Recenzja filmu

Droga do szczęścia (2008)
Sam Mendes
Kate Winslet
Leonardo DiCaprio

Spazmy i co ludzie powiedzą

Zacznę przewrotnie od ostatniej sceny filmu, która jest moim zdaniem kluczowa. Nie zdradzę szczegółów, ale podkreśla ona wydźwięk całości, który jest taki: zawsze trzeba wybrać, czy żyjemy dla
Zacznę przewrotnie od ostatniej sceny filmu, która jest moim zdaniem kluczowa. Nie zdradzę szczegółów, ale podkreśla ona wydźwięk całości, który jest taki: zawsze trzeba wybrać, czy żyjemy dla siebie, czy żyjemy na pokaz, żeby przypodobać się innym ludziom. Dobrze dla odbioru filmu, kiedy ma się pomysł na zakończenie. Nie jest ono wcale krzykliwe, ale właśnie subtelnie podkreśla węzeł gordyjski bohaterów.

Wheelerowie to młode małżeństwo żyjące z powodzeniem. Mają siebie, dzieci, zdrowie, również wszystkie ówczesne dobra materialne są w ich zasięgu, w tym piękny dom w spokojnej dzielnicy. Uwaga, to jest za mało. Nie widzieli chyba Polski lat 50. Nie, oczywiście April nie chodzi o sferę materialną. Chodzi jej o dawne uczucie, kiedy się poznali, gdy jeszcze płonął ogień. Kiedy mieli jeszcze czas na realizację ambicji. Ona się czuje niespełniona, bo gdzieś pogrzebali dawne marzenia. Frank tego nie zauważył, kiedy stał się wyrobnikiem "korpo" - nie mylić jak jeden recenzent z urzędnikiem. April czuje upływ czasu. To jest, być może jedna z osób ponadprzeciętnych (choć tego nie wiemy), która ma wysokie aspiracje. Marzy o aktorstwie. Dusi się we własnym domu. Dusi się w takim życiu.


Wszystko, co w życiu robimy, podlega ocenie innych ludzi. Wiele osób przykłada zbyt dużą wagę do życia nie własnego, ale innych. Wheelerowie wydają się być ofiarami opinii sąsiadów i kolegów z pracy. To jest w tym filmie świetne, kiedy w dialogach na spotkaniach towarzyskich ci znajomi, sąsiedzi "badają" siebie nawzajem. Oni nie są wyluzowani, nie czują się ze sobą komfortowo. Najważniejsze jest, co ludzie powiedzą. Hiacynta bukiet zaciera ręce. To najlepiej obrazuje moment, w którym główni bohaterowie oznajmiają Campbellom, że przenoszą się do Paryża. Po z pozoru miłym wieczorze, u Campbellów trwa rozpacz, ponieważ ktoś wymyka się poza schemat. Co my teraz zrobimy, może oni są lepsi? U Wheelerów z kolei śmiech i ubaw z sąsiadów, którzy już im zazdroszczą. Już po wszystkim możemy zdjąć maski.



Film jest prowadzony w rytmie "American Beauty". Muzyka zdaje się być skopiowana z tamtego obrazu Mendesa. Aktorzy są świetnie ubrani, jest spokojna okolica, przystrzyżone, zieloniutkie trawniki, szklane domy. Ten spokój wokół domu bohaterów, potęguję wrażenie zastoju, który tak wspaniale wyraża twarz Kate Winslet. Wszystko portretuje nieoceniony Roger Deakins. Zawsze myślałem, że zdjęcia we wnętrzach nie mogą robić dobrego wrażenia. Tutaj kamera skupia się na aktorach. Całość ze światłem i charakteryzacją daje wrażenie jakbyśmy oglądali mega gwiazdy filmu lat 50. Zwłaszcza Winslet aspiruje do tego miana. To ona przewodzi w ukazaniu drugiego głównego tematu filmu. Czyli odgrywanie ról w życiu. To już nie gra ona, to gra jej postać April Wheeler, która prawdziwe emocje zostawia sobie, a uzewnętrznia te, które właśnie sobie wykalkulowała. Największym problemem tej postaci jest to, że cierpi za słabo, żeby odejść i za mocno, żeby zostać. Jest zamknięta w toksycznej poniekąd relacji, choć nie brakuje przecież miłości. DiCaprio z kolei gra postać którą znamy z jego wcześniejszych kreacji. Nabuzowany emocjami Frank co rusz wybucha gniewem, a jego twarz staję się purpurowa. W bajkach zwykle w takich sytuacja leci para z uszu. Ale nie tu. To także postać w ciągłym konflikcie ze sobą. W jego przypadku wygrywa przeciwległe "Ja" niż u April. Frank postanawia żyć jak reszta społeczeństwa, choć wcześniej obiecywał sobie coś innego.


Mendes i Hayte stworzyli intensywne i chwytające za gardło studium rozpadu małżeństwa. Zastosowali ciekawy zabieg. Fabuła lawiruje tylko wokół ich relacji. Para skupia się na sobie do tego stopnia, że dwoje dzieci w domu jest niezauważalne. Ten zabieg obnaża w końcu eskalacje ich egoizmu do momentu wybuchu, prowadzącego do autodestrukcji.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Sam Mendes udowodnił już swój talent reżyserski w 1999 roku, kręcąc "American Beauty" - opowieść o... czytaj więcej
"Droga do szczęścia" w reżyserii Sama Mendesa to dziwny film i trudny do klasyfikacji w prostych... czytaj więcej
Zastanawialiście się kiedyś, kim byli rodzice... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones