Recenzja filmu

Dick Tracy (1990)
Warren Beatty
Warren Beatty
Charlie Korsmo

Campowy gangster

Na przełomie lat 80. i 90. kinowe ekranizacje popularnych komiksów dopiero raczkowały. Po bardzo dobrze przyjętym przez widzów i krytyków Burtonowskim "Batmanie", pojawiały się próby powtórzenia
Na przełomie lat 80. i 90. kinowe ekranizacje popularnych komiksów dopiero raczkowały. Po bardzo dobrze przyjętym przez widzów i krytyków Burtonowskim "Batmanie", pojawiały się próby powtórzenia jego sukcesu. Takiego zadania podjął się również pamiętny Clyde, czyli Warren Beaty. Nie tylko wyreżyserował, obsadził samego siebie w tytułowej roli, ale również był współautorem scenariusza "Dicka Tracy'ego".

Do pracy nad filmem zaprosił świecące wówczas bardzo jasnym blaskiem gwiazdy:
Ala Pacino, Madonnę i Dustina Hoffmana. Historia nieprzekupnego, odważnego detektywa, walczącego z gangsterskim półświatkiem zdobyła aż trzy Oscary. Każdy, kto obejrzał ten film, skinie twierdząco głową i zgodzi się, że te trzy prestiżowe statuetki słusznie zostały przyznane.

Przejdźmy zatem do meritum, czyli zajrzyjmy do przestępczego komiksowego miasta, w którym dzielny Tracy walczy z wszelkiego rodzaju szumowinami. To, co najbardziej przyciąga wzrok widza, to przede wszystkim zdjęcia i scenografia. Metropolia skąpana jest w palecie kolorów, które mogą spowodować lekki zawrót głowy. Na pierwszym planie wyraziste barwy zielone mieszają się z purpurą i błękitem. W ogólnych ujęciach wygląda to jak obraz namalowany przez najlepszego malarza. Taka konwencja, taki komiks. Trzeba przyznać, że wygląda to bardzo ciekawie. Sama fabuła jest banalna, typowa dla tego typu produkcji i nie ma sensu się w niej zagłębiać.

Podnieśmy zatem kurtynę i odsłońmy coś, co może spowodować szeroki uśmiech i zdziwienie na naszych twarzach. Opowiem Wam teraz o jednej z najbardziej niesamowitych charakteryzacji w historii kina. Dzięki niej gangsterzy są tu celowo przerysowani, campowi do bólu. Ich twarze są niezwykle pozmieniane, pomarszczone, rozciągnięte i wydłużone, a zabawa w zgadywanie, jaki aktor zagrał daną postać, jest przednia. Tytułowy protagonista, detektyw Dick Tracy, jest niestety nijaki, mało charyzmatyczny i mimo swego żółtego ubrania oraz szerokiego kapelusza niezbyt przykuwa naszą uwagę. Dużo lepiej wypada przy nim Kid, mały złodziejaszek, który spycha Warrena Beaty'ego na dalszy plan. Nie mogło oczywiście zabraknąć pięknej kobiety, femme fatale - w tej roli niezła Madonna, która tutaj tańczy, fajnie śpiewa, knuje i podrywa Dicka (swoją drogą trochę niesmacznie może się kojarzyć ta nazwa).

Summa summarum, "Dick Tracy" to dziwny film. Trochę tu kina noir, komedii, a także klimatu podobnego do "Kto wrobił królika Rogera". To produkcja kiczowata, z przeciętnym scenariuszem, ale mimo wszystko urocza. Główna w tym zasługa Ala Pacino, który jak zwykle dał popis aktorskiego kunsztu, udowadniając, że świetnie sobie radzi w komediowym repertuarze, ciekawie parodiując wcześniej zagrane przez siebie postacie gangsterów.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones