym aktorem.

Jak więc ostatecznie sklasyfikować "Cuban Fury"? No cóż… Mając do wyboru kolejny odcinek niekończącej się telewizyjnej opowieści zatytułowanej "Taniec z gwiazdami", a prawdziwą wizytę z ukochaną w klubie i perspektywę dwóch godzin mordęgi pod okiem bezwzględnego, a do tego okrutnie przystojnego latynoskiego instruktora tańca, skuszenie się na spotkanie z Nickiem i spółką może okazać się właściwym wyborem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones