Recenzja wyd. DVD filmu

Fałszerz (2014)
Philip Martin
John Travolta
Christopher Plummer

Kopiowanie na ekranie

Zachęcony zwiastunem produkcji oraz metką "thriller/kryminał" jej przyznaną, z niekłamaną nadzieją przystąpiłem do dzieła Philipa Martina i... szybko zrewidowałem swe poglądy odnośnie gatunku
Kino traktujące o fałszerzach dzieł sztuki daje twórcom ogromne pole do popisu, z którego aż żal jest odpowiednio nie skorzystać. Typowy film przynależący do wyżej wymienionego (pod)gatunku serwuje zwykle widzom lekkostrawną mieszankę: humoru, luźnego klimatu oraz obcowania z najwyższą (jakoby) formą ludzkiego bytu oddaną na płótnie. Owe elementy doprawione są zazwyczaj rzetelnymi przygotowaniami do finalnego skoku zakończonego obowiązkowym, wieńczącym dzieło, twistem. Najnowszy "Fałszerz" o tyle różni się od tuzów typu "Vinci" czy solidnego "Incognito", iż wątek obyczajowy zdecydowanie przysłania fragmenty skupiające się na realizacji karkołomnego planu. Nieco na wyrost można by również stwierdzić, iż żaden reprezentant gatunku do tej pory nie miał zaszczytu gościć Johna Travolty w swych skromnych, kinematograficznych progach...

Raymond J. Cutter (John Travolta) to wybitny kopista, który swój talent do podrabiania dzieł sztuki wykorzystał w niecnych celach. Gdy mężczyźnie zostaje blisko 10 miesięcy odsiadki w niezbyt przytulnej celi, fałszerz decyduje się iść na układ z miejscowym gangsterem. W zamian za przedterminowe zwolnienie z więzienia, Cutter ma podrobić słynny obraz Moneta o niewyobrażalnej wartości. Raymond zmuszony będzie poprosić o pomoc ojca Josepha (Christopher Plummer), mistrza przekrętów na emeryturze; obu panom przyda się także wsparcie Cuttera juniora, Willa (Tye Sheridan). Cała intryga nabierze rumieńców w momencie, gdy na trop rodzinki natrafi agentka Paisley (Abigail Spencer), zaś syn zażyczy sobie odwiedzić dawno niewidzianą matkę Kim (Jennifer Ehle). Czy Raymond dopnie swego nawet w obliczu niesprzyjających sprawie okoliczności?

Zachęcony zwiastunem produkcji oraz metką "thriller/kryminał" jej przyznaną, z niekłamaną nadzieją przystąpiłem do dzieła Philipa Martina i... szybko zrewidowałem swe poglądy odnośnie gatunku filmu. Pomimo początku umiejscowionego w czterech ścianach zakładu penitencjarnego oraz szybkiego pójścia na układ przez zdesperowanego Cuttera, "Fałszerz" to niemalże pełnokrwisty obyczaj, momentami jedynie przypominający widzowi o swych bardziej rozrywkowych korzeniach. Sceny rozplanowywania bezczelnie brawurowego skoku oraz wyprowadzania w pole ścigających familię agentów stanowią tylko sympatyczne tło względem trudnych relacji rodzinnych rządzących rodem Cutterów. Trzon produkcji buduje próba zbliżenia się Raymonda do nieco wyobcowanego syna, wychowywanego w głównej mierze przez dziadka. Sukcesywne postępy ojca w odnowieniu więzi zarówno z własną pociechą, jak i Josephem, to motyw nie mniej wciągający niż przypisywanie ról w misternie skonstruowanym rabunku czy pieczołowite tworzenie kopii idealnej.

O ile obyczajowy rdzeń historii jako tako się broni, tak kryminalna otoczka odrobinę zawodzi. Owszem, na fanów akcji czekają sceny obejmujące choćby Travoltę kładącego paru drabów w nierównej walce wręcz (od czego ma się jednak "bejsbola"?), ucieczkę zwieńczoną skakaniem po dachach czy finalnym przekrętem połączonym z włamem do muzeum; tym niemniej element sensacyjny wydaje się być zrealizowany "po łebkach", tj. z małym rozmachem i setkami cliché zaczerpniętymi ze znacznie lepiej zbilansowanych przedstawicieli gatunku. Z drugiej jednak strony, dzięki składowej traktującej o zuchwałym oszustwie, "Fałszerz" wymyka się nieco ze skostniałych ram kina obyczajowego, co z kolei stanowi miłą odmianę od rutyny.

Ostatni występ o większym znaczeniu John Travolta zaliczył w średniawym "Sezonie na zabijanie", w którym to partnerował Robertowi De Niro. Rola w "Fałszerzu" pod paroma względami faktycznie pasuje do aktora, mimo to raczej ciężko uwierzyć, iż dawny idol nastolatek ma w sobie głęboko ukryty artystyczny potencjał. W scenach uwypuklających cwaniacki charakter bohatera, Travolta sprawdza się przekonująco; co więcej, nawet nadmienione wcześniej sekwencje pojedynków Cuttera z przeważającymi go liczebnie rzezimieszkami dają przysłowiową radę (wszak Travolta był już kreowany na twardzieli w "Bez twarzy", "Tajnej broni" czy niedawnych "Pozdrowieniach z Paryża"). Gorzej jednak, gdy dochodzi do maźnięć pędzlem nad płótnem, w których osobiście wyczułem lekką nutkę komputerowych efektów (kolejne malunki pojawiające się na materiale wyglądają co najmniej podejrzanie...). Pomimo starań Travolty i poza kulisowych przygotowań pod okiem prawdziwych fałszerzy (patrz: wywiad) końcowy rezultat jest równie wiarygodny, co i wysiłki Jasona Patrica w bliźniaczo podobnym "Incognito" z 1997 r. Abstrahując od artystycznych zapędów aktora, ciężko nie zwrócić również uwagi na twarz artysty, przypominającą obecnie gipsową maskę z przeszczepionymi włosami. W żadnym wypadku nie mam zamiaru zawistnie wypunktowywać kolejnych negatywów w fizys Travolty; po prostu niejednemu kinomanowi z wieloletnim stażem zrobi się przykro na widok ich ulubieńca pozbawionego bardziej zaawansowanej mimiki na rzecz nieco wygładzonych zmarszczek... Na osłodę po łyżeczce dziegciu - w obsadzie filmu bryluje Christopher Plummer, który w roli zgorzkniałego ojca, zmęczonego wybrykami syna, sprawdza się solidnie... jak zwykle zresztą. Plus przyznać by także wypadało Tye'owi Sheridanowi, gdyż chłopak z roku na rok grywa w coraz bardziej ambitnych projektach. Oby tak dalej.

"Fałszerz" to ciężki orzech do zgryzienia głównie ze względu na średnio efektywne połączenie dwóch gatunków. Film nie sprawdza się do końca ani jako kino rabunkowe, ani jako obyczaj; zdecydowanie bliżej jednak dziełu Martina do tej drugiej kategorii, o czym świadczy choćby słodko-gorzkie zakończenie. Recenzowany tytuł czerpie sowicie z najlepszych pozycji zakorzenionych w obrazach o przekrętach, robi to jednak ledwie na pół gwizdka, na tyle bowiem pozwolił ograniczony budżet i równie ograniczona dystrybucja filmu. "Fałszerza" polecam przede wszystkim osobom lubującym się w rodzinnych obyczajach oraz pragnącym ujrzeć ponownie w akcji zapomnianego nieco Travoltę. Kto jednak liczy na wciągającą i trzymającą nieustannie w napięciu produkcję sensacyjną, niech lepiej weźmie dodatkowe lekcje z matematyki i zacznie liczyć ponownie. Nie ten adres, Panowie i Panie, nie ten adres...

Ogółem: 6=/10

W telegraficznym skrócie: ciekawy w założeniach film nieco poległ na froncie kina rabunkowego, sprawdzając się znacznie lepiej w kategorii obyczaju; skromny obraz pozbawiony blichtru kinowych hitów potrafi zaintrygować głównie dobrze nakreślonymi relacjami rodzinnymi, które zresztą stanowią o ewentualnej sile filmu; miło ponownie ujrzeć na ekranie Travoltę, choćby z ponaciąganym i przedobrzonym przez chirurgów licem; z odpowiednim nastawieniem seans z "Fałszerzem" ma prawo się udać.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones