Recenzja filmu

Dwadzieścia dziewięć palm (2003)
Bruno Dumont
David Wissak
Yekaterina Golubeva

Brudny egzystencjalizm w pięknej słonecznej Kalifornii

Trzeci z kolei film Bruno Dumonta "Dwadzieścia dziewięć palm" z 2003 roku to obraz niejednoznaczny. Sam reżyser w kilku wywiadach określił swoje dzieło mianem "eksperymentalnego horroru". Jednak
Trzeci z kolei film Bruno Dumonta "Dwadzieścia dziewięć palm" z 2003 roku to obraz niejednoznaczny. Sam reżyser w kilku wywiadach określił swoje dzieło mianem "eksperymentalnego horroru". Jednak historia pary młodych ludzi podróżującej przez bezkresne pustkowia Kalifornii, horroru stricte raczej nie przypomina. Bliżej tej produkcji do kina drogi, w którym pojawiają się wątki posępnego thrillera i okrutnej przypowieści.

David i Kate wyruszają wielkim Hummerem w swój swoisty bad trip (swoisty bowiem całkowicie na trzeźwo). Celem ich podróży i kluczowym elementem filmu jest podziwianie osobliwości Parku Narodowego Joshua Tree. Bohaterowie, targani silnymi emocjami na przemian kłócą się i kochają (delikatnie powiedziane), zbliżają się gwałtownie do siebie, aby za chwilę odepchnąć się ze zdwojoną siłą. Ich popędy znajdą wkrótce ujście w tragicznym splocie wydarzeń.

Twórca "Ludzkości" nie byłby sobą, gdyby nie okrasił swojego filmu realistycznymi scenami seksu i przemocy. Z pasją psychopaty każe widzowi czekać ponad sto minut na kulminacyjną, wielce zagadkową sekwencję, która zniweczy pokładane w tym dziele nadzieje.

Podobnie jak w innych filmach, Dumont zwodzi widza, który czeka na rozwiązanie niespiesznie prowadzonej akcji. Punkt kulminacyjny jest jak cios w potylicę – to chyba charakterystyczna cecha francuskiego reżysera, który w swoich filmach bada cierpliwość publiczności. Jego kino jest hermetyczne, nieprzyjemne i odpychające, a mimo wszystko ludzkie i… kojące. Kategorią nadrzędną jego twórczości jest ludzka cielesność i antagonistyczna natura człowieka. Daleko mu jednak do prymitywnej psychoanalizy.
Bruno Dumont obok twórców takich jak Catherine Breillat, Gaspar Noé czy Philippe Grandrieux, wpisuje się w tzw. New French Extremity – nurt w kinie francuskim, który charakteryzuje się nagromadzeniem w fabułach filmów ekstremalnych treści. Często seks i przemoc, ukazane w sposób pornograficzny, definiują dane dzieło pod względem formalnym. Genezy tego zjawiska należy szukać już wcześniej – w literaturze Markiza de Sade'a, poezji Baudelaira czy twórczości Piera Paolo Pasoliniego.

"Dwadzieścia dziewięć palm" ("Twentynine Palms" pisane razem – nie mylić z amerykańskim thrillerem z 2002 roku pt. "Twenty-nine Palms"), to dzieło trudne w odbiorze. Męczące i niepokojące. Reżyser znakomicie przedstawił portrety psychologiczne głównych bohaterów. Ich zagubienie wynika z różnic kulturowych (ona jest Rosjanką, on Amerykaninem). Konflikt zachodzi już na poziomie czysto werbalnym, a jedynym porozumieniem okazuje się oddanie we władzę żądz i popędów – to z kolei prowadzi do zezwierzęcenia i tragedii.

Wydawać by się mogło, że Dumont zaczyna lekko, budując swego rodzaju dramat obyczajowy o miłości. Niezbyt szybko dowiadujemy się jednak, że podstawą związku Davida i Kate jest nic więcej jak prymitywna chuć. Znając poprzedni film twórcy "Flandrii", nie możemy liczyć na happy end.
  
 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Fotograf David (David Wissak) zatrzymuje się wraz ze swoją modelką Katią (Yekaterina Golubeva) w motelu... czytaj więcej
Czy człowiek może stać się zwierzęciem? Czy istnieje bariera psychiczna, której przekroczenie spowoduje... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones